[ Pobierz całość w formacie PDF ]

* * *
W Rodrigandzie panował tymczasem ruch wielki. Dobry Alimpo przybył ze swoją poczciwą
Elwirą, by przystroić zamek na przybycie hrabiego Manfreda. Trzeciego dnia przyjechał
hrabia.
Przy jego boku siedziała w powozie dama o niespotykanej wprost urodzie. Nikt jednak nie
wiedział skąd się wzięła. Kto zaś wiedział, nie śmiał o tym mówić.
W dniu przybycia oprowadzał hrabia damę po zamku, parku i po wsi. Potem posłano po
proboszcza. Przybył do zamku i zastał hrabiego sam na sam z damą.
 Księ\e proboszczu, przedstawiam moją narzeczoną. Proboszcz osłupiał ze zdziwienia,
potem jednak zło\ył \yczenia.
 Proszę przeglądnąć dokumenty, które le\ą na stole. Czy wy* starczą, aby ksiądz udzielił
nam ślubu?
 Całkowicie!  rzekł ksiądz, oglądnąwszy papiery
 Bądz więc ksiądz w ka\dej chwili gotowy dać nam ślub. Zwiadkami będą moi dwaj
synowie i kilku przyjaciół. Adieu!
W parę dni pózniej jechało konno kilku mę\czyzn, między nimi ksią\ę Olsunna z
Gasparinem. Kiedy dotarli na miejsce, oddali konie, zapytał ksią\ę swego towarzysza:
 Są pistolety?
 Są u mnie.
Gasparino udał się do swojego ojca. Enrico Kortejo przybył ju\ bowiem do Rodrigandy,
gdy\ było du\o pisaniny. Mieszkał obok hrabiego, którego pokoje graniczyły z pokojami
tancerki. Hrabia był dzisiaj samotny i nie chciał się z nikim widzieć.
Wieczorem zgromadzili się wszyscy przy stole. Wtem wszedł hrabia z baletnicą. Tego
oczekiwali wszyscy, gdy\ wiedzieli po co zaproszono ich do Rodrigandy.
Hrabia oznajmił zgromadzonym krótko, \e chce poślubić pannę Hanettę Valdez. Oczekuje
wieczorem przybycia synów, a jutro odbędzie się ślub.
Wszyscy starali się być weseli. Wznoszono toasty i wygłaszano \yczenia. Ale jakieś
przygnębienie opanowało wszystkich.
Po uczcie narzeczona wyszła, panowie zaś raczyli się jeszcze winem. Wreszcie usłyszano
przybycie powozu. Hrabia wyszedł powitać synów.
 Wiecie  rzekł do synów  \e nie lubiłem nigdy du\o mówić ani te\ bawić się w
zbędne ceregiele. Oznajmiam więc krótko, \e mam zamiar powtórnie się o\enić!
Przestraszyli się, wiadomość ta uderzyła w nich jak grom.
 O\enić się? Jeszcze teraz?
 Tak, teraz!  odpowiedział z naciskiem.  Nie mam czasu na dodatkowe wyjaśnienia.
Powiedzcie więc krótko: chcecie mi tego zabronić?
 Nie.
  Mo\ecie być pewni, \e \aden z was nie zazna nawet uszczerbku w swoich
nale\nościach. Sądzę te\, \e mał\onka ma zyska miłość i szacunek, jakiego doznaje matka od
dzieci.
 Kim ona jest, ojcze?
 Nie pochodzi ze szlachty.
 Ach!
 Nie mam bowiem potrzeby po\ądać nowych blasków. Zresztą& to tak\e pewien rodzaj
szlachectwa, mianowicie umysłowego. Ona jest artystką.
Obaj synowie popatrzyli na siebie przestraszeni.
 Jaką?  zapytał wreszcie Emanuel.
 Baletnicą.
 Do pioruna!  zawołał Ferdynand.
 Nie podoba ci się?  zapytał hrabia ostro.
 Nie! Ale mówię otwarcie. Gdzie zwyczajnej baletnicy do niepokalanego zamku naszych
ojców!
 Milcz, chłopcze!  rozkazał hrabia Manfred.  Chodzcie ze mną. Przedstawię was.
 Właściwie baletnicą powinna być nam przedstawioną, a nie my jej. Ale ty jesteś ojcem,
więc cię słuchamy  rzekł Ferdynand.  Nie będziemy ci przeszkadzać, bierzesz
odpowiedzialność za ten krok na siebie.
 Biorę to na siebie. Sądzę, \e skoro ją ujrzycie, zginie wasze uprzedzenie. Chodzcie!
Zaprowadził obu do drzwi pokoju Hanetty. Otworzył i rzekł:
 Moi synowie, kochana Hanetto!
Siedziała na fotelu. Teraz wstała. Rzuciła okiem na Emanuela i twarz jej przybrała bardzo
serdeczny wyraz. Spojrzała na drugiego, na Ferdinanda i& trupio zbladła, rękami
konwulsyjnie machnęła w powietrzu i padła zemdlona na podłogę.
Ferdynand tak\e zbladł straszliwie, ale zachował przytomność umysłu.
 Ojcze,  zapytał  kiedy ta osoba dała ci słowo?
 Wczoraj minęło trzy tygodnie. Machnął ręką.
 Lepiej jej nie ruszaj, to ulicznica. Olsunna ma słuszność!
 Jak to?  zapytał Emanuel.  Ta kobieta jest mo\e tą nieznajomą z Madrytu,
Ferdynandzie?
 Tak.
Wtedy obaj synowie wyciągnęli ojca z komnaty. Pod pewnym czasie w jadalni zjawił się
słu\ący i oznajmił, \e pan hrabia zle się czuje i nie mo\e przyjść.
 A panicze?  zapytał ksią\ę Olsunna.
 Są z łaskawym panem.
 A, ju\ wiem, co się stało! Hej, słuchaj no stary, powiedz tym trzem panom, i\ pragnę z
nimi mówić i to w tej chwili. W przeciwnym razie muszę ich nazwać gałganami!
Słu\ący odszedł. Goście zbledli. Wkrótce przybył hrabia ze swymi synami. Przystąpili do
stołu i hrabia Manfredo zapytał suchym głosem:
 Dlaczego nas łaskawy pan raczył przywołać?
 Hrabio, przybyliśmy na wesele. Tymczasem nie widzimy go.
 Czy w tej sprawie tylko nas pan pyta?
 Tak. Przedstawia się nam ulicznicę jako narzeczoną, potem znika się, a po pewnym
czasie dowiadujemy się, \e pan niezdrów. Chcę wiedzieć, czy to \art czy mistyfikacja, czy te\
coś innego.
 Ani jedno, ani drugie, ani trzecie, tylko zuchwała obelga : z pańskiej strony!  zawołał
hrabia Manfredo.  Wyzywam pana!
 Nie biję się z panem. Narzeczony tancerki nie jest dla mnie godnym przeciwnikiem!
Hrabia Manfred chciał się nań rzucić, ale wstrzymali go synowie.
 Stój ojcze!  rzekł Ferdynand.  Masz dwóch synów, którzy nie dadzą cię pohańbić!
Zabieraj się stąd, ksią\ę!
Dzielny młodzieniec przystąpił do księcia i podniósł pięść.
 Dobrze, odchodzę  rzekł z pustym śmiechem.  Najpierw jednak odwiedzę jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •