[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mniejszych i słabiej widocznych niż Zimne Słońce. Zwiatełka te różniły się
jasnością i chociaż wschodziły i zachodziły za horyzontem, zawsze na niebie
trafiały w to samo miejsce.
Ponadto istniały też trzy ruchome obiekty, nikt nie potrafił jednak zgłębić praw
rządzących ich ruchem. W przeciwieństwie do reszty ciał niebieskich były dość
duże, choć ich kształt i wymiary zmieniały się regularnie. Niekiedy były to
tarcze, potem półkola, a wreszcie wysmukłe łuki. Znajdowały się bez wątpienia
bliżej aniżeli inne ciała, gołym okiem można było bowiem dostrzec mnóstwo
szczegółów na ich powierzchni.
Zgodzono się w końcu z teorią, która głosiła, że są to inne światy, chociaż
zaprzeczano, by mogły być równie duże i ważne jak Europa. Jeden z tych światów
znajdował się bliżej Słońca. Jego powierzchnię rozrywały ciągle wybuchy. Na
nocnej stronie widoczne były płomienie olbrzymich ogni - zjawiska nieznanego na
Europie, pozbawionej tlenu. Eksplozje wynosiły w przestrzeń obłoki zawierające
większe i mniejsze kawałki skorupy niespokojnego świata. Z pewnością nie był on
miejscem, gdzie warto byłoby żyć. Był gorszy nawet od Ciemnej Strony.
Dwie pozostałe bardziej odległe kule wydawały się spokojniejsze. Pod pewnymi
względami były jednak równie tajemnicze. Gdy ciemność ogarniała większą część
ich powierzchni, pojawiały się tam plamy światła, nieco inne od ogni
niespokojnego świata. Plamy miały jednakowy kolor i jasność, a zgrupowane były
na kilku niewielkich obszarach, które z czasem stawały się coraz większe.
Jednakże najdziwniejsze ze wszystkich były światła dorównujące jasnością małym
słońcom i poruszające się w ciemności pomiędzy trzema światami. Niektórzy
Europejczycy, przypominając sobie bioluminescencję własnego oceanu, twierdzili,
że są to żywe istoty. Emitowane przez nie światło jednak było za silne, żeby owa
121
teoria mogła okazać się prawdziwa. Mimo to coraz więcej myślicieli przychylało
się do koncepcji, że światła te są jakimiś manifestacjami życia.
Przeciwko temu przemawiał bardzo mocny argument: skoro światła wokół Europy
oznaczają istnienie życia, czemu to życie nigdy nie zbliżyło się do Europy?
Legendy tłumaczą to tak: bardzo dawno temu, wkrótce po opanowaniu lądu, niektóre
światła zbliżyły się do Europy na niewielką odległość, lecz niestety
eksplodowały zaraz potem w serii wybuchów jaśniejszych nawet niż Słońce. Na ląd
opadł deszcz dziwnych metali - niektóre czci się po dzień dzisiejszy.
%7ładen z nich jednak nie dorównuje świętością olbrzymiemu czarnemu Monolitowi,
który stoi na granicy wiecznego dnia, zwrócony jedną stroną ku Słońcu, drugą zaś
ku nocy. Monolit jest dziesięć razy wyższy od najwyższego Europejczyka, nawet
jeśli ten maksymalnie wysunie wszystkie czułki. Był tu zawsze i zawsze
pozostanie symbolem tajemnicy i nieosiągalności. Nikt go nigdy nie dotknął;
składa mu się cześć z daleka. Otacza go Zwięte Koło Mocy, które odpycha
wszystkich próbujących zbliżyć się do płyty.
Wielu sądzi, że ta sama Moc powstrzymuje światła na niebie przed zbliżeniem się
do Europy, l jeśli coś stanie się z Mocą, światła spadną na dziewicze kontynenty
i wciąż kurczące się morza, a świat już nigdy nie będzie taki jak przedtem.
