[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Skąd wiesz?
- Nie brak mi wyczucia i znam przebieg jego kariery zawodowej.
- A intuicja podpowiada ci, że zostaliście ulepieni z tej samej gliny.
- Nie. Mylisz się. Zupełnie inaczej zarządzamy firmą, Hatch zaproponował mi koncepcje, których
nigdy bym nie poparł, gdyby on mnie w końcu do nich nie przekonał. On ma wizję, jeśli rozumiesz, o
co mi chodzi.
- Wizję?
- Tak. Potrafi zdobywać zagraniczne rynki zbytu. Mierzy wysoko. ja natomiast jestem dosyć
ograniczony. Hatch twierdzi, że lubię bawić się w szczegóły. %7łeby rozwinąć firmę, trzeba mieć
trochę wyobrazni.
Jessie popatrzyła na niego ufnie.
- Dlaczego jego dotychczasowa kariera zrobiła na tobie takie wrażenie?
- Było mu bardzo ciężko się wybić. Do wszystkiego doszedł sam. Twardy z niego facet. Tacy się
łatwo nie poddają. Jakbym się wdał w awanturę w knajpie, chciałbym mieć takiego sojusznika. Parę
lat temu narobił potężnego bigosu w spółce Patterson-Finley. Jessie poczuła ściskanie w żołądku,
choć nigdy przedtem o nich nie słyszała.
- A co dokładnie zrobił?
- Pracował jako konsultant dla małej firmy - konkurencji Pattersona. Udało mu się przejąć kontrolny
pakiet akcji. Patterson i Finley nie wiedzieli, co się właściwie stało. Usiłowali się bronić, ale Hatch
pożarł ich żywcem. Patterson-Finley zostało wchłonięte przez o wiele mniejszą spółkę.
- Dlatego nazywają go rekinem.
- Właśnie - odparł Benedict z dumą.
- Gdybyś zaczynał wszystko od początku, czy pozwoliłbyś, żeby twoja żona wywierała na ciebie
wpływ?
- Kto wie? - Vincent popatrzył na Elisabeth i rysy twarzy wyraznie mu złagodniały. - Czasem wydaje
mi się, że umknęły mi ważne chwile z twojego życia.
- Ach tak? Nie zawracaj sobie tym głowy. Przecież i tak nie mogłeś nic na to poradzić, prawda? -
Jessie uśmiechnęła się słodko. - W końcu najważniejsza jest firma.
- Uważaj, co mówisz. Mężczyzni nie lubią ciętych kobiet. Pamiętaj o tym, bo zostaniesz starą panną.
- Dobry pomysł. - Jessie otworzyła szeroko oczy i spojrzała niewinnie na ojca. - Myślisz, że
mogłabym w ten sposób odstraszyć Hatcha?
- Nie, ale na pewno uda ci się go wkurzyć. I chyba będziesz pózniej tego żałować. Pociesz mnie i
powiedz, że Elisabeth nie wyrośnie na jakiegoś zwariowanego obrońcę drzew.
- Mam dla ciebie dobre nowiny, tato. Tacy jak ona zbawią świat.
Jessie obudziła się, gdy o pierwszej w nocy zadzwonił domofon. Przestraszona, zamrugała
powiekami, ale gdy dzwonek rozległ się po raz drugi, odrzuciła kołdrę i wstała. Potruchtała na
bosaka do salonu i wcisnęła guzik interkomu.
- Kto tam?
- Już dawno minęła północ. Kogo się spodziewałaś?
- Hatch. Co ty tu robisz o tej porze?
- Dobrze wiesz, co. Wpuść mnie. Jest strasznie zimno, a poza tym ktoś może mnie napaść.
Jessie usiłowała bezskutecznie zebrać myśli, ale w końcu odblokowała drzwi i pobiegła do sypialni
po szlafrok. Ledwo zdążyła przejechać szczotką po włosach, a już odezwał się gong przy wejściu.
Serce zabiło jej niebezpiecznie szybko i poczuła, że ogarnia ją dziwny lęk, ale natychmiast podeszła
do drzwi.
Hatch stał w progu i wyglądał tak, jakby pracował cały dzień i podróżował całą noc. Był w samej
koszuli, pod pachą trzymał marynarkę, a w ręku teczkę. Na widok Jessie w szlafroku i rannych
pantoflach rozbłysły mu oczy.
- No i jak tam konkurs? -spytał.
- Wygrałyśmy - powiedziała i uśmiechnęła się promiennie. Lęk minął. -Elisabeth była szczęśliwa.
