[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strzałem z pistoletu.
Za każdym razem, gdy Fiihrer opowiadał nam o zamachach, których mógł paść ofiarą, podkreślał,
że miał ogromne szczęście.
Dodawał jednak przy tym, że niebagatelną rolę w uniknięciu niebezpieczeństwa odgrywał również
jego nadzwyczajny nos.
Inspektorzy z Krispo, którzy towarzyszyli mu w podróżach, musieli znosić jego sar kazm za
każdym razem, gdy uniknął śmierci tylko dzięki własnej intuicji.
Nie trzeba dodawać, że tak wyszydzeni członkowie osobistej ochrony z własnej woli rezygnowali z
przywileju, który mieli zaszczyt dostąpić, i wracali do szeregu.
Podczas zamachu w Biirgerbraukeller w Monachium konspiratorzy przygotowali uderzenie z
diabelską wprost przebiegłością.
Bomba została umieszczona w taki sposób,
że Hitler niechybnie zostałby przygnieciony
sufitem, gdyż zwalił się on dokładnie w tym miejscu, w którym Hitler znajdował się kilka chwil
wcześniej.
Po raz kolejny uratowała go jego wieszcza intuicja.
Tak jak w poprzednich latach miał zwyczaj osobistego uściskania ręki każdego ze starych
towarzyszy walki, tak nie wykonał tego gestu akurat w dniu zamachu.
Wyjaśniał mi później: "Nagle poczułem w sobie niepohamowaną potrzebę skrócenia tego
spotkania, aby jeszcze tego samego wieczoru móc dotrzeć do Berlina.
Tak naprawdę nie było ku temu żadnego przekonywającego powodu, gdyż wiedziałem, że w
Berlinie nie czeka mnie nic specjalnego - a jednak posłuchałem wewnętrznego głosu, który chciał
mnie uratować.
Gdybym, tak jak zawsze, witał się z moimi towarzyszami z dawnych lat, co na początku miałem
zamiar uczynić, moim wrogom z całą pewnością udałoby się mnie zabić.
Eksplozja miała miejsce w kwadrans po moim wyjściu".
Byłam wraz z Hitlerem w pociągu, który wiózł nas tamtego wieczoru do Berlina.
Był dowcipny i bardzo ożywiony, jak zwykle po udanym spotkaniu.
Wśród nas był również Goebbels, który rozweselał rozmowę swym kąśliwym poczuciem humoru.
W owym czasie w otoczeniu Hitlera dozwolone było jeszcze picie alkoholu, więc w całym pociągu
specjalnym panowała atmosfera ogólnej wesołości.
Zatrzymaliśmy się na kilka chwil w Norymberdze, aby odebrać ważne wiadomości i wysłać kilka
pilnych poleceń.
Miał to zrobić Goebbels.
Gdy wrócił do salonki Hitlera, powiedział mu o tym, co zaszło w Monachium po naszym
wyjeździe.
Hitler nie dowierzał i najpierw w ogóle nie zareagował; ale w końcu, widząc przygnębienie
Goebbelsa, wziął całą rzecz na serio.
Gdy już nie miał wątpliwości co do prawdziwości tej informacji, jego
stanowczym wyrazie.
twarz zastygła w surowym i
W jego spojrzeniu tańczyły tajemnicze ognie, jakie widywałam u niego w chwilach podejmowania
wielkich decyzji.
Bezwzględnym i chrapliwym głosem wyrzucił z siebie: "Teraz jestem już całkowicie spokojny; to,
że opuściłem Biirger-brau wcześniej niż zwykle, to potwierdzenie, że Opatrzność chce, aby moja
misja została spełniona".
Pod wpływem emocji siedzieliśmy jak zamurowani.
Słowa te zadziałały na nas jak zwieńczenie dramatu o jakiejś nierealistycznej, halucynacyjnej
fabule.
Hitler szybko odzyskał przytomność umysłu i przeszedł do działania.
Zażądał informacji na temat rannych i nakazał Schaubowi, swemu osobistemu adiutantowi, aby
zajął się ofiarami.
Potem snuł hipotezy na temat możliwych powiązań konspiratorów.
Schaub, który już sporo wypił, ściągnął na siebie gromy Fuhrera, gdyż uczynił niestosowną uwagę
w czasie dyskusji.
Hitler wyrzucił go nawet za drzwi.
Nie trzeba dodawać, że do samego Berlina atmosfera w wagonie pozostała raczej burzliwa.
Po tym zamachu wzmocniono środki bezpieczeństwa, ale nie było to jeszcze przetrząsanie teczek
wszystkich, którzy wchodzili do kwatery głównej.
A skoro każdy stawiający się "do raportu" oficer zazwyczaj miał ze sobą teczkę, to pamiętnego
poranka 20 lipca 1944 roku hrabia Stauffenberg nie miał żadnych trudności z wniesieniem bomby
do sali konferencyjnej.
Stauffenberg oparł ją o nogę stołu tuż obok Hitlera, a następnie opuścił salę pod pretekstem pilnego
telefonu.
Po chwili nastąpiła eksplozja.
Kilka otaczających Hitlera osób zostało zabitych.
On sam ucierpiał od wielkiego wstrząsu.
Miał pęknięte oba bębenki i kilka krwawych wylewów spowodowanych wielką siłą, z jaką został
rzucony o stół.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]