[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziecko czułoby się równie bezpiecznie w jego towarzystwie.
Na szczęście nie mogła pozwolić sobie na dłuższe rozmyślania,
gdyż pani domu właśnie poprosiła wszystkich na werandę na
kolację. Przemiłe towarzystwo i rewelacyjna wręcz pieczeń
szybko pomogły Annie odzyskać dobry humor.
- Chciałabym, żebyś wiedziała, jak bardzo cię podziwiam -
powiedziała Beth, kiedy po skończonym posiłku Anna
pomogła jej odnieść naczynia do kuchni. - Adam
0 wszystkim mi opowiedział. Uważam, że jesteś wspaniała.
- Ale dlaczego? Przecież... - Anna poczuła, że głos więznie jej
w gardle.
- Ojej, przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować
-przestraszyła się gospodyni.
126
- Nie, to tylko wzruszenie - wykrztusiła. - Wiesz, na razie
niewiele osób zna prawdę. Staram się o tym nie rozmawiać, bo
trochę się boję reakcji obcych ludzi.
- To właśnie kolejny dowód twojej odwagi. Niewiele kobiet
zdobyłoby się na to, co postanowiłaś zrobić.
- To samo powtarza mi Ben. - Anna zarumieniła się z lekka.
- Adam mówił, że bardzo się przyjaznicie - zauważyła Beth
jakby od niechcenia, wkładając talerze do zmywarki.
- Rzeczywiście. Ben jest wspaniałym przyjacielem.
- Tylko przyjacielem?
- Oczywiście. To i tak bardzo wiele, zważywszy na oko-
liczności, prawda?
- Chcesz przez to powiedzieć, że z powodu ciąży możesz
pozwolić sobie jedynie na przyjazń? - Beth była wyraznie
zdziwiona. - Ben o tym wie? Przyglądałam się mu w czasie
kolacji
1 odniosłam wrażenie, że darzy cię wyjątkową sympatią.
- Ja też go polubiłam, ale tylko jako przyjaciela - zauważyła
Anna z naciskiem.
- Rozumiem. Skoro oboje uważacie, że tak będzie najlepiej...
Beth widać uznała temat za zamknięty, bo zaraz zaczęła
opowiadać o nadziejach, jakie Adam wiąże z przekształceniem
127
przychodni. Annie jednak do końca wizyty dzwięczały w
uszach jej słowa. Czyżby Ben rzeczywiście darzył ją jakimś
szczególnym uczuciem?
- Bardzo się cieszę, że cię wreszcie poznałam. - Beth ucałowała
ją w policzek na pożegnanie. - Musicie nas znowu odwiedzić.
Oczywiście oboje.
Popatrzyła na Annę wymownie. Było jasne, że nie do końca
dała się przekonać jej wcześniejszym zapewnieniom. Co
więcej, w tej chwili i Anna nie do końca wierzyła w szczerość
własnych słów. Wiedziała tylko, że popełniłaby nieodwracalny
błąd, gdyby przestała kierować się rozumem i pozwoliła
sytuacji wymknąć się spod kontroli.
- Bardzo mili ludzie, prawda? - zauważył Ben, kiedy wsiedli do
samochodu. - Odniosłem wrażenie, że polubiłyście się z Beth.
- I to bardzo. - Uśmiechnęła się, usiłując nie okazać męczącego
ją napięcia, - Ma w sobie tyle ciepła i dobroci.
- Beth jest naprawdę niezwykła. I chyba nie ma takiej rzeczy na
świecie, której nie zrobiłaby dla Adama i małej.
- I odwrotnie - wtrąciła Anna. - Nie trzeba być jasnowidzem,
żeby zauważyć, że Adam za nią szaleje.
- Właśnie. To prawdziwy łut szczęścia.
- Co przez to rozumiesz?
128
- Tylko tyle, że udało się im na siebie trafić - wyjaśnił.
- To wielkie szczęście. Iluż to ludzi przechodzi przez życie, nie
znajdując tej jednej, jedynej osoby.
- Albo spotyka ją w zgoła niesprzyjających okolicznościach. -
Anna za pózno ugryzła się w język. Jak mogła tak bezmyślnie
ujawnić przed Benem swój obecny stan ducha?
- Czyżby przemawiało przez ciebie doświadczenie? -zapytał.
