[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kto tam?
Czy pani Skiba?
Tak, o co chodzi?
Proszę otworzyć. Mąż miał w pobliżu wypadek samochodowy. Trzeba natychmiast dzwonić na po-
gotowie.
Ojej! Już, już otwieram.
Cofnęła się w kierunku oświetlonych drzwi kuchni Do sieni szybko weszli dwaj mężczyzni, twarze po
oczy mieli owiązane chustami. W ręku pierwszego błyszczało ostrze noża. Drugi miał w dłoni wycelowany
w kobietę pistolet.
Spokojnie. Gdzie dzieciak?
Tam, w pokoju.
Idz po małego to do kolegi. Chyba że powiesz nam, gdzie forsa, wtedy...
To co się zdarzyło w tym momencie, nie trwało nawet trzech sekund. Pierwszy z napastników miał za-
łożony klasyczny krawat", a z wykręconej ręki wypadł mu nóż w momencie, kiedy zaczynał charczeć.
Drugi klęczał na podłodze, z ręką na plecach. Bez oporów dał sobie wyjąć z palców czarny przedmiot.
Aadnie, panowie, bardzo ładnie mówił Skrobot. Popuście mu, sierżancie, bo się udusi. No i
co, Majewski? zwrócił się do drugiego funkcjonariusza.
Głupstwo, obywatelu kapitanie. Zwyczajna atrapa, z drzewa podał Skrobotowi imitację pistole-
tu.
Nawet niebrzydka robota, z bliska nie rozpoznasz. Uczyłeś się u stolarza, czy jak?
Obaj byli już skuci.
Można wezwać samochody zwrócił się do stojącego z tyłu Erłicha z krótkofalówką. A do zatrzy-
manych:
Macie jakiś umówiony sygnał z Drecką? Potrząsnęli przecząco głowami.
To niech jeden idzie po nią na róg. Tylko bez żadnych sztuczek, ulica i tak jest obstawiona. A po co
ma panienka marznąć na dworze w taką pluchę.
* * *
Trzy dni pózniej kapitan Skrobot wraz z porucznikiem Erlichem siedzieli w gabinecie zastępcy ko-
mendanta podpułkownika Biskupskiego, a od gorących kaw rozchodził się smakowity aromat;
Mów dalej, Skrobot, mów ponaglał Biskupski kapitana. Zanim to wszystko dokładnie prze-
czytam wskazał na teczkę z dokumentacją przeznaczoną dla prokuratora to upłynie trochę czasu. A
teraz chciałbym mieć syntetyczny obraz całości.
Zatem, kiedy ustaliłem w Spółdzielni Chemik", że centralka przełączona jest na sekretariat, a nikt
zdaniem portierki tego popołudnia z kierownictwa nie został po pracy dłużej, to poprosiłem prezesa o listę
pracowników. Przeglądając ją od razu odnalazłem nasz tajemniczy mózg". Tylko imię się nie zgadzało.
Oczywiście zapoznałem się z aktami personalnymi Grażyny Zębowskicj, a zdjęcie porównałem z portretem
pamięciowym podyktowanym przez Malewicza. Rzeczywiście, podobieństwo uderzające. Różniła je tylko
długość włosów. Okazało się potem, że w dniu, gdy telefonowano do mnie, inżynier Grażyna Zębowska
pozostała nieco dłużej w laboratorium. A ono sąsiaduje z sekretariatem.
Nie można jej było od razu zdjąć?
Można było. Dowodów wystarczyłoby. Na co dzień pali extra mocne, używa też szminki Coty'ego
która została zidentyfikowana na niedopałkach znalezionych w lesie kolo Piasków. A co najważniejsze,
dyspozytor z Chemika" zeznał, że dość często użyczał pani inżynier służbowej warszawy do wprawiania
się w kierowaniu (miała sobie jak twierdzi! kupić niedługo samochód). Krytycznego dnia, gdy zginął
Krupa, poprosiła go wyjątkowo o żuka, bo ma coś gdzieś przewiezć. Więc dowody były wystarczające, na-
wet gdyby próbowała wykazać swoje alibi. Ale chciałem mieć wszystkich; bo jak potem dotarłbym do trójki
wykonawców? I tu zawiódł nasz wywiadowca, który Zębowską inwigilował. Ale naprawdę trudno go winić.
Otóż skrzynka, nie tyle kontaktowa, co dyspozycyjna, mieściła się w budce telefonicznej koło poczty. . Kie-
dy pani inżynier weszła, pilnie śledził numer wykręcany przez nią. To był numer jej krawcowej jak się
potem okazało. Nie zwrócił przy tym uwagi, że gumą do żucia przykleja pod półeczką na książkę miłosny
liścik do Dreckiej. No bo po co wchodzi się do budki, jak nie po to, żeby telefonować?
Powiedziałeś to miłosny" jakoś bez cudzysłowu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]