[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jest to dom członka Parlamentu Martina Ellington-Jamesa - dodał,
przerywając przedłużające się milczenie.
34
R S
Pobłażliwy uśmiech Dizzy zbladł i odwróciła się posłusznie ku malowidłu
przedstawiającemu gotycki dwór, którego chłodna brzydota znakomicie została
uchwycona przez artystę.
- Całkiem niezłe - powiedziała niezobowiązująco.
- Namalowała to Valerie Sherman - ciągnął, jak gdyby nawet grzeczna
rozmowa była dla niego zródłem potężnego stresu.
Dizzy odwróciła się do niego i przeszył ją na wskroś wyraz zachwytu, z
jakim wpatrywał się w obraz, a jego złociste oczy jarzyły się uwielbieniem. Z
zapartym tchem patrzyła, jaki był piękny, i nie mogła nic na to poradzić, że
wciąż ciekawa była, jak by się czuła, gdyby w ten sposób patrzył na nią. Chciała
zobaczyć go bez okularów i nieśmiało zastanawiała się, czy nosi je także wtedy,
gdy nie pracuje, czy może lubi się za nimi chować. Przypomniała sobie, że gdy
pływał tego popołudnia w jeziorze, spojrzenie jego oczu wydawało się ostre...
Na samą tę myśl oblała się rumieńcem.
- Myślę, że tu mieszkała - mówił teraz rzeczowo. Dizzy zamrugała
powiekami w zakłopotaniu, gdy zauważyła, że Zachariah Bennet przestał
patrzeć na obraz i patrzy właśnie na nią. Pewnie zaciekawiło go, cóż takiego
fascynującego widziała w jego osobie. Wątpiła, czy patrzyłby z równie
niecierpliwą grzecznością, gdyby znał prawdę!
- Myślę, że ma pan rację - potwierdziła sucho.
- To pani wie coś o obrazach i ich twórcach? - Miodowobrązowe oczy
rozszerzyły się.
- Coś niecoś - skinęła głową.
Nie potrafił całkowicie powstrzymać wyrazu zdumienia.
- Czy pani lubi malarstwo panny Sherman? - Wydawało się, że odczuł
ulgę znalazłszy temat, na który mógł z nią rozmawiać, dopóki nie dołączy do
nich Christi.
- Cenię sobie dobre malarstwo - powiedziała wymijająco, nie chcąc
specjalnie zagłębiać się w dyskusję, a zwłaszcza na ten temat. - Nie sądzę, aby
35
R S
ktoś miał wątpliwości co do tego, że Valerie Sherman to dobra artystka - dodała
nagle. - Uchwyciła z pewnością doskonale całą brzydotę Knollsley Hall.
Jego uwaga zwróciła się znów ku obrazowi.
- Być może jest trochę...
- Groteskowy - dokończyła szybko Dizzy.
- Możliwe - pokiwał głową. - Ale jest także przejmujący.
Powodem, dla którego Dizzy znielubiła obraz przedstawiający Knollsley
Hall, było to, że zbyt mocno podobny był do prawdziwego, który tak dobrze
znała.
- Mam także inne jej obrazy - powiedział lekko profesor. - Musi mi pani
pozwolić zademonstrować je sobie któregoś dnia.
Była to grzeczna, pozbawiona znaczenia propozycja, złożona przez
gospodarza, który w swoim domu ma gościa - nawet niepożądanego - i tak
właśnie Dizzy ją odebrała. Ani on nie odczuwał rzeczywistej potrzeby
pokazania jej prac Valerie Sherman, ani ona nie była zainteresowana ich
obejrzeniem.
- Z przyjemnością. - Odwróciła się od irytującego ją obrazu. - Och,
przepraszam - powiedziała niezręcznie, gdy ciało jej przebiegł mimowolny
dreszcz. - Ja... Tu jest nieco chłodno - wytłumaczyła się.
- Jestem pewien, że nie jest to otoczenie, do którego pani przywykła. -
Przez jego surowe rysy przebiegł cień uśmiechu.
- Ooch, oooch! - wyjąkała żałośnie Dizzy. Oczywiście, był przekonany,
że gdy już wycisnęła do cna innych swoich przyjaciół, właśnie oni mają teraz
zapewnić jej wszelkie wygody życiowe.
Patrzyła więc szeroko otwartymi, niewinnymi oczami - było tu przecież
nadzwyczajnie w porównaniu z ławką w parku.
- Proszę stanąć przy ogniu - rozkazał krótko. Skrzywił się i odsunął od
niej. - Czy naprawdę spałaby pani dziś w nocy na ławce? - zapytał delikatnie,
gdy posłusznie stanęła obok niego przy ogniu.
36
R S
W duszy posłała Christi kilka cichych słów wyrzutu za te wszystkie
kłamstwa, w które została wrobiona. Rzeczywiście, ławka w parku!
- Nie wiem dokładnie - stwierdziła niezobowiązująco.
Złociste oczy prześlizgiwały się po niej z namysłem.
- Jestem pewien, że akurat do tego nigdy nie dochodzi - powiedział
zimno. - Zapewne... Henry znowu by pomógł.
Dizzy zachłysnęła się powietrzem. Gdzież podziewała się ta podżegaczka
Christi, Producentka wszystkich tych kłamstw, kiedy akurat jej potrzebowała?
- Nie sądzę - potrząsnęła głową. - Ja... dzisiaj śpi z kim innym. - Boże
święty, a teraz robiła to już sama!
- Rozumiem - wycedził nagle Zachariah Bennet.
- Czy często widuje się pani z Christi, gdy jesteście w Londynie?
Nic innego, tylko wypytywanie, czy ma stały zły wpływ na jego
bratanicę!
- Chyba mówiłam już panu, że nie widziałyśmy się od wielu lat. - Zbyła
jego pytanie. - Nie może pan sobie wyobrazić, jak się ucieszyłam, gdy
dowiedziałam się, że Christi tu właśnie mieszka. - To przynajmniej było prawdą.
Nie spotkałaby go i nie zobaczyłaby jego zamku, gdyby nie było tu Christi, a
teraz nie chciałaby stracić żadnego z nich!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]