[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pośrednikowi!
- Przepowiedziałeś nasz powrót - przypomniał Tytus.
- Tak, lecz przepowiednie nie zawsze się spełniają. Przygotowałem wygodne i estetyczne
szaty. Zechciejcie się przebrać.
- Zanosi się na dłuższy pobyt? - próbował odgadnąć Laurin. - Zamierzasz urządzić bal czy coś w tym
rodzaju, by uczcić zagraniczne poselstwo?
- Coś w tym rodzaju - odparł Efer. - Wkrótce, spełniając zalecenia Rozumniejszych, pokażą
wam to i owo i będzie to początek dialogu przedstawicieli Cywilizacji Ziemskiej z reprezentantami
najwyższego szczebla kosmicznej drabiny Galaktyki.
- Jedno pytanie - rzekł Tytus.
- Nikt nie ograniczał ilości pytań - oświadczył grzeczny do przesady Efer. - Słucham z uwagą.
- Doszliśmy do przekonania, że jesteśmy Im potrzebni.
- Słuszne przekonanie, we Wszechświecie nie istnieją ani rzeczy, ani istoty nikomu
niepotrzebne.
Mozoliłem się z wzorzystym kaftanem, z bufiastymi rękawami, gdy do komnaty wszedł
nieznajomy i oznajmił, iż będzie mi służył pomocą we wszelkich sprawach, a więc także ułatwi
zmianę ubioru.
- Nazywam się Ki - powiedział półgłosem, pochylając głowę. - Zakładasz kaftan na lewą
stronę, stąd pewne kłopoty. Pozwól, że ci usłużę.
Zręczny Ki dokonał cudu. Oto stałem przed wielkim zwierciadłem, ubrany od stóp do głów w
aksamity, atłasy, w zamsze i koronki. Zestawienie kolorów oryginalne, fiolet, błękit i zieleń.
- Odpowiednie do wieku - stwierdził Ki, a zauważywszy mój grymas, szybko się poprawił: -
dla średniego wieku, co mówię, dla dojrzałego wieku. Proszę wybaczyć, niewiele wiem o ludziach.
- Rzeczywiście, niewiele wiesz o ludziach. Przekroczyłem dawno dojrzały wiek, ale daleko
jeszcze do starości.
- O, daleko, daleko.
- Niezle władasz ludzkim językiem.
- Efer nauczył.
- Dobry nauczyciel.
- Nie ma lepszego - zapewnił Ki.
- A gdybyś się nie nauczył?
- Czekają na nas.
Ki otworzył drzwi, zobaczyłem sąsiednią komnatę i sylwetki moich przyjaciół: Tytusa w
śnieżnobiałym stroju, Laurina w długiej, błękitnej szacie, Akona w czarnej sukni i Terezę w różowej
krynolinie. Maskarada, pomyślałem, a Efer pośpieszył natychmiast z odpowiedzią:
- Konieczna maskarada. Mieszkańcy mego kraju nie są przygotowani na powitanie gości z
innego świata, a te stroje ułatwią poruszanie się po mieście i okolicach.
- Niektórych jednak wtajemniczono - rzekł Laurin.
- Kilku zaufanych - odparł Efer - to moi asystenci, wprowadziłem pewne poprawki do ich
umysłów. Są inteligentni, posłuszni i dyskretni. Przejdziemy teraz główną aleją na stadion, gdzie
zobaczycie gry i zabawy. Mieszkańcy tego miasta lubią się bawić i niemal codziennie uczestniczą w
imprezach, które sarni organizują. Istnieje rywalizacja w tej dziedzinie. Autorzy
najoryginalniejszych i najbardziej dowcipnych pomysłów otrzymują nagrody.
Z ulic przecinających aleję płynął barwny tłum istot w płaszczach z lazurowego aksamitu, w
kurtkach z fioletowego sukna, w zielonych pelerynach z jedwabiu, w pomarańczoworóżowych
szatach. Niektóre przyozdobione srebrnymi dzwonkami, dzwięczącymi przy każdym ruchu. Tłum
rozstępował się przed Eferem, gości z innego kraju pozdrawiano uśmiechami.
- Piękne miasto, piękny spacer i piękne istoty - mówił Tytus. - Chciałoby się powiedzieć:
piękni ludzie, ale chociaż bardzo są podobni do ludzi, jest to podobieństwo pozorne i chwilowe, bo
im dłużej przyglądam się tym istotom, tym więcej dostrzegam różnic.
