[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ty myśli masz brudne.
Wzruszył ramionami i sięgnął po bułeczkę.
- Kiedy kobietą taka jak ty wchodzi do pokoju, każ-
dy zdrowy, normalny facet, czy ma lat siedemnaście czy
siedemdziesiąt, może myśleć tylko o seksie.
- Blackwolf, jeśli uważasz, że w ten sposób pochle-
biasz kobiecie, to jeszcze się musisz dużo nauczyć -
S
R
strofowała go, ale jej oczy zapłonęły ciepłym blaskiem.
- Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Kobiety cenią
uczci-
wość i niezawodność, a nie puste frazesy i gadki o sek-
sie.
- I nie podobałoby ci się, gdybym powiedział ci, że
jesteś najbardziej seksowną i najpiękniejszą kobietą, ja-
ką spotkałem w życiu? - Popatrzył jej głęboko w oczy.
- I że pragnę cię jak powietrza?
Zawahała się.
- Gdybyś nie mówił tego serio, to nie.
- A gdybym tak właśnie myślał? - zapytał łagod-
nym głosem.
Znieruchomiała. Na chwilę zapadła znacząca cisza.
- Cześć! - głośne, entuzjastyczne pozdrowienie
sprawiło, że oboje aż podskoczyli. Do ich stołu pode-
szły bożonarodzeniowe blizniaczki, które przyglądały
się im od jakiegoś czasu.
- Przepraszam, że zawracam ci głowę, Holly - za-
gadnęła blizniaczka w zielonym swetrze. - Chciałyśmy
się tylko przywitać i przypomnieć o festynie dobro-
czynnym w sobotę.
- Dziękuję, Lois - uśmiechnęła się Holly. - Gdyby
nie ty, byłabym zapomniała.
Było oczywiste, że kobiety nie po to podeszły do ich
stolika.
- Znacie Guya Blackwolfa? - zapytała Holly.
Blizniaczki spojrzały na Guya.
- Właściwie nie, jeszcze nie - odpowiedziała ta
w czerwonym swetrze.
S
R
- Guy, poznaj Lois i Lilah Benthauser. Lois, Lilah,
Guy Blackwolf.
- Cześć, Guy - powiedziały chórem i uśmiechnęły
się radośnie.
- Panie... - Guy przymrużył oczy, spoglądając na
nie w skupieniu. - Czy już się gdzieś spotkaliśmy?
- Widziałyśmy cię przez okno u Mildred - odrzekła
Lois, puszczając znacząco do niego oczko. - Pamię-
tasz?
Ależ tak! To do nich puścił oko. Uśmiechnął się
przyjaznie. Były jak dwie kuleczki energii gotowe eks-
plodować.
- Oczywiście, że tak. Aadne fryzurki.
- Dziękuję - odpowiedziały równocześnie i odru-
chowo dotknęły swoich włosów.
- Słyszałyśmy o twoim wypadku, biedaku - ode-
zwała się smutno Lilah. - Przeżyć katastrofę samolotu!
Ale masz szczęście.
- Cóż, jak widać, siedzę sobie tutaj w towarzystwie
trzech uroczych pań - odparł Guy. - Czyż to nie znak,
że jestem szczęściarzem?
Blizniaczki zachichotały, a Holly wzniosła oczy ku
niebu.
- Daj spokój - zaszczebiotała Lois, trącając go pal-
cem w ramię. - Mam nadzieję, że przyjdziesz na nasz
festyn. Wyglądasz na takiego, co to niezle tańczy.
- Bynajmniej - pokręcił głową. - Ale może panie
by mnie nauczyły?
S
R
Blizniaczki otworzyły szeroko oczy i popatrzyły na
siebie, a potem znów na niego.
- Bardzo chętnie - odparła Lilah, a Lois kiwnęła
głową.
- No to nie przeszkadzamy przy kolacji. - Pomacha-
ły filuternie rękami na pożegnanie. - Do soboty.
Kiedy blizniaczki oddaliły się, Holly pokręciła z dez-
aprobatą głową.
- No wiesz, Guy, żeby urządzać takie przedstawie-
nie...
- O co ci chodzi? - Przyłożył rękę do piersi. - Co
ja takiego zrobiłem?
- Już ty dobrze wiesz...
W tej samej chwili kelner przyniósł kolację i prze-
rwał ich rozmowę.
- Chyba jesteś o mnie troszkę zazdrosna - powie-
dział Guy, kiedy znowu zostali sami. - Nie miałem
pojęcia, że tak cię obchodzę. Zatańczę i z tobą, nie
martw się. Na co zbieracie pieniądze?
Holly miała ochotę go ofuknąć, ale westchnęła tylko
i odpowiedziała:
- Na szkołę. Jest zbyt mała, żeby korzystać z fundu-
szy państwowych, a nie chcemy, żeby nasze dzieci spę-
dzały codziennie dwie godziny w autobusie. Tyle zajął-
by im dojazd do najbliższej szkoły.
- Więc miasto samo pokrywa wydatki?
Skinęła głową.
- Wielu ludzi pomaga: uczą, sprzątają.
S
R
- Czytają dzieciakom?
Rzuciła mu pytające spojrzenie.
- Widziałem cię w szkole.
- Hm... - Oparła się na krześle i uniosła brwi. - Nie
próżnowałeś dzisiaj.
- Byłaś wspaniała. Naprawdę niesamowita. Dziecia-
ki przepadają za tobą.
- Ja za nimi też. Są takie niewinne, słodkie i ufne.
Myślę, że dają mi bez porównania więcej niż ja im.
- A co takiego?
- Coś, w co można wierzyć - powiedziała cicho,
wbijając wzrok w talerz. - Nową wiarę w ludzi. Bez-
warunkową miłość.
Powaga, z jaką wypowiedziała te słowa, zaskoczyła
Guya.
- Jeśli tak mówisz, to dlaczego jeszcze nie wydałaś
się za jakiegoś drwala i nie zajmujesz się gromadą włas-
nych drwalątek?
- Taki mam zamiar - wzruszyła ramionami. -I zro-
bię to, gdy nadejdzie właściwa pora.
- A skąd będziesz wiedziała, że ta pora nadeszła?
- zapytał z dziwnie ściśniętym gardłem.
- Będę wiedziała i już - odparła. - A ty? Dlaczego
się jeszcze nie związałeś?
- To nie dla mnie. - Pokręcił głową.- Spędzam
więcej czasu w powietrzu niż na ziemi. Dzieci to jedna
z nieodkrytych tajemnic życia. Trochę się ich boję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •