[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niej jeszcze większy wstręt. Złociste pukle, błękitne oczy, ciemnoró\owe wargi wszystko takie
samo. Tylko wyraz twarzy uległ zmianie. Był straszny w swym okrucieństwie. Ten bezmiar
wyrzutów i potępienia ziejący z płótna jak\e płytkie, jak płytkie i małoznaczne w porównaniu
z nim były wyrzuty Bazylego. Własna jego dusza spoglądała na niego z płótna i wzywała go
przed sąd. Bolesny wyraz pojawił się w oczach Doriana. Szybko zarzucił na obraz wspaniały
całun. W tej\e chwili zapukano do drzwi. Wyszedł zza parawanu, a słu\ący oznajmił:
Jaśnie panie, ci ludzie ju\ przyszli.
Dorian czuł, \e musi go oddalić natychmiast. Jemu nie wolno wiedzieć, co się stanie z
obrazem. Miał w twarzy coś chytrego, a oczy zamyślone, zdradliwe.
Siadł przy biurku i napisał liścik do lorda Henryka. Prosił go o jakąś lekturę, przypominając
tak\e, \e mają się spotkać kwadrans na dziewiątą.
Trzeba zaczekać na odpowiedz rzekł, wręczając słu\ącemu list a tymczasem proszę
tu wpuścić tych ludzi.
Po dwóch czy trzech minutach znów zapukano i wszedł sławny ramiarz z South Audley
Street, pan Hubbard we własnej osobie, z młodym, dość niezręcznie się prezentującym
pomocnikiem. Pan Hubbard był małym człowiekiem o kwitnącej twarzy i rudych faworytach.
Jego podziw dla sztuki skutecznie mitygowała chroniczna niewypłacalność artystów, z którymi
miał do czynienia. Nigdy prawie nie opuszczał swego sklepu. Czekał, a\ się do niego przyszło.
Ale dla Doriana Graya zawsze robił wyjątek. Dorian miał w sobie coś, co czarowało ka\dego.
Samo patrzenie na niego było ju\ przyjemnością.
Czym mogę słu\yć, panie Gray? spytał, zacierając tłuste ręce okryte piegami. Mam
zaszczyt stawić się osobiście. Właśnie nabyłem prześliczne ramy. Znalazłem je na licytacji. W
stylu staroflorenckim. Pochodzą podobno z Fronthill. Wspaniałe do obrazu religijnego, panie
Gray.
Tak mi przykro, \e pan się sam trudził, panie Hubbard. Oczywiście, \e nie omieszkam
obejrzeć tych ram, chocia\ na razie mało się interesuję sztuką religijną. Dziś chciałem tylko
przenieść jeden obraz na najwy\sze piętro. Jest dość cię\ki, dlatego chciałem pana prosić o
dwóch ludzi.
Nic nie szkodzi, panie Gray. Bardzo mi przyjemnie, \e mogę panu słu\yć. A gdzie\ jest ten
obraz?
Iii wskazał Dorian, odsuwając parawan. Czy mo\na go będzie przenieść? Tak jak
jest, okryty. Nie chciałbym, aby został uszkodzony.
Ju\ się to jakoś zrobi rzekł jowialnie majster, przy pomocy czeladnika odczepiając od
portretu długie mosię\ne łańcuszki, na których był zawieszony. A teraz, dokąd mamy go
nieść, proszę pana?
Poprowadzę, panie Hubbard. Niech pan będzie tak uprzejmy i idzie za mną. Albo mo\e
lepiej, aby pan szedł pierwszy. Przykro mi, ale to na samej górze. Pójdziemy frontowymi
schodami, bo szersze.
Szeroko otworzył drzwi, wyszli do hallu i zaczęli wchodzić na schody. Dzięki kosztownym
ramom obraz stał się tak du\y i cię\ki, \e Dorian kilkakrotnie pomagał go nieść pomimo
ugrzecznionych protestów Hubbarda, który jako człowiek interesu odczuwał instynktowny
wstręt, ilekroć jakiś d\entelmen imał się u\ytecznej roboty.
Porządny cię\ar, proszę pana dyszał mały człowieczek, stanąwszy wreszcie na
najwy\szym piętrze. Otarł czoło świecące od potu.
Tak, istotnie bardzo jest cię\ki mruknął Dorian, otwierając drzwi pokoju mającego
odtąd chronić dziwną tajemnicę jego \ycia i ukrywać jego duszę przed oczami świata.
Od przeszło czterech lat nie przestąpił progu tego pokoju, słu\ącego mu niegdyś za miejsce do
zabaw, a pózniej z biegiem lat do nauki. Był to du\y pokój, o proporcjonalnych wymiarach,
urządzony na wyrazny rozkaz nieboszczyka lorda Kelso dla małego wnuka, którego z powodu
uderzającego podobieństwa do matki i innych jeszcze przyczyn tak nienawidził, \e zawsze
trzymał z dala od siebie. Dorianowi wydało się, \e nic się tu nie zmieniło. Oto du\a włoska szafa
z fantastycznie pomalowanymi drzwiami i wyblakłymi złoconymi rzezbami, w której jako
chłopczyk tak często się ukrywał, dalej półki z cennego indyjskiego drzewa, z poniszczonymi
ksią\kami szkolnymi. Za półkami na ścianie wisi ten sam zniszczony hiszpański gobelin, na
którym król i królowa grają w szachy w ogrodzie, a opodal przeje\d\a orszak sokolników
trzymających na okrytych rękawicami rękach ptaki w kapturkach. Jak dokładnie wszystko to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]