[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bre. Nie była pewna, co ma mu powiedzieć po tym, co zrobili. Obawiała się, że temat,
który przybyła tu z nim omówić, całkiem zniszczy ten kruchy rozejm. Właściwie na-
wet nie wiedziała, czy może to uważać za rozejm. Czuła się teraz wyjątkowo spokoj-
na, ale nie miała pojęcia, jak to niespodziewane zdarzenie wpłynie na niego. Gdy po-
całował ją w zajeździe, wpadł w złość i oskarżył ją o to, co się stało. Teraz sprawy po-
szły tak daleko, że trudno było nawet je porównywać.
Wreszcie dowiedziała się, jak to jest kochać się – i było to cudowne. Ale nie oszu-
kiwała się, że nie mogłaby doświadczyć takiego podniecenia ponownie z kimś, kogo
T LR
będzie mogła kochać. Nie tylko Richard mógł obudzić w niej takie pożądanie. Może
nawet bardzo ją pociągał, może go lubiła... czasem. Mógłby być tym idealnym kimś
dla niej stworzonym, gdyby tylko spotkali się w innych warunkach i nie byłoby mię-
dzy nimi tej wstrętnej historii z kontraktem małżeńskim. Tymczasem był jak jej ne-
mezis. Dopóki się go nie pozbędzie, nie znajdzie tego jedynego, który był gdzieś tam i
czekał na jej przyjście.
Powinna wstać i ubrać się. W kajucie bez okien nie było zimno, ale też nie na tyle
ciepło, żeby w niej leżeć nago i bez przykrycia. Jednak wcale nie zmarzła – szczegól-
nie że Richard ogrzewał ją własnym ciepłem. Poza tym nie potrafiła się zdobyć na
przerwanie tej bliskości ich ciał.
Westchnęła. Dlaczego sprawia jej przyjemność już samo leżenie przy nim?
Musiał usłyszeć jej westchnienie, bo w końcu się odezwał. Mówił lekkim tonem,
ale temat, który poruszył, był jak najdalszy od czegokolwiek, co mogła sobie wyobra-
zić. Poraził ją.
157
– Przerażasz mnie, Jewels. Nigdy dotąd nie doświadczyłem czegoś takiego z
kobietą. Kiedy całujesz moje ramię, czuję, że możesz zaraz wbić w nie zęby. Gdy ca-
łuję twoje usta, wyobrażam sobie, że możesz mi odgryźć wargę. Zbliżając się do cie-
bie, ryzykuję życie. Nie, tylko się nie obraź. – Roześmiał się, widząc, jak jej ciało się
spina. – Nie mówię, że to coś złego. Właściwie to jest dziwnie podniecające.
Jego śmiech powstrzymał ją od mówienia czegokolwiek. Odwróciła się na plecy,
żeby na niego popatrzeć. Tak, miał nawet w oczach ten błysk radości i wciąż był ro-
ześmiany.
Gabrielle znała go i uważała za przyjaciela. Nie był tym samym mężczyzną, któ-
rego znała Julia. Nie umiała powiedzieć, nie wiedziała, jak poznać, czy on żartuje,
więc nie siliła się na dowcipną odpowiedź na wypadek, gdyby jednak mówił poważ-
nie.
Najwyraźniej był jednak bardzo dociekliwy, a może po prostu w szelmowskim
nastroju, bo kontynuował:
– Wielka szkoda, że w tamtych czasach byliśmy na to za mali. Gwarantuję, że
nie padłoby między nami ani jedno szorstkie słowo.
– Chyba nie – przypomniała mu z uśmiechem. – Byłeś snobem.
Znów się roześmiał.
– Może trochę, ale nie w stosunku do ciebie. Nawet gdybyś była królową, za-
chowywałbym się tak samo. To nie z tobą walczyłem, lecz przeciwko temu, że ojciec
wybrał mi narzeczoną, nawet mnie nie pytając. Główną przyczyną mojej wściekłości
T LR
był brak jakiejkolwiek kontroli nad własnym życiem.
Rozmowa zeszła na delikatny temat, a jednak nie poniosły ich emocje – przy-
najmniej ona zachowywała stoicki spokój. Zdumiewające, że mogli o tym rozmawiać,
nie skacząc sobie do gardeł.
Gdy zaczął mówię dalej, głos mu posmutniał:
– Kiedy miałem szesnaście lat, byłem już za duży, żeby ojciec bił mnie kijem.
Zabierałem go mu, gdy próbował mnie uderzyć. Wtedy wynajął tych obwiesi, żeby
egzekwowali jego wolę. Czy wiesz, co to znaczy być bitym przez służących, którzy na-
prawdę nienawidzą arystokracji i znajdują perwersyjną przyjemność w wypełnianiu
rozkazu: „Dać mu nauczkę”? Potem rzucali mnie do stóp ojca, a on mówił tylko:
„Może następnym razem zrobisz to, co ci każę”. Co to za człowiek, który tak traktuje
syna?
– I tak go nienawidzi.
– Nienawidzi? Bzdura. Cała nienawiść skumulowała się po mojej stronie. Je-
stem zupełnie pewien, że on po prostu nie umie być inny.
158
Takie podejście zirytowało Julię, szczególnie po tej opowieści, która wywołała w
niej współczucie dla Richarda.
– Nie próbuj go usprawiedliwiać tylko dlatego, że to twój ojciec.
Uniósł brwi.
– Czy nie dotarło do ciebie, jak bardzo go nienawidzę?
Był urażony. Ich rozmowa mogła się nagle urwać, gdyby nie zaskoczyła go pyta-
niem:
– Jesteś pewien, że to twój prawdziwy ojciec?
– Oczywiście, że tak. Ile to razy pragnąłem, żeby nie był, ale jest.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]