[ Pobierz całość w formacie PDF ]
konsekwentnie szli dalej, aż do punktu, który nazywali mózgami wielkości
Jowisza". Mieli takie powiedzonko: Jeśli coś nie uruchamia programów i nie
dokonuje fuzji atomów, to na pewno zakrzywia przestrzeń". Więc wszyscy raczej
się zmartwiliśmy, kiedy zobaczyliśmy coś takiego. - Uśmiechnął się blado. -
Zwłaszcza ci, którzy mieszkali na Księżycu.
Malley podniósł głowę znad notesu, w którym coś gryzmolił.
- Mogą istnieć sposoby na wyprowadzenie tego, hm, niszczyciela planet z tego
samego schematu, co Brama. Przez lata zastanawiałem się nad tym, ale nie
doszedłem do niczego. Popracuję nad tym.
- Dobrze - powiedziałam, uśmiechając się najcieplej jak mogłam. - A co do
Bramy... - Przewinęłam taśmę do przodu, skupia-
6 Dywizja Cassini Q \
jąc się na pierścieniu i powiększając obraz do granic możliwości naszych
teleskopów z lat dziewięćdziesiątych dwudziestego pierwszego wieku. Złożona
konstrukcja wiązań nagle obrosła w kształt, trójwymiarową sieć czarnych włókien
wewnątrz pierścienia. W tym samym czasie powierzchnia Jowisza zmieniła się,
smugi przecięły linie. Zrobiłam zbliżenie.
- To ujęcia z akt odzyskanych z robota konstrukcyjnego przez tak zwaną sztuczną
kobietę, Meg, która była towarzyszką Jonathana Wilde'a w ciele tegoż robota -
wyjaśniłam. - Te czarne podpory są, dość prozaicznie, poliwęglowymi
dwuetówkami,
choć posiadają skomplikowaną maszynerię wewnętrzną. Małe roboty, które
najwyrazniej pracują nad konstrukcją, to ubezwłasnowolniona siła robocza. Każdy
ma skopiowany ludzki umysł, działający we wmontowanym komputerze. -
Zamilkłam i
zacisnęłam na chwilę usta. Odetchnęłam głęboko. - A to - zatrzymałam film, po
czym znowu go puściłam - zupełnie inny rodzaj instalacji. Nazwaliśmy to supre-
organizmem, a robotnicy, postludzie ochrzcili to nazwą makro". Jest to
inteligentna materia, konstelacja trylionów nanomaszynek, jeden z wielu
egzemplarzy. Każdy z nich zawierał dosłownie miliony umysłów, przeważnie
zreplikowanych - i przy tym udoskonalonych -należących do potomków
Zewnętrznych.
Wilde nazywa je szybkim ludem" i termin ten się przyjął, ponieważ oddaje istotę
problemu: ich umysły myśląi przeżywająprzynajmniej tysiąc razy szybciej niż
nasze.
Siedzieliśmy i gapili się na makro - koszmarnie wielki i kolorowy ameboidalny
kształt o kipiącej nierównej powłoce, na pulsujące pseudomacki, wylewające się
wokół konstrukcji. W porównaniu z nim jego uciskani słudzy wydawali się maleńcy,
jak blaszane robociki.
- Nie pokazaliście tego Ziemianom - odezwała się Suze oskar-życielsko.
Skinęłam głową.
- Właśnie. Na razie trzymamy film dla własnej wiadomości. Wszystko, co widział
Wewnętrzny Układ, to zamazane obrazki, które otrzymaliśmy z sondy
szpiegowskiej,
zanim została wykryta i zniszczona.
- Bardzo demokratycznie - mruknął Malley. - Nie chcecie wywołać paniki, tak?
- Niezupełnie - zareagował Tony, pochylając się ku niemu. -Jeśli jesteś do mnie
podobny, z pewnością odczuwasz niepokój, a na-
-82-
wet przerażenie, co obiektywnie raczej trudno usprawiedliwić. Sami nie potrafimy
tego wyjaśnić, a podejrzewam, że reakcja ta może być sztucznie wywołana przez
jakiś subtelny wpływ wzorów na powierzchni. Jeśli tak, to jest to efekt
zaprojektowany w celu przerażenia sił roboczych. Testy na naszym personelu
dowiodły, że ta reakcja z łatwościąprzeradza się w potrzebę przedsięwzięcia
akcji przeciwko obecnym potomkom tych osobników. Takiego przymusu
chcielibyśmy
uniknąć.