Tata też. I Connie. Nie mówiąc już o mnie. Wszyscy pękaliśmy z dumy. Reporterzy z telewizji
sfilmowali Elisabeth i tatę - Puścili z tego migawkę o wpół do szóstej. Wiem, bo oglądałam.
Elisabeth wypadła wspaniale. Pokazali, jak odbiera nagrodę, a obok niej stoi tata. Miała swój dzień.
Dzięki tobie.
- To dobrze. Bardzo się cieszę.
- Dobrze? Cudownie. - Jessie przytuliła się do Hatcha i pocałowała go delikatnie w usta. - Dziękuję.
Naprawdę doceniam twoją pomoc.
- Nie ma za co. - Hatch postawił teczkę na podłodze i objął Jessie w talii, a potem przytulił ją
mocniej i odwzajemnił pocałunek.
Jessie nie chciała, żeby Hatch sądził, że może ją odwiedzać o każdej porze dnia i nocy. Nie powinien
oczekiwać tak gorącego powitania za każdym razem, gdy zdecyduje się pojawić -. myślała.
Postanowiła z nim walczyć, ale zupełnie nie miała siły. Tak wspaniale ją całował - pewnie,
zmysłowo, ale z umiarem, który doprowadzał ją do szaleństwa.
Wiedziała, że jej pragnie, a ona - na swoje nieszczęście - pragnęła jego. Hatch przerwał pocałunek.
- Lepiej wejdę do środka, zanim twoi sąsiedzi zobaczą, co się tutaj dzieje.
- Niechętnie uwolnił ją z objęć, podniósł teczkę i wszedł do pokoju.
Jessie zrobiła mu przejście, usiłując stłumić w sobie podniecenie wywołane pocałunkiem.
Zastanawiała się gorączkowo, co by tu powiedzieć, ale i tak wiedziała, że Hatch wyobraża sobie
zbyt dużo po tym powitaniu. Czuł się zupełnie jak u siebie w domu - powiesił marynarkę w szafie, a
potem wstawił teczkę na dolną półkę. Kiedy zaś usiadł na kanapie i zaczął ściągać buty, Jessie
poczuła, że ogarnia ją przerażenie.
Nie panuję nad sytuacją, pomyślała. Rzeczywiście, wszystko wymykało jej się spod kontroli. Daj
Hatchowi palec, chwyci całą rękę. A ona dała mu niestety więcej niż palec.
- Jak ci poszło w Portland? - spytała grzecznie, zbierając poły szlafroka na piersiach. Zupełnie nie
wiedziała, co robić dalej.
Hatch popatrzył na nią spod oka, rozsznurowując drugi but.
- W porządku. Zgodnie z planem.
- To świetnie. - Zajrzała przez ramię do kuchni. - Nie napiłbyś się kawy?
- Nie. Marzę wyłącznie o łóżku. Wyjechałem o czwartej rano, o ósmej byłem na miejscu i do
dziewiątej wieczorem prowadziłem rozmowy. Potem wsiadłem w samochód i przyjechałem tutaj. -
Wstał i zrobił kilka kroków w jej kierunku, rozpinając po drodze koszulę. - jestem skonany.
- Rozumiem. W takim razie pewnie chcesz jak najszybciej znalezć się w domu i wreszcie się wyspać.
- Jessie uśmiechnęła się promiennie.
- Masz rację co do jednego. Muszę się zdrzemnąć. Wziął ją na ręce, zaniósł do sypialni i położył
delikatnie na łóżku, a potem zdjął jej szlafrok i rzucił go na krzesło.
Jessie leżała z głową opartą o poduszki i patrzyła z rosnącym pożądaniem, jak Hatch zdejmuje
pozostałe części garderoby. Postanowiła stawić czoła wyzwaniu. Nie mogła go wyrzucić. Nie tej
nocy.
- Rano możesz zrobić kawę - powiedział Hatch i wszedł do łóżka w samych slipkach. - Tylko
pamiętaj, żeby była mocna.
Położył się na boku, twarzą do Jessie i przyciągnął ją do siebie gestem posiadacza. Dziewczyna
czuła wyraznie twarde muskuły ocierające się o jej piersi. Czekała w napięciu, aż jego cudowne,
mocne ręce ześlizgną się z jej biodra na udo i pośladek. Nic takiego się nie stało. Jessie przyjrzała
mu się uważniej i zobaczyła, że Hatch ma zamknięte oczy. Oddychał równo i spokojnie. Zasnął.
Dotknęła delikatnie jego ramienia. Było jej trochę przykro, że tak się zmęczył. Przecież pojechał tam
dla niej. Przypomniała sobie jednak, że nie kierował się wyłącznie altruistycznymi pobudkami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]