Europejczycy zdziwiliby się na wieść, jak bardzo umysły rządzące światłami na
niebie pragną poznać tajemnicę czarnego Monolitu. Przez całe wieki automatyczne
sondy próbowały lądować na Europie, zawsze z tym samym katastrofalnym
rezultatem. Nie nadszedł jeszcze czas, by Monolit mógł zezwolić na kontakt.
Gdy czas ten nadejdzie - być może wtedy, gdy Europejczycy wy-najdą radio i
rozszyfrują komunikaty wysyłane do nich z tak bliska -Monolit zmieni strategię.
I zdecyduje się - choć któż to może wiedzieć? - na uwolnienie drzemiących w nim
istnień, które stworzą pomost między Europejczykami a rasą, do której same
kiedyś należały.
A może okazać się, że stworzenie pomostu jest niemożliwe i że dwie obce
formy świadomości rtig^yiłią zdołaj ą współistnieć w pokoju. Jeśli tak, to tylko
jedna z iticn odziedziczy Układ Słoneczny.
Która? Tego nie wiedzą nawet bogowie - narazie.
122
Podziękowania
Najpierw pragnąłbym wyrazić swą wdzięczność dla Stanleya Kubricka, który dawno temu
zapytał mnie o pomysł na "typowy dobry film science fiction".
Dalej: dziękuję mojemu przyjacielowi i agentowi (co nie zawsze idzie w parze) Scottowi
Meredithowi za dalekowzroczność, która pozwoliła mu uwierzyć, iż dziesięciostronicowy
szkic scenariusza filmu, który wysłałem traktując go jako zabawę intelektualną,
prezentuje olbrzymie walory i że jestem to winien przyszłym pokoleniom itd. itd.
Kolejne podziękowania kieruję do:
Seńora Jorge Luiza Calife z Rio de Janeiro za list, który mnie zmobilizował do poważnego
zastanowienia się nad drugą częścią książki (po latach, kiedy głosiłem wszem i wobec, że
jest to absolutnie niewykonalne);
Doktora Bruce'a Murraya, byłego dyrektora Laboratorium Napędów Odrzutowych w Pasadenie,
i doktora Franka Jordana, również z LNO, za obliczenie punktu Lagrange'a-1 w systemie
Jowisz-Io. Dziwnym zrządzeniem losu trzydzieści cztery lata wcześniej osobiście
dokonałem obliczeń współliniowych punktów Lagrange'a pomiędzy Ziemią a Księżycem
("Orbity Stacjonarne", pismo Brytyjskiego Stowarzyszenia Astronomicznego, grudzień
1947), obecnie jednak nie dowierzam własnym umiejętnościom rozwiązywania równań piątego
stopnia, nawet przy pomocy Hala juniora -mojego wiernego H/P 9100A;
New American Library, posiadającej prawa autorskie do Odysei kosmicznej 2001, za
pozwolenie na cytat materiałów w rozdziale 51. (z rozdziału 37. 2001), a także za cytaty
w rozdziałach 30. i 40.;
Generała Pottera z Korpusu Inżynieryjnego za znalezienie czasu, by mi pokazać w 1969
EPCOT, który był wtedy jeszcze kilkoma dziurami w ziemi;
Wendella Solomonsa za pomoc w rosyjskim i rosgielskim;
Jean-Michela Jarra, Yangelisa i nieocenionego Johna Williamsa za inspiracją, wtedy gdy
była potrzebna.
C.P. Cavafy'ego za Czekając na barbarzyńców.
Pisząc tę książkę odkryłem, że pomysł uzupełniania paliwa na Europie rozważano w
artykule Misje powrotne z satelitów planet zewnętrznych przy użyciu paliwa produkowanego
in situ (Ash, Stancati, Niehoff, Cuda, "Acta Astronautica" VIII, maj-czerwiec 1981).
[ Pobierz całość w formacie PDF ]