Na razie, dodałam w myślach. Przeszłam do dalszej części wykładu, ukazując
następne stadia budowy. Struktura nagle się podzieliła; mniejsza, okrągła część
odizolowała się od reszty. Powierzchnia Jowisza obróciła się, na równiku
zauważyliśmy rozrzucone punkty czegoś, co wyglądało jak zródła, wznoszące się
zakrzywionymi trajektoriami ku pierścieniowi. Wokół pierścienia lśnił cienki jak
włos okrąg, rozpalony do białości. Oddzielona struktura jakby się zwinęła i oto,
zawieszona jak płatek mydła na pierścieniu, pojawiła się sama Brama: szeroki na
półtora kilometra okrąg rozciągniętej przestrzeni o brzegach mieniących się
kolorami spektrum.
- Mila Malleya - oznajmiłam. Malley skłonił się ironicznie. -Jeśli przyjrzycie
się uważnie, dostrzeżecie moment, w którym podzieli się na dwa pokrywające się
okręgi, oba końce korytarza. Już. Ten mały ciemny obiekt w środku to statek
Zewnętrznych lub sonda, która...
Promień światła wyprysnął z lśniącej linii wokół wielkiego pierścienia i ugodził
w sam środek Bramy.
- ...zniknęła. - Wszyscy otworzyli szeroko oczy i wstrzymali oddech, nawet ci,
którzy widzieli ten film po raz setny. - Zabrała ze sobąjedno wejście korytarza.
Zauważcie, że wytrysk plazmy najwyrazniej się zatrzymał, kiedy dotarł do Bramy.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że przebiegł z obecnej strefy czasoprzestrzeni
do... w każdym razie gdzieś indziej. Ale gdyby kogoś to ciekawiło, zdołaliśmy
odnalezć sondę podczas tych pierwszych minut. - Ziarniste obrazy ukazały
strumień światła i niewyrazną kropkę. - Jak widzicie, oto wytrysk plazmy,
pojawiający się najwyrazniej znikąd i przemierzający paręset j ardów
przestrzeni, dzielącej go od sondy, gdzie zmienia się w energię kinetyczną
via... hmm, malleyowski napęd masy wirtualnej. Szacujemy, że sonda osiągnęła w
ciągu miesiąca niemal prędkość światła. Następnie sprawy się skomplikowały,
ponieważ oba końce korytarza znajdują się w tym samym układzie odniesienia.
-83-
Suze patrzyła na mnie ze zdumieniem. Uśmiechnęłam się do Malleya.
- Sam, oddaję ci głos. Wzruszył ramionami.
-Upraszczając... nie można mówić o dwóch wejściach" korytarza. Statek porusza
się z prędkością zbliżoną do szybkości światła, przez co doświadcza względnego
spowolnienia czasu - na statku czas płynie wolniej. Prawdziwie paradoksalną
cechą korytarza jest to, że oba jego końce znajdują się w tym samym miejscu.
Więc wszystko, co wchodzi jedną stroną, wychodzi drugą w czasie pokładowym
statku, który po, dajmy na to, roku może się oddalić o setki lat świetlnych i
setki lat w przyszłość. Przy ciągłym przyspieszeniu sonda osiąga kraniec
obserwowalnego Wszechświata po trzydziestu latach pokładowych. I tak, po
trzydziestu latach od startu, wszystko, co przechodzi przez korytarz, znajduje
się nagle w tym samym miejscu. To jakby maszyna czasu przenosząca w przyszłość.
Suze uśmiechnęła się niepewnie.
- Skoro tak mówisz... Roześmiałam się.
- A przez ten czas na Jowiszu niezle się działo, jeśli można tak powiedzieć.
Powierzchnia planety była poznaczona kropkami i żyłkami, nadal czynnymi
tornadami rozprzestrzeniającymi się w nowy wariant Wielkiej Czerwonej Plamy.
Wyświetliłam zatrzymane ujęcia z taśm odzyskanych ze sztucznego umysłu Meg.
Makra zmieniały się na naszych oczach; ich gorączkowa aktywność wewnętrzna
przyspieszała, po czym zwalniała do zera. Parę z nich wydawało się
krystalizować; odpłynęły w atmosferę Jowisza. Reszta skurczyła się i wyschła;
zostały z nich szkieletowate kształty, przypominające żyłkowanie na suchym
liściu.
Na ekranie pojawił się nowy kształt, przebijający martwe makra i ich
ogromnąkonstrukcjęjak kamień pajęcząsieć. Zbliżenie ukazało długie zbiorowisko
prowizorycznych statków kosmicznych i habitatów, obracających się leniwie wokół
własnej osi i zmierzających wzdłuż wytrysku plazmy. Wreszcie obraz ukazał
statek, przez który przepłynęła rozpalona do białości linia. Strzał zakończył
się wybuchem błękitnego światła.
- Promieniowanie Czerenkowa - oznajmiłam. - Przeszli przez korytarz... a raczej
przez jego odgałęzienie, korytarz-córkę, i jak
-84-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]