[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak nie spodziewała się zobaczyć go w bluzie z kapturem, obcisłych spodniach i adidasach. Mills
pasował raczej do garniturów i krawatów. Zamówił najzwyklejszą kawę - mądry wybór - po czym
przysiadł się do jej stolika.
Doktor Mills był przeciętny pod każdym względem, dzięki czemu odnajdował się zarówno w szpitalu,
jak i na uniwersytecie. Znakomicie sprawdziłby się jako szpieg, pomyślała Claire. Miał niczym
niewyróżniającą się twarz, która wydawała się młoda pod pewnym kątem, a nieco starsza pod innym
- i której nie dało się właściwie zapamiętać.
Ale Claire lubiła jego sympatyczny, dodający otuchy uśmiech. Pomyślała, że to wielka zaleta lekarza.
- Dzień dobry - przywitał się, przełykając kawę. Miał przekrwione, podkrążone oczy. - Potem pójdę do
szpitala, trzeba oszacować szkody. Poza tym uruchamiamy ostry dyżur i intensywną terapię
kardiologiczną. Muszę się jeszcze zdrzemnąć. Nie ma nic gorszego od zmęczonego chirurga.
Claire poczuła jeszcze większe wyrzuty sumienia, że go obudziła.
- Postaram się nie zająć panu zbyt wiele czasu - obiecała, po czym otworzyła plecak i wyjęła z niego
pudełko, które popchnęła w kierunku Millsa. - W środku są próbki od Myrnina.
Mills zmarszczył brwi.
- Mam już setki próbek od Myrnina. Po co...
- Te są inne - przerwała mu Claire. - Proszę mi wierzyć. Ta z literką B jest bardzo ważna.
- Dlaczego taka ważna?
- Nie chcę o tym mówić. Wolałabym, żeby najpierw się jej pan przyjrzał. - Claire wiedziała, że w nauce
najlepiej jest zachować bezstronność, przeprowadzać eksperymenty bez nadmiernych oczekiwań.
Doktor Mills także zdawał sobie z tego sprawę, więc przytaknął i wziął pudełko. - Skoro chce się pan
przespać, może nie powinien pan pić kawy?
Doktor Mills się uśmiechnął.
- Lekarz, ucząc się zawodu, nabiera odporności na wszelkie możliwe paskudztwa, w tym kofeinę -
powiedział. - Możesz mi wierzyć, zasypiam z chwilą, gdy dotykam głową poduszki, choćbym miał
podłączoną kroplówkę z kawą. Znam sporo ludzi, którzy zapłaciliby za to fortunę. Mam na myśli
kroplówkę. Cieszę się, że jesteś w dobrej formie. Martwiłem się o ciebie. Jesteś taka młoda... za
młoda, żeby wdawać się w takie sprawy.
- Nic mi się nie stało. No i nie jestem już...
- ...taka młoda, wiem, wiem. Ale pozwól staruszkowi trochę się podenerwować. Mam dwie córki. -
Mills zgniótł kubek, rzutem za dwa punkty trafił do kosza, po czym wstał. - Tylko tyle lekarstwa udało
mi się zebrać. Przepraszam, że nie jest tego zbyt wiele, ale nowa partia będzie gotowa za kilka dni.
Podał jej brzęczącą torbę pełną małych buteleczek. Claire zerknęła do środka.
- To chyba sporo.
Chyba że będzie musiała podawać lek wszystkim w Morganville. Ale w takim wypadku i tak wszystko
by przepadło.
- Przepraszam, że tak w biegu, ale...
- Musi pan iść, wiem. Dziękuję, panie doktorze. - Wyciągnęła dłoń, którą Mills uścisnął z powagą.
Wokół jego nadgarstka srebrzyła się bransoletka z symbolem Amelie. Mills spojrzał na nią, po czym
przeniósł wzrok na złotą bransoletkę Claire. Wzruszył ramionami.
- Chyba jeszcze nie czas, by je zdejmować - powiedział. - leszcze nie.
Pan przynajmniej może zdjąć swoją, pomyślała Claire, ale nie wypowiedziała tych słów na głos. Mills
podpisywał umowy i kontrakty, a takie dokumenty miały w Morganville wiążącą moc. Claire zgodziła
się jednak na układ, w którym stała się własnością Amelie. Ona, jej dusza i ciało. Bransoletka Claire
nie miała zapięcia, była jak kajdanki niewolnika.
Od czasu do czasu wciąż przyprawiało to Claire o dreszcze.
Zbliżały się pierwsze zajęcia. Podnosząc plecak, Claire zaczęła się zastanawiać, kto się na nich zjawi.
Pewnie sporo ludzi. Profesorowie, z tego co o nich wiedziała, mogli uznać, że to znakomity dzień na
zrobienie testu niespodzianki.
Miała rację, jednak nie wpadła w panikę, w przeciwieństwie do kolegów na pierwszych i trzecich
zajęciach. Claire nigdy nie panikowała z powodu testów, o ile nie był to koszmar senny, w którym
uzyskanie dobrej oceny wymagało tańczenia w chodakach i wymachiwania maczugami od gimnastyki
artystycznej. Pytania zresztą nie były trudne, nawet te z fizyki.
Coraz bardziej rzucało jej się w oczy, że wiele osób nie nosiło już bransoletek. Mieszkańcy Morganville
nosili je niegdyś bez przerwy, więc teraz, gdy je zdjęli, zostały im na nadgarstkach białe ślady.
Wyglądało to niemal jak odwrócony tatuaż.
Koło południa zobaczyła Monicę Morrell, Ginę i Jennifer.
Dziewczyny szły szybko z opuszczonymi głowami. Wyglądały inaczej niż zwykle. Claire przeważnie
widywała je kroczące dumnie przez kampus jak okrutne, pewne siebie tygrysice. Wygrywały każdy
pojedynek na spojrzenia i czy się chciało to przyznać, czy nie, były królowymi mody. Zawsze
prezentowały się niezwykle efektownie.
Ale nie dziś.
Monica, największa gwiazda z całej trójki, wyglądała okropnie. Jej włosy były przyklapnięte i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]