[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się o panią. Mąż pani nie powiedział?
Coś tam wspomniał.
Tak, martwiłam się. Pani Boscowan zamknęła drzwi, jakby to był jej prywatny
gabinet. Czy pani w ogóle czuła, że Sutton Chancellor to niebezpieczne miejsce?
Dla mnie rzeczywiście okazało się grozne.
Tak, wiem. Dobrze, że na tym się skończyło, ale w końcu& tak, chyba to rozu-
miem.
Pani coś wie, prawda?
I tak, i nie. Ma się tę intuicję, wrażliwość, rozumie pani. I kiedy coś się sprawdza,
człowiek zaczyna się niepokoić. Ta cała kryminalna afera wydaje się tak niezwykła&
144
Ale chyba nie ma nic wspólnego z& umilkła. Dopiero po chwili zaczęła mówić dalej:
Wie pani, to jedna z tych spraw, które ciągną się od dawna. Teraz wszystko jest świet-
nie zorganizowane, jak w dobrej firmie. Nie ma żadnego zagrożenia, przynajmniej nie
w związku z kryminalną stroną interesów. Chodzi o co innego. Trzeba wiedzieć, gdzie
kryje się niebezpieczeństwo i po prostu się pilnować. Musi pani uważać, pani Beresford,
naprawdę bardzo uważać. Pani należy do tych, co wpadają w sam środek różnych spraw,
a to nie jest bezpieczne. Nie tutaj.
Moja stara ciotka, a właściwie ciotka Tommy ego& Zanim umarła, ktoś jej powie-
dział, że w domu opieki jest morderca.
Emma Boscowan pokiwała wolno głową.
Ostatnio umarły tam jeszcze dwie osoby i lekarzowi wydało się to podejrzane.
I wtedy zaczęła pani działać?
Nie, wcześniej.
Jeśli ma pani chwilę czasu, to proszę mi opowiedzieć, co się właściwie wydarzyło
w tym domu i dlaczego postanowiła pani podjąć własne śledztwo. Tylko możliwie szyb-
ko, bo jeszcze ktoś nam przeszkodzi.
Dobrze, postaram się streszczać.
I Tuppence zaczęła mówić.
Tak, rozumiem powiedziała Emma Boscowan, kiedy opowieść dobiegła końca.
I nie wie pani, gdzie ta staruszka jest teraz?
Nie wiem.
Myśli pani, że nie żyje?
To możliwe.
Dlatego że coś wie?
Tak, ona coś wie. O jakimś morderstwie. Może o zamordowanym dziecku.
Chyba się pani myli. Uważam, że dziecko rzeczywiście ma z tym coś wspólnego,
ale ta pani Lancaster wszystko pomieszała. Pomyliła dziecko z kim innym, z innym ro-
dzajem morderstwa.
To zupełnie możliwe. Starym ludziom często zdarza się coś poplątać. Ale w tej
okolicy jest morderca dzieci, którego nigdy nie złapano, prawda? Przynajmniej tak
twierdzi moja gospodyni.
Rzeczywiście zamordowano tu kilkoro dzieci. Ale zdarzyło się to tak dawno i nie
jestem pewna& Pastor także nie będzie wiedział, on przyjechał pózniej. Ale była panna
Bligh. Tak, ona była na pewno. Musiała być bardzo młoda.
Tak sądzę. Czy już wtedy kochała sir Filipa?
Zauważyła to pani? Tak, chyba już wtedy. Absolutne oddanie, niemal bałwochwal-
stwo. Nam też się to rzuciło w oczy, kiedy przyjechaliśmy tutaj z Williamem.
Dlaczego wybrali państwo tę miejscowość? Czy mieszkaliście w Domu Nad Ka-
145
nałem?
Nie, tam nie mieszkaliśmy. William lubił go malować, powstało kilka obrazów. Co
się stało z tym, który pokazał mi pani mąż?
Przywiózł go z powrotem do domu. Powtórzył mi, co mówiła pani o łódce. Tej
o nazwie Lilia Wodna .
Tak, William jej nie namalował. Kiedy ostatni raz widziałam ów obraz, nie było na
nim żadnej łódki. Musiał ją ktoś domalować.
I nazwać Lilia Wodna . A major WATERS, który zresztą nie istnieje, pytał w liście
o grób dziecka imieniem LILIAN. Ale w tym grobie nie leży żadne dziecko. Jest tylko
trumna wypełniona łupami po wielkim rabunku. Ta domalowana łódka mogła stano-
wić informację o miejscu ukrycia skarbu. To wszystko wiąże się jakoś ze zbrodnią&
Tak się wydaje. Ale nigdy nie wiadomo& Emma Boscowan urwała. Idzie do
nas szepnęła. Szybko do łazienki.
Kto taki?
Nellie Bligh. Do łazienki! I zamknąć drzwi na zasuwkę.
To zwykła plotkarka rzekła lekceważąco Tuppence, znikając w łazience.
Nie tylko.
Panna Bligh otworzyła drzwi i dziarsko wkroczyła do pokoju.
Mam nadzieję, że znalazła pani wszystko? Czyste ręczniki, mydło i tak dalej? Pani
Copleigh opiekuje się wprawdzie domem pastora, ale po prostu muszę czasem spraw-
dzić, czy robi to jak należy.
Pani Boscowan zeszła z nią na dół, Tuppence przyłączyła się do nich przed drzwiami
salonu. Kiedy weszła, sir Filip Starke wstał, przysunął jej krzesło i sam usiadł obok.
Czy tak pani wygodnie?
Owszem, dziękuję.
Z przykrością dowiedziałem się o pani wypadku. Miał przyjemny, zaskakująco
niski głos, ale jakby odległy i pozbawiony rezonansu, co sprawiało dość upiorne wraże-
nie. Jakie to smutne, że dzisiaj tyle tego się zdarza.
Mówiąc, błądził wzrokiem po jej twarzy i Tuppence pomyślała, że poddaje ją takie-
mu samemu badaniu, jakiemu niedawno ona poddała jego. Zerknęła z ukosa na męża,
ale Tommy rozmawiał właśnie z Emmą Boscowan.
Co panią sprowadziło do Sutton Chancellor, pani Beresford?
Ach, szukamy z mężem domu na wsi, ale to nic pilnego. Mąż akurat wyjechał na
jakiś kongres, więc postanowiłam odbyć rundkę po okolicy, żeby zorientować się w sy-
tuacji, jakie są ceny i tak dalej.
Podobno oglądała pani dom przy mostku nad kanałem?
Tak. Chyba widziałam go kiedyś z okna pociągu. Z zewnątrz wygląda bardzo
atrakcyjnie.
146
Owszem, chociaż nawet z zewnątrz widać, że wymaga znacznych nakładów. Re-
mont dachu i tak dalej. Od tyłu nie jest już taki ładny, prawda?
Nie. Wydaje mi się, że dość dziwacznie go podzielono.
Ach, ludzie miewają różne pomysły.
Pan nigdy tam nie mieszkał, prawda?
O, nie. Mój dom spalił się wiele lat temu, ale część nadal stoi. Pewnie pani pokazy-
wano? Znajduje się na stoku wzgórza, tuż nad plebanią. Przynajmniej w tej części kra-
ju nazywamy to wzgórzem, ale nie ma się czym chełpić. Mój ojciec zbudował go oko-
ło roku 1890. Dumny dwór, ani słowa, gotycki wystrój w typie Balmoral. Nasi architek-
ci znów uwielbiają ten styl, chociaż czterdzieści lat temu mieli go w pogardzie. Nie bra-
kowało tam niczego, co powinno być w domu tak zwanego dżentelmena. Mówił to
z lekką ironią. Pokój bilardowy, poranny salonik, buduar, olbrzymia jadalnia, sala ba-
lowa, około czternastu sypialń. Zajmowało się tym wszystkim kilkanaście osób służby.
Coś mi się zdaje, że nie przepadał pan za tym domem.
Nie, nie lubiłem go. Zresztą i tak ojciec się na mnie zawiódł. Był bardzo rzutkim
przemysłowcem i odnosił spore sukcesy. Miał nadzieję, że pójdę w jego ślady, ale tak się
nie stało. Traktował mnie bardzo dobrze, wyznaczył mi duży dochód czy pensję, jak to
się teraz mówi, i pozwolił mi iść własną drogą.
Słyszałam, że jest pan botanikiem.
Ach, to jedna z moich ulubionych rozrywek. Lubię wyszukiwać dziko rosnące
kwiaty, szczególnie na Bałkanach. Była pani kiedy na takiej wyprawie? Bałkany są cu-
downe, wprost wymarzone dla kwiatów.
To brzmi zachęcająco. Ale z wypraw wracał pan tutaj?
Od wielu lat tu nie mieszkam. Właściwie odkąd żona umarła, nie wróciłem na sta-
łe.
Ach& zmieszała się Tuppence. Bardzo& bardzo przepraszam.
Nie szkodzi, minęło dużo czasu. To się stało jeszcze przed wojną, w 1938. Była bar-
dzo piękna&
Ma pan w domu jakieś jej portrety?
O nie, dom jest pusty. Wszystkie meble, obrazy i inne rzeczy wywieziono do ma-
gazynu. Została tylko jedna sypialnia, biuro i salon, w którym przesiaduje mój agent
albo ja sam, jeśli zdarzy mi się przyjechać tu w sprawach posiadłości.
Nie chciał pan go sprzedać?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]