- Różnic? - zainteresował się Ki. - Jakich różnic?
- No, na przykład sposób chodzenia - odparł Tytus. - Z trudem odrywają stopy od kamiennych
płyt alei, jak gdyby dzwigali na ramionach olbrzymi ciężar.
- Sporo ważą - tłumaczył Ki - o wiele więcej od ludzi. Słusznie powiedziałeś, że to pozorne
podobieństwo, zewnętrzny kształt zbliżony, struktura odmienna. Jakie jeszcze dostrzegłeś różnice?
- Ręce, dłonie, palce w bezustannym ruchu. Ludzie również gestykulują, lecz z umiarem.
Zmieją się głośno i często, nagle milkną, pogrążając się w smutnej zadumie.
- Pod wieloma względami ustępują ludziom - powiedział Efer. - Ta cywilizacja stawia
pierwsze kroki.
- Uczymy się chodzić - rzekł Ki. - Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołamy osiągnąć waszą
doskonałość.
- Daleko nam do doskonałości - odezwał się Laurin. - Nie jesteśmy doskonali.
- Pozostawcie ocenę innym - powiedział Efer. - Przede wszystkim tym, którzy wiele widzieli
i mogą porównywać.
Weszliśmy na stadion, do honorowej loży. Stutysiączny tłum powstał, Efer skinął głową i
wszyscy usiedli, wracając do przerwanych pogawędek.
- Obserwują nie znanych gości - stwierdziła Tereza - lecz czynią to dyskretnie.
- Dobra szkoła, staranne wychowanie - oświadczył filozof Akon.
- Ki, który należy do grona moich najbliższych współpracowników - mówił Efer - zadaje
sobie wiele trudu, by przygotować te istoty do życia.
- Jesteś pedagogiem? - zapytał Akon.
- W pewnym sensie - odparł Ki.
Nie dowiedzieliśmy się w jakim sensie, bo przy dzwiękach trąb wjechał na owalną arenę
herold w fantastycznie kolorowym stroju i oznajmił, że pora przerwać rozmowy i powitać artystów
Pierwszej Zabawy. Tłum zareagował śmiechem, herold pozdrowił Efera i odszedł, wlokąc za sobą
tren żółto-błękitnej peleryny.
Nigdy w życiu nie oglądałem podobnych pokazów. Na samym środku murawy ustawiono
wysoki, ośmioramienny wiatrak. Gdy skrzydła poczęły się obracać, z bramy wypadli jezdzcy na
białych koniach. Stojąc w siodłach, galopowali dookoła areny, następnie kolejno szarżowali na
wiatrak. Kopia zakończona kulą uderzała w skrzydło, jezdziec wylatywał w powietrze i albo
lądował
na miękkiej murawie, wywołując salwę śmiechu, albo uczepiwszy się skrzydła, demonstrował
karkołomny skok na siodło konia, oczekującego spokojnie powrotu swego pana. Ekwilibrystyczne
wyczyny wzbudzały entuzjazm widowni.
- Reagują jak dzieci - rzekł Laurin.
- Słusznie - zgodził się Efer - są rzeczywiście bardzo dziecinni.
- Kształtowanie mentalności tych istot - przemówił Ki - nie należy do najłatwiejszych zadań.
Dalsze słowa zagłuszył śmiech Stu tysięcy rozbawionych istot. Ośmiu jezdzców wirowało na
skrzydłach wiatraka, wokół którego galopowały konie. W pewnym momencie rozległ się gwizd i
akrobaci jednocześnie zeskoczyli na siodła.
- W powietrzu są lżejsi - poinformował Ki. - Dlatego tak chętnie uprawiają akrobatykę.
Ciężar zwiększa się po zetknięciu z powierzchnią planety.
Nie było czasu na wymianę zdań, bo na arenę wbiegła następna grupa artystów.
- Będą układać cztery wielkie mozaiki - powiedział Efer. - Kto szybciej to uczyni, otrzyma
nagrodę.
- Program gier i zabaw - mówił Ki - przewiduje ustawienie zamków naturalnej wielkości ze
specjalnych klocków, ewolucje akrobatyczne pod balonem napełnionym ciepłym powietrzem,
występy wesołków fikających kozły, grę stu wirtuozów na jednym instrumencie. Pokazy zakończą się
póznym wieczorem.
- Interesujące widowisko - powiedziała Tereza - a ty cały czas przypatrujesz się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •