[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ukochaną kobieta się śmieje, kiedy jest smutna, jak odczu-
wa się jej dobroć i przyjazń.
Po raz pierwszy od... niech to diabli, po raz pierwszy
w ogóle myślał o tym, jak to będzie dzielić resztę swojego
życia, chwile dobre i złe z taką kobietą jak Fancy Smith.
Owszem, to może pochopna decyzja, ale instynkt mówił
mu, że nie może jej stracić.
Kiedy mijał granicę Północnej Karoliny, podśpiewywał;
do wtóru dobiegającej z radia melodii country; ostatni raz
zdarzyło mu się śpiewać na-koncercie rockowym, z którego
zresztą go wyrzucono. Wszedł wtedy na scenę i zamierzał
wystąpić w duecie z solistą.
- Czy pani mówi to serio? - krzyczała Frances do słu-
chawki. Maudie wpadła do niej na chwilę, żeby podzięko-
S
R
wać za wspaniałe ciasto. Zadzwonił telefon. To był ktoś
z wydawnictwa.
- Przecież niedawno wysłałam do was tę książkę! Już
zdążyliście ją przeczytać? - dziwiła się Frances; Maudie
coraz pilniej przysłuchiwała się rozmowie. - Oczywiście,
że mogę to zrobić! Naprawdę tak się pani podoba mój styl,
żeby...
- %7łeby co? - spytała Maudie głośnym szeptem.
- Nie, nie mam swojego agenta, ale...
- Chcecie nakręcić film? - Zielone oczy Maudie, za-
okrągliły się. Przysiadła na poręczy fotela i chłonęła każde
słowo wypowiadane przez Frances do słuchawki. Parę mi-
nut pózniej, gdy rozmowa się skończyła, wołała z entuzja-
zmem; - Będziesz gwiazdą filmową, prawda? Chcą, żebyś
przyjechała do Hollywood i...
- Chcą wiedzieć, kiedy mogę napisać następną książ-
kę kucharską - przerwała jej Frances, wciąż oszołomiona.
- Podoba im się mój styl... Zanim przeczytali do końca tę
pierwszą, zdecydowali, że chcą opublikować całą serię:
przekąski, zupy, dania na przyjęcia. Jestem szczęśliwa!
Redaktorka powiedziała, żebym znalazła sobie agenta, bo
chcą podpisać ze mną kontrakt na kolejne trzy tomy.
- No to siadaj do maszyny, moja droga!
- Spakowałam ją. Naprawdę to nie jest maszyna do
pisania, tylko komputer.
- A co z tobą i Brace'em?
Cały entuzjazm Frances zniknął nagle i bezpowrotnie.
Maudie poszła nakarmić synka. Frances zaś, rozmyśla-
jąc o tym, co się zdarzyło, doszła do wniosku że te wspa-
niałe wieści z wydawnictwa nie mogły nadejść w dogod-
niejszej chwili. Rozpaczliwie potrzebowała pieniędzy, ale
jeszcze bardziej zależało jej na tym, by móc zająć się
czymś, aby zapomnieć...
S
R
Brace. Jeśli myślała choć przez chwilę, że wylanie paru
litrów łez do wanny jej pomoże, była w błędzie. Znała
Paula Capro przez półtora roku, zanim się nieomal zarę-
czyli. Z Adamem spotykali się osiem miesięcy, zanim zo-
stali kochankami, a Kenneth... mój Boże, znała Kena
ponad cztery lata, zanim się pobrali, po czym okazało się,
że nie wiedziała o nim prawie nic.
Jak to się więc stało, że mężczyzna, którego znała zale-
dwie parę tygodni i który robił wszystko, żeby ją od siebie
odstraszyć, tak całkowicie zawładnął jej sercem?
Paul i Adam byli już tylko niewyraznymi cieniami prze-
szłości. Ken... pamiętała, czym ujął ją na tyle, że przyjęła
jego oświadczyny. Uważała, że mężczyzna, który tak dba
o swoich rodziców i co dzień do niej dzwoni, powinien być
dobrym mężem: Był również przystojny na swój wymu-
skany sposób.
Brace miał twarz pokrytą bliznami. Nie zawsze był
uprzejmy. Czasami wychodził od niej bez słowa poże-
gnania.
Był jednak mężczyzną, którego się nie zapomina. Choć
miał tak wiele wad, żadna kobieta nie mogłaby wyrzucić
go z pamięci, jeśli kiedykolwiek była w nim zakochana.
Przekąsiła coś, żeby nie czuć głodu, i znów przeglądała
ogłoszenia, zastanawiając się, ile w różnych miastach pła-
ciłaby za mieszkanie. Powieki jakoś same opadły i po paru
minutach usnęła z głową na stole obok rozrzuconych gazet
i na wpół zjedzonej kanapki.
Obudziło ją bzykanie komara.
Komar? W lutym?
Motorówka i..
W środku nocy?
Ziewając szeroko, wstała, przeciągnęła się i spojrzała na
zegarek. Za kwadrans dziesiąta; pora kłaść się spać. Wszel-
S
R
kie decyzje mogą zaczekać do jutra rana. Wyczyściła zęby,
umyła twarz i nałożyła krem, po czym wyszczotkowała
sobie włosy. Kładła się już do łóżka, kiedy ktoś zastukał
do drzwi. Zanim odsunęła zasuwę, wiedziała, kto za nimi
stoi.
- Brace, co ty... Brace?
Na progu stał elegancko ubrany obcy mężczyzna. Miał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •