[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludzkości składa się z ideałów, wywodzących się ze snów i marzeń nieświadomej
duszy, w których ludzkość po omacku, wierząc jedynie swym przeczuciom, szukała
przyszłych dla siebie możliwości. Tak przebiegliśmy przez cudowny, tysiącgłowy
labirynt bóstw i bogów starożytnego świata, aż po zarysowujące się granice
chrystianizmu. Poznaliśmy wyznania świętych samotników i przemiany wszelkich
religii w poszczególnych narodach. A ze wszystkiego, co uzbieraliśmy, wynikała dla
nas krytyka naszej epoki i obecnej Europy, która z niesłychanym wysiłkiem stworzyła
ludzkości nową i potężną broń, w końcu jednak popadła w głęboką, a ostatnio wręcz
tragiczną duchową pustkę. Zyskała bowiem cały świat, lecz zatraciła wskutek tego
swoją duszę.
I tu także istnieli wierzący i wyznawcy pewnych określonych nadziei czy nauk o
zbawieniu. Istnieli buddyści, pragnący nawrócić Europę, uczniowie Tołstoja i
adherenci innych wyznań. My, w węższym gronie, przysłuchiwaliśmy się im i żadnej z
tych nauk nie uważaliśmy za cokolwiek innego niż symbol. Do nas, napiętnowanych,
nie należała bowiem troska o ukształtowanie przyszłości. Nam każde wyznanie, każda
nauka o zbawieniu wydawały się już z góry martwe i bezużyteczne. I jedno tylko
wydawało się nam obowiązkiem i losem: aby każdy z nas stał się w pełni samym sobą i
tak całkowicie żył w zgodzie z istniejącym w nim zalążkiem natury i jej wolą, iżby
niepewna przyszłość znalazła nas gotowymi na wszystko, cokolwiek nam przyniesie.
Jedno bowiem wypowiadane i nie wypowiadane wyraznie czuliśmy wszyscy:
że bliskie, wyczuwalne już, są nowe narodziny i upadek obecnej epoki.
Demian mówił mi niekiedy: To, co nadejdzie, jest niewyobrażalne. Dusza Europy
jest zwierzęciem, które przez nieskończenie długi czas leżało związane. Z chwilą, gdy
stanie się ono wolne, pierwsze jego odruchy nie będą najprzyjemniejsze. Lecz drogi
proste czy okólne nie są istotne, jeśli tylko ujawni się prawdziwa nędza duszy, którą
od tak dawna stale i nieustannie zakłamuje się i usypia. Wtedy nadejdzie nasz dzień,
wtedy będą nas potrzebować, nie jako przywódców czy nowych prawodawców, bo
nowych praw już nie dożyjemy, lecz raczej jako ochotników, jako tych, co gotowi iść
razem i stanąć tam, gdzie los ich powoła. Patrz, wszyscy ludzie gotowi są do czynów
wręcz niewiarygodnych z chwilą, gdy zagrożone zostaną ich ideały. Ale nie ma nikogo,
gdy do wrót zastuka nowy ideał, nowy może nawet niebezpieczny albo niesamowity
przejaw rozwoju. I tymi nielicznymi, którzy wówczas, będą na miejscu i pójdą dalej,
będziemy my. Dlatego jesteśmy napiętnowani, tak jak i Kain w tym celu był
napiętnowany, aby budzić lęk i nienawiść i ludzkość ówczesną z ciasnej idylli
wypędzić na niebezpieczne, lecz rozległe przestrzenie. Wszyscy ludzie, którzy wpłynęli
na bieg losów ludzkości, wszyscy bez wyjątku, dlatego tylko byli do tego zdolni i mogli
cokolwiek zdziałać, ponieważ gotowi byli na przyjęcie losu. Można to powiedzieć o
Mojżeszu i Buddzie, a także o Napoleonie i Bismarcku. Nie można bowiem wybierać,
jakiej fali człowiek będzie służyć i z jakiego bieguna będzie kierowany. Gdyby
Bismarck rozumiał socjaldemokratów i na nich się orientował, byłby sobie mądrym
panem, lecz nie byłby mężem opatrznościowym. I tak było z Napoleonem, z Cezarem,
z Loyolą, ze wszystkimi! Zawsze trzeba sobie wyobrażać to wszystko w oparciu o
biologię i rozwój historii! Gdy wielkie przewroty na powierzchni ziemi rzuciły
stworzenia wodne na ląd, a lądowe do wody właśnie te gotowe na przyjęcie losu
egzemplarze zdołały dokonać rzeczy nowej, a niesłychanej, i uratować swój gatunek
przez nowe przystosowania. A czy były to te same egzemplarze, które przedtem od-
znaczały się wśród swego gatunku jako konserwatywne i zachowawcze, czy też raczej
jako dziwaki i rewolucjoniści, tego nie wiemy. Były gotowe, i tylko dlatego zdołały
ocalić swój gatunek w nowych formach rozwoju. To wiemy. I dlatego chcemy też być
gotowi.
Pani Ewa często była obecna przy takich rozmowach, ale w podobny sposób
udziału w nich nie brała. Dla każdego z nas, kto wypowiadał swoje myśli, była
słuchaczem i echem, pełnym zaufania, pełnym zrozumienia i wydawało się, jakby
wszystkie te myśli z niej płynęły i do niej powracały. Siedzieć w pobliżu niej, słyszeć
niekiedy jej głos, móc uczestniczyć w tej atmosferze dojrzałości i duchowości, jaka ją
otaczała, było dla mnie szczęściem.
Czuła też od razu, gdy odbywała się we mnie jakaś zmiana, jakieś zakłócenie czy
odnowa. Wydawało mi się, że nawet moje sny za jej powstawały przyczyną. Często jej
o nich opowiadałem, a były dla niej naturalne i zrozumiałe, umiała pojąć własnym
uczuciem największe ich zawiłości. Przez pewien czas miewałem sny, będące jakby
odtworzeniem naszych rozmów za dnia. Zniłem, że cały świat ogarnięty został buntem
i że ja sam, lub z Demianem czekam z napięciem na wielki los. Los ten był
zasłonięty, miał jednocześnie jednak jakby rysy pani Ewy być przez nią wybranym
lub odrzuconym to właśnie był los.
Niekiedy mówiła z uśmiechem:
Sen pana jest niepełny, Sinclairze, o najlepszym w nim pan zapomniał i
zdarzało się, że wtedy znów sobie tę część przypominałem, a nawet pojąć nie po-
trafiłem, jak mogłem ją zapomnieć.
Z czasem stałem się niezadowolony i zaczęły mnie dręczyć żądze. Zdawało mi się,
że nie wytrzymam patrzenia na nią, gdy siedzi tak koło mnie, nie porywając jej w
ramiona. Natychmiast i to zauważyła. Gdy raz przez parę dni nie przychodziłem, a
potem wróciłem, zmieszany, odciągnęła mnie. na bok i rzekła:
Nie powinien pan oddawać się pragnieniom, w które pan nie wierzy. Wiem,
czego pan pragnie. Musi pan albo umieć z tych pragnień zrezygnować, albo pragnąć
ich całkowicie i prawdziwie. Jeśli zdoła pan raz prosić tak, że w samym sobie będzie
pan pewien spełnienia tej prośby, spełni się ona. Ale pan pragnie, a potem znowu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]