[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z niej wyjechali, wcale nie było lepiej. Po kolejnym kwadransie dojechali
do wielkiego ronda, przy którym Pytlok z dumą pokazał Teofilowi
Spodek. Olkiewicz tylko prychnął na to katowickie cudo i wytłumaczył
Erwinowi, że dla niego to nic dziwnego, bo w Poznaniu jest Arena, czyli
taka sama wielka hala widowiskowa. Ale gdy okrążali rondo i ich
milicyjny fiat 125p podjechał bliżej, w duchu musiał przyznać, że w tym
ich cholernym Spodku zmieściłyby się dwie albo i nawet trzy poznańskie
Areny. Ale nie mówił tego Pytlokowi, bo było mu głupio. Powiedział za
to, że jak Erwin przyjedzie do Poznania, zaprosi go do Areny na jakiś
koncert albo mecz. Mówiąc to, miał nadzieję, że Pytlok nigdy do Poznania
nie przyjedzie, a jeśli już, to nie będzie pamiętać o Arenie i Spodku.
Wjechali na czteropasmówkę prowadzącą w kierunku Chorzowa.
Pytlok pokazał Teofilowi kopalnię Gotwald z jednej i hutę Baildon z
drugiej strony szosy. O ile huta nie zrobiła na Teofilu żadnego wrażenia, to
kopalnia spodobała mu się wyjątkowo. Zdziwiło go to, że górnicy w
samym mieście zjeżdżają na dół. Myślał dotąd, że kopalniane szyby są
gdzieś na peryferiach, a tu proszę, środek Katowic i kopalnia. Zapytał
Pytloka, jak takie kopanie pod miastem wpływa na życie mieszkańców, a
szczególnie na stan domów. Erwin wyjaśnił mu, że kopania pod miastem
zakazano. Ale mówiąc to, miał nietęgą minę, więc Teofil wyczuł, że z tym
fedrowaniem nie jest do końca jasne.
Po chwili minęli wesołe miasteczko z ogromnym kołem diabelskiego
młyna. Gdy Teofil zobaczył potężną karuzelę, od razu zrobiło mu się
niedobrze. Za nic w świecie nie wsiadłby na coś takiego. Przypomniał
sobie, jak był kiedyś z żoną w wesołym miasteczku na Malcie. Trochę
wypił i dlatego zdecydował się na przejażdżkę na takim małym diabelskim
młynie. Gdy tylko koło ruszyło, natychmiast zrobił się zielony na twarzy.
Obsługa szybko musiała zatrzymać karuzelę i wyprowadzić na wpół
przytomnego Olkiewicza w obryzganej marynarce.
- Nie na takich już się jezdziło - powiedział, wskazując koło, lecz
przezornie nie patrzył dłużej w tamtym kierunku.
Na szczęście samochód zaraz skręcił w lewo, na osiedle Tysiąclecia.
Trulka mieszkał w pierwszej, najbliższej im kukurydzy. Olkiewicz z
Pytlokiem wysiedli z auta i poszli w stronę klatki schodowej. Samochód z
kierowcą zostawili na parkingu przed budynkiem.
Przed wejściem zatrzymali się na chwilę, by sprawdzić, pod jakim
numerem mieszka porucznik Trulka. Nie znalezli jednak takiego nazwiska
w spisie lokatorów. Kilkanaście karteczek było usuniętych.
- Muszymy przyfilować na lista lokatorów w siyni, bo tu go niy ma.
Te puste place tukej to chyba jeszcze pamióntka po stanie wojennym -
wyjaśnił Pytlok. - Na kómyndzie kozoli nóm pościóngać tabulki z
nazwiskami, coby ekstremiści z Solidarności niy mogli nos znolyzć. Ale jo
żech niczego niy ścióngoł, bo mie i tak wszyscy na Panewnikach znali.
Jakby mie kiery chcioł ukatrupić, to by se móg prziść dó mie do chałpy,
czyby była tabulka, czy niy. Terozki widać, jako to była rajno gupota, bo
po tych pustych placach kożdy móg poznać, kaj miyeszkajóm milicjanty.
- Ja też nie usunąłem - pochwalił się Teofil, który dwunastego grudnia
zgodnie z poleceniem dowództwa odkręcił miedzianą tabliczkę z drzwi i
jeszcze zdjął ze ściany na parterze swojej kamienicy listę lokatorów, którą
schował w szafie w mieszkaniu. Długo tam nie poleżała, bo następnego
dnia w niedzielę trzynastego grudnia jego żona Jadwiga znalazła tę listę i
zawiesiła ją z powrotem na ścianie.
Weszli bez kłopotów do klatki schodowej, bo okazało się, że drzwi nie
są zablokowane. Listy lokatorów nie znalezli, porucznik Pytlok wyciągnął
więc z kieszeni swojej kurtki notes i szybko sprawdził numer mieszkania.
- Siódmy sztok - powiedział i ruszył do windy. Teofil Olkiewicz nie
lubił wind, ale co było robić, poszedł za kolegą, myśląc, że jakoś musi
wytrzymać tę jazdę na górę, bo schodami trochę głupio by było wchodzić.
Godzina 9.30
- Nie, panie Kłuta, nie jest pan zatrzymany. Przywiezliśmy tu pana na
komendę, żeby trochę porozmawiać, i tyle - tłumaczył kolejarzowi
szeregowy Blaszkowski. Olkiewicz i Pytlak pojechali spotkać się z
porucznikiem Trulką, a jemu kazali zająć się kolejarzem.
Nie bardzo mu to szło. Tak się złożyło, że dziś po raz pierwszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •