[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mężczyzna.
– Dość tego – powiedziała Katha surowo. – Marto,
musisz mi coś wyjaśnić.
Czy włamałaś się do programu komputerowego w
wydziale opieki społecznej?
– Oczywiście, że tak – odrzekła Marta, nadymając się z
dumy. – W przytułku dla starszych, tam gdzie chodzimy
na bezpłatny lunch na gorąco, jest komputer i modem.
Zobaczysz, że jestem czarodziejem komputerów. Mario
Małgorzato...
Przywitaj się, Mario Małgorzato.
– Witaj – powiedziała Maria Małgorzata trzęsącym się
głosem. – Bardzo mi miło poznać was wszystkich.
– Maria Małgorzata – mówiła Marta dalej – mieszka w
przeciwległym zakątku miasta i w jej przytułku dla
starszych również jest komputer.
Przesyłałyśmy wiadomości tam i z powrotem przez
modemy. – Zmarszczyła brwi, patrząc na Marię
Małgorzatę. – Ale ona nie odpowiedziała nawet na
połowę z nich.
– Ponieważ niektóre z twoich wiadomości przeszły
przez mój modem – poinformowała Katha.
– Co też powiesz? – Marta mlasnęła językiem. – Ależ
jestem głupia. Moja pamięć nie jest już taka jak kiedyś.
Musiałam przez pomyłkę wykręcić numer twojego
modemu, pomylić twój numer z tym od Marii Małgorzaty.
Och, starość to koszmar! Dzięki Bogu, mam Piotra do
pomocy. – Nagle zamilkła.
– Piotr? – zapytała Katha. – Czy twój wnuk jest w to
wciągnięty?
Marta rzuciła zakłopotane spojrzenie w stronę Vince'a.
– Nie całkiem, kochana. Chcę powiedzieć, że nieźle
umiem obchodzić się z komputerami. Zaczęłam uczyć się
ich obsługi kilka lat temu, gdy Piotr tak bardzo się nimi
zainteresował. I jestem w tym dobra, ale nie tak jak Piotr.
No, wiesz, on robi doktorat z informatyki, Katho.
– Wiem. Ale co on ma wspólnego z waszym
włamaniem do komputerów opieki społecznej?
– Ech, pomógł nam troszkę! Nie, żeby chciał,
zapamiętaj. Babcie dobrze wiedzą, jak odpowiednio
przycisnąć swoich wnuków. – Spojrzała Vince'owi prosto
w oczy. – Nie myśl więc, że możesz oskarżyć Piotra.
Robił wszystko wbrew swojej woli. Gladys, Maria
Małgorzata i ja bierzemy pełną odpowiedzialność za to,
co zrobiłyśmy, nieprawdaż, moje panie?
– Bezwzględnie – powiedziała Gladys. – Najwięcej
uciechy sprawiło mi wprowadzenie danych personalnych
do...
– Ale dlaczego? – przerwał Vince. – To jest zagadka.
Dlaczego sprawiłyście sobie tyle kłopotu, by obrabować
nadwyżki piekarnicze akurat w tym sklepie?
– Gladys i ja – wyjaśniła Marta – mieszkamy w
pobliżu, w domach kwaterunkowych. Maria Małgorzata
mieszka również w domu kwaterunkowym, ale po drugiej
stronie miasta. Wszystkie jesteśmy wdowami i dostajemy
stałe marne renty; po prostu nie miałyśmy funduszy, by
kupić to, co nam było potrzebne. Nie zrozum mnie źle,
młody człowieku. Już odesłałyśmy kwity, które nie były
nam potrzebne, do opieki społecznej, tak, aby właściwi
ludzie mogli otrzymać należne im produkty. Przyszłyśmy
tutaj tylko po...
– Po co? – Katha, Vince i Tander zapytali zgodnym
chórem.
– Po rożki cynamonowe, by uczcić urodziny Roberta.
Mogłyśmy zrzucić się i kupić mu pudełko rożków w
supermarkecie, ale one nie są tak dobre jak te z piekarni, a
Robert zasługuje na najlepsze. I nie na jeden lub dwa, ale
na całe tuziny.
Mogłabyś je zamrozić, Katho, a on mógłby obchodzić
urodziny miesiącami. Ale...
– westchnęła. – Złapaliście nas i biedny Robert nic nie
będzie miał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]