[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wojny i już wkrótce ziarno miało wydać plon. Margaret przez długie miesiące usiło-
wała do tego nie dopuścić, a teraz zrozumiała, że wojna jest jedyną szansą likwidacji
niewolnictwa. Choć przerażająca, ta wojna musi wybuchnąć. Tutaj, w Nowej Szwecji,
rozmowy o wojnie rozbrzmiewały po właściwej stronie. To mówili jej rodacy.
588
Duńczyk podsłuchał jedną z takich rozmów w przydrożnym zajezdzie, gdzie cała
grupa mogła zasiąść razem przy stole: Czarni, Biali i mieszańcy. Oparł się wtedy wy-
godnie, założył ręce za głowę i westchnął.
 Dobrze jest być w domu  powiedział.
Przez całą drogę Alvin starał się uleczyć rany żony Duńczyka. Margaret zapewni-
ła go, że wszystkie jej wspomnienia wciąż tkwią w płomieniu serca, ukryte przed nią
dlatego, że są ukryte przed samą kobietą. Była to powolna, precyzyjna robota, napra-
wianie kilku nerwów naraz, kilku maleńkich obszarów w mózgu. Ale wszyscy widzieli
postęp. Kobieta coraz mniej utykała, coraz sprawniej poruszała rękami, mówiła coraz
wyrazniej. I coraz więcej pamiętała.
Aż pewnego ranka z krzykiem zbudziła się z przerażającego snu. Była z nią Ryba,
ale Duńczyk przybiegł natychmiast. Kiedy wszedł do pokoju, kobieta spojrzała na niego
i powiedziała:
 Ja śniłam, ty chciałeś mnie zabić!
Szlochając, Duńczyk wyznał jej swą straszną winę i błagał o wybaczenie.
 Nie jestem już tym samym człowiekiem  przekonywał.
589
Takie rany także potrzebują długiego czasu, by się zagoić.
Odległość, którą Alvin pokonał jednej nocy, niesiony zieloną pieśnią, w tej nie-
spiesznej podróży zajęła im ponad tydzień. Wreszcie jednak stanęli na znajomej ulicy
w Filadelfii. Arthur rozpoznał pensjonat i pobiegł szybko. Po chwili wypadł na ulicę
Mike Fink, a za nim wolniej, choć także z radością, Verily z Purity i Hezekiah. A kiedy
Alvin wszedł do domu, powitała go pani Louder cała obsypana mąką, ale to nie po-
wstrzymało jej przed mocnym uściskiem. Natychmiast zaczęła traktować Margaret jak
swą ukochaną córkę i tak się trzęsła nad nienarodzonym dzieckiem, aż Alvin żartował,
że sama czuje się matką.
Alvin i Margaret dostali najlepszy pokój, z balkonem wychodzącym na ogród. Usie-
dli tam pierwszego wieczoru, rozkoszując się spokojem pierwszej wspólnej nocy po
długim rozstaniu. Tak długim, że Alvin zdumiewał się, jak w ogóle ich dziecko zostało
poczęte.
 Nie rozstawajmy się już  odezwała się Margaret.
 Wiesz, nie chcę ci wypominać, ale podróżowałaś nie mniej ode mnie.
 Już nigdy więcej. Teraz się mnie nie pozbędziesz.
590
Alvin westchnął.
 Nie chcę się ciebie pozbywać, ale chcę też, żeby dziecko było bezpieczne. Zabio-
rę cię do domu, do Hatrack albo Vigor Kościoła, co wolisz. Ja jednak muszę się wybrać
do takiego miejsca w Tennizy, które nazywa się Kryształowym Miastem.
 Wez mnie ze sobą.
 Ryzykując, że zaczniesz rodzić w drodze? Nie, dziękuję.
Margaret westchnęła.
 Tyle włóczęgi, tak długie rozstanie, i co osiągnęliśmy? Wojna wciąż się zbliża.
A ty dalej nie wiesz, do czego może służyć ten twój pług, czym właściwie ma być
Kryształowe Miasto ani jak je zbudować.
 Parę rzeczy jednak wiem  odparł Alvin.  I może główną przyczyną tych
podróży nie były te cele, o których myśleliśmy. Może chodziło o ludzi, którzy śpią teraz
w sąsiednich pokojach. o Duńczyka, Gullaha Joe, o Rybę i panią Duńczyka. Myślę, że
w końcu doprowadzimy ich do Kryształowego Miasta. Purity i Hezekiah. . . chyba oni
też do nas dołączą.
 I Calvin  dodała Margaret.  Zmienił się.
591
 Ale nie potrafił się zmusić, by jechać razem z nami.
 Chyba mu wstyd tego, do czego doprowadziła w Camelocie jego beztroska. Ale
jest spokojniejszy. Jego płomień serca zawiera wiele ścieżek, które dokądś prowadzą.
I. . .
 I. . . ?
Uniosła jego dłoń do ust i pocałowała.
 I może mam też inne powody, by z większą nadzieją patrzeć w przyszłość.
 Wydaje się, że teraz, kiedy zawdzięcza mi życie, choćby w części, powinien
zacząć myśleć inaczej.
 Nie licz zbytnio na wdzięczność. To najbardziej ulotna ze wszystkich cnót czło-
wieka. Zmiana w nim musiała sięgnąć głębiej. Zaszła chyba wtedy, kiedy wzniósł falę,
by nie dopuścić do buntu niewolników. Ocalił tym tysiące ludzkich istnień.
Alvin zachichotał.
 Z czego się śmiejesz?  zapytała Margaret
592
 Wiesz, biegłem wtedy do was, ale patrzyłem, co się dzieje. Zobaczyłem, że pró-
buje rozkołysać wodę, jak w zabawie z czasów dzieciństwa. Ale był taki słaby, że nie
mógł sobie dać rady. Nie umiał się skupić.
 Więc ty to zrobiłeś  odgadła Margaret.
 Nawet mnie nie było łatwo  zapewnił Alvin.  A byłem przecież zdrowy
i doświadczony.
 W każdym razie nie mów mu, że to ty sprowadziłeś powódz.
Alvin znów się roześmiał.
 Miałbym mu odebrać wspomnienie jedynego bohaterskiego czynu? Na pewno
tego nie zrobię.
Przez długą chwilę milczeli. Wreszcie Margaret westchnęła i pogłaskała się po brzu-
chu.
 Myślę, jak bardzo moja matka chciałaby być tutaj przy mnie. Tak bardzo kochała
dzieci. Straciła dwoje, zanim ja się urodziłam i zdołałam przeżyć niemowlęctwo.
 Ale twoja matka tu jest  zapewnił Alvin. Położył jej rękę na piersi.  To
ona włożyła tu każde uderzenie serca, przez długie miesiące słyszała ten puls w swoim
593
łonie. Jest teraz w płomieniu twojego serca, a ty w jej. Coś takiego nie znika z powodu
takiego drobiazgu jak śmierć.
Uśmiechnęła się do niego.
 Sądzę, że masz rację, Al. Jak zwykle.
Pocałował ją.
Siedzieli na balkonie jeszcze chwilę, dopóki moskity nie zagoniły ich do pokoju.
Zasnęli i nawet we śnie tulili się do siebie, jakby w lęku, że to drugie może gdzieś
zniknąć. Jednak cudownym zrządzeniem losu rankiem wciąż byli razem, oboje, bliscy,
oddychający zgodnie, serca bijące jednym rytmem, płomienie serc jaskrawe, splecione
ze sobą żywoty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •