[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przykro?
Nie jest mu smutno. Nada paczki, wróci do domu przez
zatłoczone miasto i spędzi ostatni wieczór z Beth.
204
RS
Rafe spojrzał na świecący numerek nad okienkiem pocztowym.
Ciekawe, jak długo trzeba będzie czekać od numeru pięćdziesiąt
osiem do siedemdziesiąt trzy. Na szczęście nie musiał się spieszyć.
Tym razem Beth z pewnością nie chciała, żeby wrócił zbyt szybko.
- Numer pięćdziesiąt dziewięć! - zawołała urzędniczka. Kobieta
z grubym plikiem kopert podeszła do okienka.
Wygląda na to, że trzeba będzie trochę poczekać.
Rafe odstawił paczki i oparł się o ścianę, a jego ręka bezwiednie
powędrowała do kieszeni, w której nosił medalik. Ostatnio robił to
coraz częściej, mimo że za każdym razem w uszach rozbrzmiewał mu
głos Beth:
Dobrze wiedzieć, że masz coś, co daje ci poczucie
bezpieczeństwa".
Niestety, Beth myliła się, bo on niczego nie potrzebował.
Medalik nosił z przyzwyczajenia. Może to głupie, bo medalik niczego
nie zmieni i nie doda mu sił. Nie, siła w człowieku bierze się z
poczucia, że można kogoś obronić, otoczyć opieką tych, którzy tego
potrzebują.
Jak Beth.
Wciąż powtarzała mu, że wszystko będzie dobrze, że poradzi
sobie w Chicago, a on wierzył jej na słowo. Jednak mimo
determinacji, by zmienić własne życie i poprowadzić firmę według
wizji Anne, cierpiała na bezsenność.
Cierpiała też, pakując swoje rzeczy. A także szykując się do
wyjazdu, bo już przeczuwała, że pożegnalny ranek będzie bardzo
przykry.
205
RS
- Numer sześćdziesiąt, proszę do okienka.
Beth prosiła go, żeby jej nie odwoził na lotnisko. Powiedziała,
że lepiej nie komplikować spraw i potraktować ten poranek
zwyczajnie, jak każdy inny.
Zgodził się, bo wiedział, że Beth bardzo potrzebuje jego
wsparcia. Nawet jeśli miało to oznaczać wyjazd bez fanfar
pożegnalnych. Wyjazd za jego zgodą.
Zresztą, mówiąc szczerze, nie miał wyboru. Przed laty próbował
powstrzymać matkę, kiedy postanowiła odejść. Choć było to dawno
temu, wciąż miał w uszach swoje rozpaczliwe błagania Mamo, nie
odchodz!" Jednak odeszła.
Pózniej potrzebował ojca i ciotki Nity, co mu wcale nie wyszło
na dobre. Próbował uratować Grampa i Carlosa - i znów poniósł
klęskę. A kiedy nie udało mu się zatrzymać Rose, pojął, że to
wszystko próżne wysiłki.
Nie da się zatrzymać kogoś, kto chce cię opuścić. Bez względu
na to, jak bardzo jest to bolesne.
- Numer sześćdziesiąt jeden.
Pomyślał, że pozostaje mu skoncentrować się na tym, w czym
tkwiło zródło jego siły. Na opiekowaniu się tymi, którzy go
potrzebują. O, tam, na przykład, chłopiec czeka na mamę, a minę ma
nieszczęśliwą jak każdy opuszczony dziesięciolatek w tłumie
dorosłych. Rafe podejdzie i porozmawia z nim. A potem, kiedy mama
chłopca odejdzie od okienka, zajmie się staruszką, która pewnie
potrzebuje kogoś, kto jej życzliwie wysłucha.
206
RS
Tak minął mu czas do numeru siedemdziesiąt dwa, kiedy to
wywołano staruszkę. Rafe został sam. Zciskał w dłoni medalik
Oczywiście nie dlatego, żeby czegoś potrzebował. Na niczym mu
przecież szczególnie nie zależało. Na medaliku też nie. Mógłby się z
nim rozstać choćby w tej chwili, bez najmniejszego żalu. Mógłby, na
przykład, dać go temu chłopcu myjącemu posadzkę. Chłopak wygląda
na zmęczonego. Podejdzie do niego, poklepie go po plecach i...
- Numer siedemdziesiąt trzy!
Ach, mniejsza o to. Rafe wziął paczki i podszedł do lady, a
kiedy się odwrócił, sprzątacza już nie było. Jednak myśl, że potrafiłby
się rozstać z medalikiem, ot tak, podniosła go na duchu. To znaczy, że
już niczego nie potrzebuje. No, może z wyjątkiem paru osób, którymi
trzeba się zająć.
Jak Beth. Co jeszcze może dla niej zrobić? Paczki już wysłał.
Jedyne, co mu pozostało, to uprzyjemnić jej ostatni wieczór przed
wyjazdem.
Ale jak? %7ładnych kwiatów. Powiedziała mu przecież, że nie
chce zamieszania. Może przynieść do domu gotowe danie? Nie coś,
co mogłoby obudzić sentymentalne skojarzenia. Tylko pieczonego
kurczaka albo coś w tym rodzaju.
Okazało się, że dobrze wymyślił, bo kiedy po powrocie do domu
położył na stole pojemnik z kolacją, Beth była mile zaskoczona.
- Pomyślałem, że nie powinnaś zawracać sobie głowy
gotowaniem - powiedział obojętnym tonem. Starał się zapomnieć, że
to ich pożegnalna kolacja.
207
RS
- Och, Rafe. - Wzięła serwetki i pocałowała go, jakby to był
zwyczajny wieczór, a on wyświadczył jej najnormalniejszą przysługę.
Tylko oczy miała podejrzanie błyszczące i kiedy rozkładała serwetki,
raz po raz spoglądała na niego ze smutkiem.
- Obiecaj mi, że podczas mojego pobytu w Chicago będziesz się
dobrze odżywiał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]