- Gdzie tam. Tak mi się tylko wyrwało. Masz jakieś nowe
wieści w sprawie tego domku za miastem? - zapytała, zręcznie
zmieniając temat.
- Notariusz twierdzi, że ma już prawie wszystkie potrzebne
dokumenty, więc pod koniec miesiąca będę mógł podpisać
umowę.
- To świetnie. - Myśl o tym, że gdyby nie ciąża, być może
połączyłoby ją z Benem coś więcej niż przyjazń, wciąż nie
dawała jej spokoju. - Pewnie zdążysz się przeprowadzić jeszcze
przed Gwiazdką?
- Mam taką nadzieję, choć akurat Boże Narodzenie nie ma dla
mnie większego znaczenia. - Ben wzruszył ramionami. -
Przyznasz, że to żadna przyjemność obchodzić święta w
pojedynkę.
- Fakt - odparła Anna ze smutkiem.
129
Wróciła myślami do ostatniej Wigilii. Siedziały z Jo przy
choince i cieszyły się jak dzieci, bo parę dni wcześniej dostały
zgodę na zabieg zapłodnienia in vitro.
- Przepraszam. Nie chciałem ci sprawić przykrości.
Uśmiechnęła się słabo.
- Nic się nie stało. Po prostu przypomniałam sobie poprzednią
Gwiazdkę. Miałyśmy z Jo tyle planów na przyszłość.
- Ale i te święta będą niezwykle. Przecież będziesz już miała
dziecko. - Delikatnie położył dłoń na jej brzuchu. - Pamiętaj, że
nosisz pod sercem urzeczywistnienie najgorętszych pragnień
siostry. To będzie szczęśliwe Boże Narodzenie, którego nie
zapomnisz do końca życia.
Oczy Anny wypełniły łzami.
- Znowu coś palnąłem! - jęknął Ben. - Chyba cierpię na jakąś
grozną odmianę słowotoku - dodał z tak komicznym wyrazem
twarzy, że mimo wzruszenia Anna wybuchnęła gromkim
śmiechem.
- Teraz już lepiej. Lubię patrzeć, jak jesteś wesoła. Przy-
pominasz mi wtedy jasne słońce wyglądające zza chmur.
Anna zadrżała. Coś w głosie przyjaciela poruszyło ją głęboko.
Podniosła wzrok i dostrzegła na jego twarzy wyraz wielkiego,
niezaspokojonego pragnienia. Na szczęście po chwili Ben
130
odzyskał panowanie nad sobą i szybko skierował rozmowę na
bardziej obojętny temat.
Odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie podjechali pod przychodnię.
Szybko otworzyła drzwi i wyskoczyła na chodnik.
- Dziękuję za podwiezienie. Do zobaczenia jutro.
- Zaczekaj. Może...
Anna nie dała mu skończyć. Obawiała się, że Ben może
powiedzieć coś, czego pózniej będzie żałować. A jeśli chodzi o
nią samą? Przecież nie ma prawa oczekiwać z jego strony
niczego ponad to, co już jej zaofiarował.
- W każdym razie doktor Cole mówi, że sama muszę
zdecydować, czy chcę poddać się terapii hormonalnej. A
prawdę mówiąc, ostatnio czuję się znakomicie. Więc może nie
ma sensu, żebym się truła jakimiś proszkami?
Natknąwszy się na Annę na korytarzu przychodni, Janice
Roberston wdała się z nią w krótką pogawędkę.
- Proszę się jeszcze zastanowić. Wiele kobiet bardzo chwali
sobie taką terapię w okresie przekwitania, ale istotnie w
niektórych przypadkach nie jest ona konieczna.
- Doktor Cole też tak twierdzi - powiedziała kobieta z
westchnieniem. - A pomyśleć, że tak długo odwlekałam
badania. Teraz wiem, że to niemądre, ale bałam się, że jeśli się
131
okaże, że to menopauza i że już nigdy nie będę mogła mieć
dzieci, to życie straci dla mnie sens.
- Człowiek ma skłonność do wyolbrzymiania pewnych spraw,
kiedy akurat znajduje się w dołku - zauważyła Anna,
zastanawiając się, czy sama nie wyolbrzymiła pewnych zmian,
jakie w niedzielę zauważyła w zachowaniu Bena. Może tylko
wyobraziła sobie, że mu na niej zależy.
- To prawda. Ale dzięki pracy w ognisku moje życie znowu
nabrało rumieńców. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •