[ Pobierz całość w formacie PDF ]

otwartymi strachem, nieustannie czuwała. Dopiero w stalowym
spokoju jego oczu odnalazła ukojenie i w desperacji poszukując
schronienia dla skołatanych myśli, ruszyła w jego stronę. Nie
rozumiała i nie próbowała zrozumieć. Poddała się instynktowi
wierząc, że musi być najlepszą strategią przetrwania. I gdy leżeli
zwróceni do siebie, oddzieleni jedynie wąskim pasmem nakrycia,
Weronika nie pytała siebie już o nic. Jej myśli tonęły w jego
zielonych oczach, przynosząc jej spokój, ciszę i wreszcie sen,
który zamazał wszystko, jak gdyby nigdy się nie zdarzyło.
IX
Szedł plażą zmagając się z porywami silnego wiatru, który
rzucał falami o brzeg w jakiejś niezrozumiałej furii. Spienione
szaleństwem żywiołu uderzały całą mocą tuż przed jego stopami,
ale Luke szedł dalej, niewzruszony, nieulękniony, odczuwając w
sobie tę samą furię, którą widział w szalejącym wietrze. Mrużył
oczy, czując pod powiekami piekące ziarenka piasku podrywanego
przez podmuch. Próbował osłaniać twarz dłonią i przeć na przód
mimo wszystko. Przed sobą w oddali widział spacerującą parę.
Szli jak gdyby wiatr wcale ich nie dotykał, jak gdyby kawałek
plaży, po którym wędrowali, zamknięty był w chroniącej ich
bańce, jak gdyby nie zauważali chaosu wokół, nie słyszeli huku.
Luke wytężył wzrok i jego serce zadrżało i zatrzymało swój bieg,
gdy w spacerujących postaciach rozpoznał sylwetki rodziców,
niebieski płaszcz mamy i jej długi biały szal lekko tańczący na
wietrze, jej włosy upięte w kok, szarą kurtkę ojca z wysoko
postawionym kołnierzem i ten dziwny sposób, w jaki garbił
ramiona. Luke chciał ich zawołać, otworzył nawet usta lecz poczuł
w nich jedynie suchy piach i nie mógł wydobyć głosu, choć był
pewien, że nie dałby rady przekrzyczeć wiatru. Walczył z
żywiołem, zbliżając się do nich krok po kroku, gdy kątem oka
zobaczył olbrzymią falę, spienione kołtuny pędzące w ich stronę i
nim zdążył wyciągnąć ku nim dłoń, fala uniosła się, jakby
rozwierając paszczę i pochłonęła jego matkę, której dłoń jeszcze
sekundę wcześniej trzymał jego ojciec. Stali teraz bezradni i
przerażeni, daleko od siebie, patrząc na puste miejsce, które
pozostawiła, na ślady jej stóp odbite na mokrym piasku. I Luke
poczuł wzbierającą w nim furię i wściekłość i gdyby jego stopy nie
grzęzły w mokrym piachu podbiegłby do ojca i wykrzyczał mu
prosto w twarz. Jak mógł ją tak po prostu bez walki puścić,
dlaczego nie trzymał mocniej? Wiatr zdawał się odpowiadać na
jego złość i przybierał na sile porywając piach, wodę, kłębiąc się i
robiąc uniki. I wtedy przyszła kolejna fala, zgarniając z plaży
sylwetkę jego ojca, po którym nie pozostały nawet ślady butów na
piachu. Luke szedł pod wiatr. Nie wiedział dokąd, wiedział tylko,
że musi iść, że na końcu plaży coś na niego czeka. Fale z furią
spadały przed jego stopami, roztrzaskując się pianą i kroplami
wody. Piach drażnił jego gardło i oczy. Ale on musiał iść. I z
każdym kolejnym krokiem czuł jak wiatr ustępuje, jak fale
zaczynają kołysać się w rytm jego oddechu. Spojrzał przed siebie i
zobaczył jak w oddali morze wyrzuca na brzeg drobne ciało,
nieruchome, bezładne. Zaczerpnął powietrza w płuca, kaszląc od
piachu i zaczął biec. Upadł na kolana tuż przy niej, bezradny,
zmęczony, nie wiedząc czy jest martwa czy jedynie śpi. Odgarniał
jej włosy z bladych policzków i gorączkowo próbował wyczuć jej
puls. Wypowiadał jej imię, w kółko to samo słowo, jak modlitwę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •