[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lucy odłożyła robótkę, wyciągnęła dłoń, położyła ją na kolanie
męża, a on ścisnął delikatnie jej palce. Elissa obserwowała ich
ukradkiem. Czuła piekące łzy pod powiekami. Tyle było wokół
miłości. Serca niemal wszystkich mieszkańców zajazdu
przepełniały ciepłe uczucia. Elissa starała się cieszyć szczęściem
sióstr. Urzeczywistniły się ich marzenia, życie nabrało sensu,
wypełniło się przeznaczenie. Musiała walczyć ze sobą, by nie
odczuwać zazdrości. Los jej nie sprzyjał.
Alex wszedł do salonu i usiadł naprzeciwko rudowłosej
dziewczyny w fotelu stojącym przy kominku. Odwróciła wzrok,
unikając badawczego spojrzenia szarych oczu. Nie zwracała
uwagi na przystojnego bruneta.
 Kiedy urodzi się wasze maleństwo?  zapytała, by zmienić
nastrój i temat rozmowy.
 W lipcu, w sam Dzień Niepodległości  odparł Jack.
Uradowana Elissa klasnęła w dłonie.
 To znak niebios! Będzie kolejny prezydent w rodzinie.
 Spojrzała czule na małą Gillian, która z roztargnioną minką
ssała nogę szmacianej lalki.  Rzecz jasna najpierw mała Gili
musi zostać wybrana na dwie kadencje. Potem władza przejdzie w
ręce potomka rodu Gallagherów.  Przymknęła powieki, jakby
oczyma wyobrazni widziała już przyszłe zdarzenia.  Mnie
wystarczy skromna funkcja sekretarza stanu. Szesnaście lat w
Białym Domu... to jest przyszłość!
 O ile wcześniej nie wylądujesz w domu bez klamek  rzucił
kpiąco Jack.
Elissa posłała mu karcące spojrzenie.
 Oto cały Jack Gallagher! Gotów na wszystko, byle odebrać
mi złudzenia. Mów, co chcesz, mój drogi, ale przywódcze
zdolności zawsze potrafię rozpoznać.  Pomachała radośnie do
małej Gili, zajętej przeżuwaniem lalczynej stopy.
 Ta młoda dama to urodzona pani prezydent.
 Szczerze mówiąc, bardziej wygląda mi teraz na przyszłego
kanibala  wtrącił Alex.
 Marny dowcip  obruszyła się Elissa.
Gili ziewnęła i rzuciła lalkę na dywan. Gdy po kilku próbach
udało jej się wstać, żwawym kroczkiem pospieszyła ku
dorosłym, bez słowa wspięła się na kolana Alexa i zwinięta w
kłębek zapadła w sen. Małe rączki wczepiły się w kaszmirowy
sweter, główka opadła na muskularne ramię, a paluszek posłużył
za smoczek.
 Twoja pani prezydent ucięła sobie drzemkę  szepnął Jack i
zaczął chichotać.
Elissa obserwowała uważnie Alexa, który miał taką minę, jakby
tulił przybysza z kosmosu. Był zbity z tropu. Elissę również
ogarnęło zakłopotanie. Gdy mała Gili zasnęła w objęciach
D Amoura, jej ciocia poczuła zazdrość. Na pierwszy rzut oka było
wiadomo, że rola niańki nie odpowiada Alexowi. Czemu zatem
siostrzenica drzemała w objęciach tego drania, zamiast spać na
kolanach Elissy?
 Co mam zrobić?  szepnął skonsternowany mężczyzna.
Siedział bez ruchu, jakby się lękał obudzić śpiące stworzonko.
 Tylko bez paniki  uspokajał go Jack.  Sam czułem się
dziwnie, gdy po raz pierwszy trzymałem blizniaczki. Do
wszystkiego można się przyzwyczaić, więc i ty przywykniesz. W
gruncie rzeczy miło obejmować takie maleństwo.  Zcisnął
porozumiewawczo dłoń żony.  Nie mogę się doczekać, kiedy
wezmę na ręce nasze dziecko.
Cichą rozmowę dorosłych przerwała Gloria, druga z
blizniaczek. Potrzebowała ich pomocy w sprawie nie cierpiącej
zwłoki. Ciocia Lissi ujęła małą łapkę i ruszyła w stronę łazienki.
Gdy mijały Alexa, ten rzucił pełnym niepokoju szeptem:
 Co mam zrobić, gdyby i ta chciała... no, wiesz!
 Dzwoń po straż pożarną  burknęła Elissa, patrząc na niego z
pogardą.
Kiedy spokojne i zadowolone z siebie panie wróciły do salonu,
Lucy i Jack właśnie budzili małą Gili, zachęcając ją, by zlazła z
kolan Alexa.
 Co się stało?  zapytała Elissa.
 Chcemy zabrać blizniaczki na spacer  wyjaśniła Lucy. 
Helen nas zruga, jeśli Gili się teraz wyśpi, a potem będzie
rozrabiać do póznej nocy.
 Masz rację.  Elissa ze zrozumieniem pokiwała głową i
pochyliła się nad Glorią.  Skarbie, ciocia Lucy i wujek Jack idą
teraz na spacerek. Może wybrałabyś się z nimi? Potrzebuję
ładnych sosnowych szyszek do dekoracji. Przyniesiesz mi kilka?
 Co to jest szyszka?  zapytała niepewnie dziewczynka.
 Zaraz ci wytłumaczę.  Lucy^ ujęła małą rączkę.  W domu u
mamy i taty masz ich sporo. Tu w kuchni jest cały worek.
Obejrzymy je sobie i będziesz wiedziała, czego szukać.
 Kurtki małych wiszą pod schodami  poinformowała Elissa.
 Znajdziemy  stwierdził Jack. Wziął na ręce zaspaną Gili i
ruszył ku drzwiom salonu.  Obudz się, maleńka.
 Dasz mi soczku?  zapytała sennym głosem dziewczynka,
trąc oczy piąstkami.
 Oczywiście, ale najpierw spacer.
Elissa kątem oka dostrzegła przez okno salonu znajomą
sylwetkę. Ucieszyła się na widok listonosza.
 Nareszcie  mruknęła.  Przed Bożym Narodzeniem poczta
dociera znacznie pózniej niż zwykle.
 Cóż robić, święta!  odparł z roztargnieniem Alex. Nadal
siedział nieruchomo w fotelu przy kominku.  Narzuć moją
kurtkę, jeśli chcesz!  krzyknął za Elissa, która pobiegła ku
drzwiom.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zamierzała wybiec na
mróz tak, jak stała, co wcale nie było rozsądne.
 Dzięki  mruknęła niechętnie, chwytając okrycie.
Alex bez słowa skinął głową i znów popatrzył w ogień. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •