[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dziewczynce zaszkliły się oczy.
- Jestem zła - szepnęła.
- Nie jesteś zła - oświadczyła stanowczo Jesslyn, starając się ukryć kolej-
ny głęboki wstrząs.
Cóż takiego to dziecko zrobiło? Zepsuło coś? Zabrało? Okłamało kogoś?
- Jestem zła - szepnęła, stając w wodzie naprzeciw Jesslyn. - yle postępu-
ję.
- Co? - Jesslyn wzięła Takię za rączkę i popatrzyła kolejno na wszystkie
dziewczynki. - Co takiego zrobiłaś?
- Bo ja... - odpowiedziała pięciolatka, pochylając główkę - bo ja psuję
łóżko.
Psuje łóżko? Przez chwilę Jesslyn nie mogła zrozumieć, o co chodzi. No
tak! Boże! Moczy łóżko! Na myśl o pięcioletnim dziecku bitym za moczenie
łóżka przeszły ją ciarki.
- Kto cię tak karze? - spytała cicho, łamiącym się ze współczucia głosem.
- Dżadda - odpowiedziała rzeczowo Dżinan.
Babcia? Matka Szarifa? Myśli ruszyły z kopyta. Matrona rzeczywiście
była sroga i staroświecka, ale żeby dziecko było pokryte bliznami?
- A nie pani Frischmann? Dziewczynki pokręciły przecząco głowami.
- Jeśli Takia dalej będzie psuła łóżko, nie będziemy mogły wrócić do An-
glii - wyjaśniła Saba. - A dżadda mówi, że musimy.
- Dlaczego musicie?
- Ojciec się żeni we wrześniu - odpowiedziała żałośnie Saba.
Więc nawet dzieci już wiedzą o ślubie. Zatem to musi być prawda. A
Szarif nie był wobec niej uczciwy. Kochał się z nią, chociaż niebawem miał się
S
R
żenić z kimś innym. Znów wstrząs. Tak samo czuła się, gdy Reina dopadła ją
wtedy w Londynie. Wzięła głęboki oddech. Zaproponowała dziewczynkom,
żeby popływały jeszcze pół godzinki i wracały do pałacu. Wyjaśniła, że nie
chce, żeby się spaliły na słońcu. Skinęły posłusznie główkami i wróciły do za-
bawy, ale Jesslyn nie mogła się na niczym skupić. Babcie nie biją swoich wnu-
ków. I nie mówią im, że ich ojciec ma zamiar się żenić, jeśli nie jest to prawdą
- myślała w kółko. Trzydzieści minut wlokło się w ślimaczym tempie.
Gdy wróciły do pałacu, Mehta już na nie czekała.
- Pani Dobrze, Jego Wysokość chce panią natychmiast widzieć.
- Mam dzieci pod opieką - odrzekła Jesslyn. Są mokre, trzeba je wyką-
pać, umyć im głowy.
Mehta skinęła z uśmiechem głową.
- Ja je wykąpię. Jego Wysokość pozwala. Pani idzie do niego.
Jesslyn, nic nie mówiąc, ścisnęła pasem plażową bluzę. Wiedziała, że
Szarif na nią czeka, ale nie mogła przecież wejść do jego gabinetu w takim
stroju. Poszła do pokoju i szybko przebrała się w prostą białą spódnicę i bluzkę
w biało-czarne paski. Włosy spięła w koński ogon.
Dotarła do gabinetu Szarifa i stwierdziła, że boi się wejść do środka. Bała
się opowiedzieć mu o swoim odkryciu, bała się też rozmowy o jego wrześnio-
wych zaślubinach, a musiała załatwić obie te sprawy. Była zdecydowana.
Dość tajemnic i kłamstw. Dość ukrywania prawdy. Zdecydowanie zapu-
kała do drzwi. Otworzył jej sam Szarif.
- Wejdz - poprosił.
Był ubrany w znoszone dżinsy i czarną koszulkę polo, której nawet nie
wsunął w spodnie. Pierwszy raz podczas swojego pobytu tutaj ujrzała go w
dżinsach. Zaskoczyło ją to i odebrało całą pewność siebie. Wyglądał teraz jak
jej dawny Szarif, z którym była tak szczęśliwa.
S
R
- Pani Frischmann wyjechała - oświadczył na przywitanie.
- Pani Frischmann tego nie zrobiła.
- Wiem - przyznał, poprawiając ciemne włosy. Upadł ciężko na fotel sto-
jący po przeciwnej stronie pomieszczenia. - To sprawka mojej matki.
- Więc czemu pani Frischmann wyjechała?
- Miała obowiązek informowania mnie o tym, co się dzieje. Zamiast tego
znalazła sobie moją matkę.
- Wiedziałeś, że Takia moczy się w nocy?
Szarif przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Wiedziałem, że Takia miała pewne... wypadki... w szkole. Dyrektorka
pisała o tym w swoim liście. Sugerowała, że lepiej byłoby pozostawić ją w
domu, póki z tego nie wyrośnie. - Spojrzał smętnie na podłogę, po czym znów
na Jesslyn. - Poprosiłem matkę, żeby popracowała nad tym. Twierdziła, że pra-
cuje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]