[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dokładne poznanie całego terenu, naturalnie z zachowaniem
niezbędnej ostrożności, wymagało
sporo czasu, nawet dla tak nie zaspokojonego w swej ciekawości psiaka
jak Mukiel. W dodatku
ogród, po którym mógł się teraz swobodnie poruszać, był wielkości co
najmniej kilku boisk piłkars-
kich, z wieloma ozdobnymi krzewami, pomiędzy którymi rozciągały się
zielone dywany trawników.
Rosły tu dziesiątki grusz, a także trzy ogromne drzewa, z pewnością
stuletnie. Były to rozłożyste, im-
ponujące wierzby.
Pomiędzy starannie utrzymaną łąką, a jej tylną częścią, na której
znajdował się sad, płynął mały
strumyk wpadający do stawu, który, ze względu na łatwy dostęp, stał
się wkrótce prywatnym base-
nem, albo jak to pózniej określiła córka, "stacją benzynową" Mukla.
Uwielbiał on wpatrywać się długo
w ten staw, położony w zachodniej części ogrodu. Prawdopodobnie
przyglądał się swemu odbiciu
w tym ogromnym lustrze wodnym.
W tych wędrówkach po ogrodzie bardzo szybko dało się zauważyć u
Mukla to, co można by
określić jako instynkt myśliwski. Nie tylko bowiem poznawał rosnące
wokół rośliny, ale spotykał na
swojej drodze przeróżne dziwne żyjątka, które przyciągały jego uwagę
i które po swojemu próbował
atakować.
Oczywiście nie wszystkie. Koty na przykład tolerował. Podobnie
owce i krowy, lecz wzbijające
się w powietrze na jego widok ptaki budziły jego najżywsze
zainteresowanie, również krety; natomiast
płochliwe zające początkowo wprawiały go w zdumienie, ale potem
rzucał się za nimi w pogoń, wyda-
jąc przy tym grozne, głośne pomrukiwania.
Były to jednak zawsze daremne próby. Nigdy nie udało mu się
upolować żadnego zwierzęcia,
ale podejmowanie takich prób niezmiennie go bawiło.
Wiele lat pózniej zauważono go wprawdzie przy jakimś groznym, już
nieżywym jadowitym wę-
żu - siedział obok niego dumny i triumfujący, czekając widocznie na
to, by go w tej pozie dostrzeżono,
ale węża tego prawdopodobnie wcześniej zagryzł jeden z licznych w
domu kotów. I któryś z nich,
chyba z przyjazni dla Mukla, podarował mu swoją ofiarę. Kotu temu
widocznie pochlebiało to, że mo-
że się przypodobać zwierzęciu numer jeden w domu, jakim był Mukiel.
Również i koty widocznie go
więc lubiły i były na tyle mądre, by widzieć w nim swego ewentualnego
obrońcę.
Wówczas jednak wszystko dopiero się dla Mukla zaczynało. Pomału,
krok po kroku, poznawał
swój duży ogród i to ze wszystkimi najdrobniejszymi szczegółami. I
dopiero, gdy uznał, że go dobrze
zna - wyruszył poza jego obręb!
Najpierw w kierunku, który jego opiekunowie uznawali za jeden z
najprzyjemniejszych. Wybrał
się do przyjaznego wszelkim zwierzętom zachodniego sąsiada. Obwąchał
u niego dosłownie każdy do-
stępny kąt. Najwyrazniej czuł się tu dobrze, nie był tu intruzem.
Najciekawsze w tym wszystkim było
to, że nikt nie mógł zrozumieć, jak Mukiel przedostał się przez
wielokrotnie uszczelniany płot.
- Jak on mógł to zrobić? - zastanawiał się mężczyzna. - To ci
spryciarz. Nie ma widocznie dla
niego żadnej przeszkody.
Było to zgodne z prawdą. Mukiel potrafił wykorzystać każdą
nadarzającą się okazję, by samo-
dzielnie oddalić się od domu. Wystarczył dosłownie moment nieuwagi,
aby wykorzystał to i cieszył się
wymarzoną wolnością.
Mogło to być nie domknięte gdzieś na parterze okno, niedokładnie
zamknięte drzwi, zle zapięta
smycz - natychmiast wykorzystywał takie okazje. Wymykał się
niezauważony, bezszelestnie, znikał
dosłownie jak cień.
Trudno było z początku zrozumieć, dlaczego właściwie uciekał. -
Pies musi znajdować w tym
jakąś tylko sobie wiadomą frajdę - powiedział mężczyzna i żona się z
nim zgodziła.
Aż pewnego dnia stwierdzili, iż istniały jeszcze inne powody, dla
których Mukiel urządzał sobie
takie wypady. Pudel bowiem, gdy tylko brakowało kogoś z rodziny,
natychmiast rozpoczynał poszu-
kiwania tej osoby. Nie tylko w domu, ale także we wsi. Biegł zwykle
najpierw na dworzec, a wracając
zaglądał do sklepów, nawet do gospody.
Innym powodem, dla którego wymykał się z domu, było każde, nawet
najdrobniejsze nieporo-
zumienie w rodzinie. Sprawiało mu przykrość to, że ludzie z jego
otoczenia nie potrafili się ze sobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]