[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Maddy była realistką. Wiedziała dobrze, iż minione dwadzieścia lat zmieniło w niej prawie
wszystko. Była jednak jedna rzecz, która oparła się upływowi czasu. Sympatia dla Carvera
Yennera.
Dotrzymał słowa. Kupił kawę i pączki. Usiedli przy stoliku przed piekarnią i obserwowali
przechodzących ludzi. Maddy objęła gorący kubek i trzymała go przy ustach, wdychając silny
aromat kawy. Podniosła wzrok. Zobaczyła, że Carver badawczo się jej przygląda. Obserwował
ją od chwili, w której usiedli przy stoliku. Poczuła dziwny ucisk w podbrzuszu. Szybko
wytłumaczyła sobie, że to rezultat gorącej kawy.
%7łeby rozproszyć myśli zbaczające na niebezpieczne tory, postanowiła wznowić rozmowę.
Kiedyś drażnił ją Carver, dziś w podobny sposób ona spróbuje mu się zrewanżować.
- A więc perspektywy zostania ojcem na stare lata tak bardzo cię przeraziły? - spytała
zaczepnie.
W pierwszej chwili nie odpowiedział. Popatrzył tępo na swój kubek kawy i wzruszył
ramionami.
- To był wstrząs - stwierdził. - Czuję się przy tym tak, jakbym schrzanił ostatnie
dwanaście lat mego życia. Gdyby Abby przyznała się do ciąży i powiedziała mi, że jestem
ojcem... - Nagle zawiesił głos.
- Co wtedy?
- Nie wiem. Ale na pewno życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.
Maddy postanowiła zabawić się w adwokata diabła.
- Zupełnie inaczej? Dla kogo? Dla ciebie? Rachel? A może Abby? W jaki sposób? -
zarzucała pytaniami Carvera. - Znów wzruszył ramionami. Milczał, a ona mówiła dalej. Miała
nadzieję uzmysłowić mu, że w życiu dzieją się rzeczy, na które człowiek nie ma żadnego
wpływu. - Ożeniłbyś się z matką Rachel? - spytała. - Jeśli tak, to sądzisz, że długo
wytrwalibyście w małżeństwie? A czy Rachel, jako dziecko rozwiedzionych rodziców, stałaby
się inna, gdyby pojęła, że jej rodzice się nie kochają i tylko fakt jej urodzenia ich ze sobą
związał?
- Nie mam pojęcia - odparł Carver. - Ale gdybym wiedział o istnieniu Rachel, nawet nie
39
ożeniwszy się z Abby mógłbym w jakimś sensie uczestniczyć w życiu mego dziecka.
- W jaki sposób? - pytała dalej Maddy. - Przecież mieszkalibyście na przeciwnych
krańcach kraju. I nadal byś podróżował. Mimo twych najlepszych chęci, Rachel pozostawałaby
zaniedbanym dzieckiem. Teraz przynajmniej oboje macie szanse zacząć wszystko od nowa. I
pamiętaj jeszcze o jednym. Ona nie może winić cię za to, że nie wiedziałeś o jej istnieniu.
Carver uśmiechnął się smutno. Miał nieszczęśliwą minę.
- Nie może?
- Och, będzie ci miała wiele rzeczy za złe. Ale powinna zrozumieć, że powodem, dla
którego do tej pory nie uczestniczyłeś w jej życiu, wcale nie był fakt, iż ci na niej nie zależało.
Po prostu nie miałeś pojęcia, że po świecie pęta się twoje dziecko. To ogromna różnica. I w
końcu Rachel to pojmie.
Carver milczał. Wyglądał na przybitego. Maddy sięgnęła nad stolikiem i położyła dłoń na
jego ręce.
- Staraj się nie myśleć o tych dwunastu latach, bo ich nie zmienisz - dodała ciepło. -
Skoncentruj się na dniu dzisiejszym. I myśl o przyszłości.
Popatrzył na leżącą przed nim dłoń Maddy. Miała krótkie, nie polakierowane paznokcie i
palce beż żadnych ozdób. Oto ręka kobiety sensownej. I prostolinijnej. Jak często
bezpośredniość Maddy irytowała go w szkolnych czasach? Jak często pragnął wtedy mocno
nią potrząsnąć i wybić jej z głowy głupie pomysły? Codziennie. Bo dzień w dzień
doprowadzała go do białej gorączki. Za każdym razem miał nieprzepartą ochotę wziąć ją za
ramiona i... i pocałować, przypomniał sobie nagle. Zrobił to tylko jeden raz. Teraz też miał na to
ochotę.
Skąd coś podobnego przyszło mu do głowy? Kiedyś była to sprawa młodzieńczych
hormonów. Ale dziś był dojrzałym mężczyzną, w pełni panującym nad odruchami. Nie, nie
chciał pocałować Maddy Saunders-Garrett. Za żadne skarby.
Jeśli to prawda, szeptał mu wewnętrzny głos, to czemu zrobiło ci się tak dobrze, kiedy
położyła rękę na twojej dłoni?
Bo marzłem, odparł szybko. Nawet taka zimna kobieta jak Maddy potrafi osłonić
człowieka od chłodu.
Ogarnęło go rozbawienie. Nie uznał tego wyjaśnienia. Próbował go stłumić, ale w głębi
40
serca musiał przyznać, że z Maddy było mu dobrze. Nawet bardzo dobrze. Odruchowo obrócił
dłoń i splótł palce z jej palcami.
- Będę potrzebował ciągłego wsparcia, żeby z tym wszystkim sobie poradzić - odezwał
się po chwili.
Podniósł głowę, spojrzał na Maddy i zobaczył niepokój malujący się na jej twarzy. Powoli
cofnęła rękę.
- Mogę polecić ci dobrego doradcę do spraw rodzinnych - powiedziała, podnosząc do ust
kubek z kawą.
Nie zrażony Carver stukał palcami w stolik.
- Byłoby mi trudno rozmawiać o takich sprawach z kimś zupełnie obcym.
- Będziesz zdziwiony, ale na ogół dzieje się wręcz przeciwnie. Wielu ludzi łatwiej otwiera
się przed nieznajomymi niż przed przyjacielem.
- Ja do tej grupy nie należę.
- A ja nie jestem licencjonowanym doradcą.
- Ale za to przyjacielem.
Maddy westchnęła głęboko. Pragnęła zaprzeczyć, ale nie potrafiła. Była to przecież
prawda. Nie chciała jednak, by Carver się domyślił, że uważa go nie tylko za przyjaciela.
- No, dobrze - zgodziła się z ociąganiem. - Gdy poczujesz potrzebę pogadania, zadzwoń
do mnie.
- Będę wolał się z tobą zobaczyć.
- Jestem bardzo zajęta.
- Ale co stanie się ze mną? I z Rachel? - prawie jęknął. Był to chwyt poniżej pasa, uznała
Maddy. Jak teraz powinna odpowiedzieć?
- Dałam ci moją wizytówkę - oznajmiła, podnosząc się z miejsca. - Na odwrocie
zapisałam swój domowy telefon.
Znała reakcje Carvera i mogłaby przysiąc, że zamanifestowaną przez nią chęć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]