[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mêczennicy prawdy, w jej œwiête uniê wyzywam was, wspierajcie mnie!
- Jakubie Molay! przez krzywoprzysiêstwo i p³omieñ, co po¿ar³ szpik koœci twych, natchnij
mnie!
- Hussie, zdradzony! przez mêki i nie ugaszon¹ tw¹ zemstê, wesprzej mnie!
- Hieronimie Pragski! wolnym sma¿ony ogniem, za mi³oœæ braci, wzywam ciê!
- Galileuszu! potêgo rozumna, przez szyderstwo kl¹twy tej wspieraj mnie!
- Torkwacie Tassie! za ukazanie piêknoœci ducha ukarany wiêzieniem i ob³¹kaniem, wzmoc-
nij mnie!
- Kolumbie! za nowy œwiat darowany staremu, okuty w kajdany i zapomniany, wyzywam ciê!
G³os jego coraz s³abn¹³, zamieni³ siê wreszcie znowu w nieznanym jêzyku ciche mruczenie,
jakby entuzjasta zakoñczy³ cich¹ modlitwê.
Na koniec zamilk³ zupe³nie i wszyscy mniemali, ¿e ju¿ skona³. Z klepsydry te¿ wysypa³ siê
wszystek piasek, to jest up³ynê³a godzina, a dobroczynne prawo nie dozwala³o d³u¿ej nad
godzinê torturowaæ.
Kat z pomagaczami zdj¹³ obwinionego z tortur i nacieraniem przywracano rozci¹gniêtym
i pokaleczonym cz³onkom naturalny ich kszta³t. Stary oprawca z zadziwieniem zawo³a³:
- On ¿yje! Dwadzieœcia lat ju¿ tu pe³niê s³u¿bê i nie dziesiêciu ani dwudziestu ludzi przesz³o
przez moje rêce, a ¿aden jeszcze z tej ³awy po takim traktowaniu nie zeszed³ ¿ywy! To chyba
nie ludzka dusza w tym cz³owieku!...
Mêczony zacz¹³ g³êboko oddychaæ, obejrza³ siê, jak cz³owiek ze snu przebudzony, porusza³ rê-
kami i nogami, jakby ich doœwiadcza³; odrzuci³ wstrz¹œnieniem g³owy d³ugie zwoje w³osów
spadaj¹cych mu na oczy. Sêdziowie wstali chc¹c siê oddaliæ, wtedy i on powsta³; post¹pi³ pew-
nym krokiem ku nim i g³oœno, spokojnym, rozkazuj¹cym tonem zawo³a³ do prezyduj¹cego:
- Stójcie! Jeszcze nie koniec!
Sêdziowie spojrzeli siê, wzrok jego przyku³ ich do miejsca, usiedli.
Kat nawet i siepacze nie œmieli czy nie mogli siê poruszyæ.
Pochodnie rozpalone w ¿elaznych œwiecznikach dziwnym, nienaturalnym blaskiem oœwieca-
³y posêpne twarze s¹dz¹cych. Zmarszczki na ich czo³ach wydawa³y siê jakby kreski wyroka-
mi œmierci znaczone, z oczu ich patrza³ jeden tylko wyraz: potêpienie.
A wierzyæ byœ musia³, i¿ postaci podobnych, w czarne togi owiniêtych, oddychaj¹cych tylko
powietrzem wiêzieñ, przy s³oñcu niepodobna by by³o znaleŸæ, ich widok ka¿dego by móg³
przeraziæ, a teraz na nich widomie strach wycisn¹³ odra¿aj¹ce swoje piêtno. Pomiêszanie od-
bi³o siê wyraŸnie, gdy Kosmopolita, blady, lecz pe³en szlachetnej powagi i uderzaj¹cej tym
kontrastem piêknoœci, przyst¹pi³ i rzek³:
- Mojemu ¿yciu tortury mia³y koniec po³o¿yæ, chocia¿bym wyda³ tajemnicê! I wy mieliœcie
j¹ dla siebie tylko zachowaæ, a tym podwójnym podejœciem chcieliœcie unikn¹æ kary. Lecz
b¹dŸcie spokojni! Nie do mnie nale¿y kara, która was nie minie.
- Powiedzcie tylko teraz, co by by³o, gdyby wszystkie ¿¹dze niegodnych spe³nia³y siê na zie-
mi? Co by by³o, gdybym dla spe³nienia tych ¿¹dz, sam poda³ im w rêce wszechmocne z³oto
i nadludzk¹ potêgê?
- Po³owa œwiata wymordowa³aby drug¹ po³owê, aby rozpostrzeæ na gruzach panowanie z³ych.
Ale tak nie jest, nie ka¿dy mo¿e rozkazywaæ, bo do rozkazywania trzeba mieæ serce czyste!
89
Skazuj¹c na pal¹c¹ siê pochodniê rzek³ dalej:
- Patrzcie; jedno s³owo: zgaœnij! I oto p³omieñ pos³uszny uleci!
Sêdziowie przera¿eni cofnêli siê i powstali z siedzeñ, bo w istocie, razem ze s³owami Kosmo-
polity pochodnia zblad³a, p³omieñ jej oderwa³ siê od roz¿arzonych knotów i znik³ w powie-
trzu, a za chwilê i dym s¹cz¹cy siê w¹skim strumieniem usta³. Wiêzieñ znowu siê odezwa³:
- Ale tej w³adzy nie nauczy ¿adna recepta ani wymog¹ tortury! Dziêki chciwoœci, przez te
mêczarnie odzyska³em to, com by³ bliski utracenia.
- A teraz idŸcie i powiedzcie temu, który was przys³a³, ¿e gdyby serce moje równie by³o ska-
lane ¿¹dz¹, ¿aden z was ju¿ by œwiat³a s³oñca nie ogl¹da³; bo ³atwiej jest zgasiæ duch o¿ywia-
j¹cy cz³owieka, jak rozkazywaæ tej pochodni. Ale wola prawdziwego mêdrca jest niepodle-
g³a, jak Bóg, co j¹ stworzy³!
S³uchaj¹cy nie przyszli jeszcze do siebie z podziwienia i przestrachu; Kosmopolita wszed³ do
swojego ciemnego wiêzienia. A w owej chwili podobny by³ raczej do wspania³omyœlnego
przebaczaj¹cego winnym jak do obwinionego wiêŸnia.
____________________
* Na z³ocie tym byt napis zrobiony œpilk¹: „15 marca 1602, godzina 4 po po³udniu.”
Wnuk lekarza van der Linden, przyjaciela Hannsena, Johann Antonius van der Linden, ¿yj¹cy okoto 50 lat po tym wypadku,
opowiada³ cat¹ histori¹ przemiany i razem ów kawa³ek z³ota okazywa³ Morhofowi, na którego powieœci polega wiêksza czêœæ
wiadomoœci o ¿yciu Kosmopolity. D. G. Morbofii de transmutatione metallorum epistola ad Langelottum. p. 148 sq.
** W roku 1704 przyszed³ do z³otnika Jerzego Stolle w Lipsku jakiœ cudzoziemiec i po nied³ugiej rozmowie o z³otnictwie,
o emaliach i innych produktach sztuki, okaza³ mu doœwiadczenie; doœwiadczeniem tym by³a zamiana o³owiu na z³oto. Z owe-
go z³ota przyniesionymi dwoma stemplami wybiæ kaza³ kilka medali z przytoczonym w tekœcie napisem. Jeden z nich dosta³
siê do gabinetu medali Augusta II, króla polskiego, drugi znajdowa³ siê w Gota w zbiorze numizmatów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]