[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Masz rację - zgodziła się Mallory, czując jednocześnie wyrzuty
sumienia i dojmujący żal. Wielka szkoda, że Chase Wells był poza jej
zasięgiem... - Dobrze, ustalmy reguły gry. Teraz ja się tobą zajmuję.
Możesz mi zaufać, Peggy Sue. Wiesz, że chcę dobrze dla wszystkich i
że cię nie zdradzę. Ale musisz ze mną współpracować.
Klacz parsknęła ponownie, tym razem z dezaprobatą, i
ostentacyjnie odwróciła głowę od pełnego żłobu.
- Tak, wiem, jesteś bardzo niezależna. Mimo to radziłabym się
zastanowić. Chcesz nadal tkwić w tym boksie? Nie chcesz wyjść na
zewnątrz, na słońce? Nie masz ochoty pobiegać po zielonej trawie?
Peggy Sue zastrzygła uszami.
- To naprawdę dałoby się zrobić... Ale tylko ze mną. Dlatego
radzę ci, idz na współpracę.
Peggy Sue zajrzała do żłobu i podejrzliwie powąchała zawartość.
- Dobrze zgadłaś, dodałam trochę miodu. To Chase mi
podpowiedział, nie ukrywam. Jak widzisz, jestem skłonna posunąć się
nawet do przekupstwa. I przyniosłam szczotkę i zgrzebło, żeby cię
wyczyścić, jak będziesz jadła.
Peggy Sue odwróciła łeb w jej stronę i popatrzyła przenikliwie.
- Jak nie chcesz, to nie. - Mallory wzruszyła ramionami i
skierowała się do wyjścia. Peggy Sue wydała z siebie taki odgłos, jakby
westchnęła z rezygnacją i wsadziła łeb do żłobu.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Mallory powściągnęła uśmiech, cofnęła się w głąb boksu i
długimi, miarowymi pociągnięciami zaczęła szczotkować brudną sierść
Peggy Sue.
- Wszystkie moje konie są rozpieszczone do niemożliwości -
zaczęła opowiadać niby od niechcenia. - Stajnia znajduje się tuż przy
łące, olbrzymiej łące, która ciągnie się jak okiem sięgnąć aż do stóp
gór. Murawa jest miękka i świeża, poprzecinana strumieniami, bo w
kilku miejscach prosto z ziemi biją czyste zródła...
Peggy Sue przestała żuć owies i lekko uniosła głowę.
- Galopowałaś kiedyś po takiej łące? - spytała z rozmarzeniem
Mallory, oczami wyobrazni widząc swoje ukochane miejsce. - Wiesz,
jak to jest, gdy woda fontannami wzbija się spod kopyt i opada na
ciebie orzezwiającym deszczem?
Peggy Sue zastygła bez ruchu.
Nagle za ich plecami rozległo się szuranie. Mallory obejrzała się i
zobaczyła, że to Lewt, kuśtykając, podchodzi do boksu.
- Chase wie, co ty tu wyprawiasz?
- Tak. Umówiliśmy się, że chwilowo ja zajmuję się Peggy Sue.
Ona się przy mnie uspokaja.
Kowboj pokiwał głową, nie przestając żuć tytoniu.
- Aaa, ostatnia próba zanim przyjdzie kryska na Matyska.
- Słucham? - zdziwiła się, ponieważ wciąż miała problem z tymi
ich powiedzonkami.
- Ten koń to nic dobrego, ale Chase się uparł, że przyniesie mu
szczęście. A ta mała piekielnica akurat najgorzej mu dojadła, gdy i tak
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
miał ciężko. - Splunął na ziemię.
- Konie wyczuwają ludzkie emocje - odparła Mallory.
- Ano. Ale ona to dziwoląg. Szaleje tak, jakby chciała się
zaszaleć na śmierć.
Mallory zapamiętała sobie to zdanie.
- Mój tata mówi, że półdzikie konie są kompletnie
nieprzewidywalne. Raz są potulne, a raz narowiste.
- Zwięte słowa, więc uważaj na nią. A, i na Chase'a też. Również
ma swoje narowy.
Mallory wróciła do domu i starając się robić w kuchni jak
najmniej hałasu, usmażyła naleśniki. Potem postawiła na tacy ogrzany
dzbanuszek ze słodkim syropem, kubek z kawą, talerz z naleśnikami
polanymi stopionym masłem i kieliszek z jakimś niebieskim
kwiatkiem, który zerwała koło poidła dla koni. Wiedziała, że to
śmiesznie zanosić polny kwiatek takiemu twardzielowi jak Chase, ale i
tak postanowiła mu go dać. Choćby dla żartu.
Ostrożnie niosła tacę przed sobą. Już miała pchnąć ramieniem
drzwi sypialni Chase'a, gdy dobiegł ją podniesiony głos Lewta:
- Czyś ty zdurniał?
- Mówiłem ci już, że Peggy Sue przypadła jej do serca. Miałem
dziewczynie odmówić?
- Ano! Toć to głupota jak nie wiem co!
Chase zakasłał. Musiało go to zaboleć, bo aż jęknął.
- Nie przesadzaj. Co to komu szkodzi?
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Patrzcie go! - zdenerwował się nie na żarty stary kowboj. -
Odezwał się ten, któremu nie zaszkodziło!- Wypadek przy pracy. Sam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]