[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odwrócił tego jak innych. Nie wiedząc bowiem czemu, czuła ku panu Mateuszowi ten wstręt
instynktowny jakiś, który zawsze zwiastuje, że się człowieka strzec potrzeba; nie darmo dała
nam to uczucie natura; jest to przestroga jej, często lekceważona, a bardzo jednak ważna!
Pan Mateusz jak kot przy kominie pochował swoje pazurki i pokazywał się w Złotej Woli
takim, jakim się mógł i powinien był podobać. Z największą bacznością pilnował godzin,
zaglądał do zegarka, pieścił psy, ustawiał krzesełka na miejscu, westchnieniem mówił o daw-
nych czasach, wychwalał dawne napomniane zwyczaje.
Słuchała go z radością pani Dorota, a gdy jeszcze począł ją wypytywać o nieboszczyka
podkomorzego, o zdrowie piesków i chwalić Bałabanowicza jako wzór wierności i pracowi-
tości wznosił ją do siódmego nieba. Aatwo pojąć, że tym sposobem pan Mateusz wkradł się
prędko w łaski pani Doroty głębiej, niżeli ktokolwiekbądż inny. Sam on pewny już był wy-
granej, lecz dla oka i starodawnych zwyczajów przedłużał konkury, za co zresztą ciocia
wdzięczną mu była.
Z Anną był grzecznym, ale zimnym Mateusz, nie cisnął się do niej, wobec tylko ciotki cza-
sem ją zagadnął z daleka. Zawsze poważny, pełen uszanowania nie okazywał żadnej miłości i
po starodawnemu, jak się to u rodziców starano o pannę, tak on konkurował o nią u ciotki.
Biedna dziewczyna przestraszona nie pojmowała tego, jak będzie mogła zostać żoną takiego
człowieka. Znała go ona od razu; postępowanie Mateusza w oczach Anny dało miarę obłudy,
na jaką mógł się zdobyć.
Widziała, że nie o nią, nie o jej przywiązanie, serce, osobę, lecz o posag jej starał się. W
głowie jej się wywracało i nieraz łzy gorącymi zlewała w nocy poduszki myśląc, jakiemu ją
człowiekowi oddadzą. Im dłużej bowiem konkurował Mateusz, tym bardziej przekonywała
39
konsens (z łac.) zgoda
30
się, że nic być przeciw, niemu nie może, tak zręcznie trafił do słabości pani Doroty i potrafił
ująć ją sobie. Domyślała się z daleka napiętych sieci słysząc nieraz pochwały oddawane mu
przez Bałabanowicza najpospoliciej ganiącego wszystkich. Słudzy nawet byli zręcznie ujęci i
przekupieni, żeby go chwalili.
I gdy ona na próżno modliła się, żeby ją Bóg od szpon tego zręcznego ptaka ocalił,
wszystko przeciwnie jej życzeniu a stosownie do jego zamiarów nakłaniało się: co dzień Ma-
teusz bardziej w łaskę ciotki się wkradał.
Chociaż nikt nigdy przed nią o zamiarach pana Mateusza nie mówił, chociaż jakby na-
umyślnie zostawiono ją na boku, ona widziała tę odegrywającą się komedię, trafnie każdą
tłumaczyła sobie czynność i coraz częściej płakała. Przyszłość jej okazywała się w prawdzi-
wym, smutnym świetle rzeczywistym. Pojmowała myślą, jakie to będzie życie z człowiekiem,
który się żeni dla widoków pieniężnych i który wszystko z siebie zrobić potrafi, byleby dopiął
swego celu.
Porównywając znajdowanie się jego przy pierwszej bytności z następnym postępowaniem
zrozumiała, że w przeciągu czasu oddzielającym pierwsze od drugich odwiedzin zajść coś
musiało, że Mateusz zna słabą stronę ciotki i korzysta z niej rozmyślnie. To przydało jeszcze
jej ku niemu odrazy, która wkrótce w rodzaj nienawiści i wstrętu zmieniła się o tyle, o ile peł-
ne łagodności serce Anny wstręt i nienawiść pojmowało. Tak drżąc nad swoim losem miesią-
ce całe Anna badała postępy, jakie Mateusz czynił w łaskach ciotki i coraz bliższą widziała
się niechybnej już zguby.
Naturalnie obrażało ją prócz tego, że Mateusz nic wcale na nią prawie nie zważał, ale bar-
dziej jeszcze oburzała się na myśl, że on zapewne sądził ją bardzo ograniczoną, kiedy się tak
mało maskując, aż do śmieszności pani Dorocie pochlebiał niezgrabnie.
Nieraz brała ją chętka okazać mu niechęć i wzgardę, dać mu do zrozumienia, że wszystko
pojmuje i widzi, ale nie mogła się nigdy na to odważyć. W milczeniu więc jak winowajca,
który patrzy na budujące się dla niego rusztowanie, spoglądała na gotujące się jej zamężcie.
Nie wiedząc o połowie nawet chytrych zabiegów Mateusza i sędziego, z ich oczu, z ich szep-
tów, z miny domyślała się otaczającego ją spisku. Oni zaś obaj tak byli pewni, że Anna musi
być posłuszną ciotce, że się nawet nie starali pozyskać jej względów i traktowali ją jak konia,
którego by kupiec u pana targował.
W takich to okolicznościach zeszła prawie cała zima i miało się ku wiośnie, gdy wskutek
narady sędziego z panem Mateuszem wypadło, ażeby dobijać i kończyć. Tu naturalnie pomy-
śleli, że należało znowu przez Bałabanowicza. dowiedzieć się ze szczegółami o posagu i po-
gadać o interesach, a przez niego natchnąć panią Dorotę względem uczynić się mającego wy-
działu z majątku dla siostrzenicy.
Znowu tedy sędzia pojechał do posesyjki pana Bałabanowicza i pod pozorem rady jakiejś
dla chorego konia zawiózł go do Brzozówki do pana Mateusza. Tu już poufalej do niego
przystąpili nie skąpiąc ponczu i obietnic. Ażeby nie wydać się ze swoją myślą, zaczęto na-
przód od koni, o których prawie cały wieczór była mowa; dopiero podpoiwszy pana komisa-
rza, sędzia niby wpół żartem zaczął rozmowę z daleka.
E! Wpan-bo, panie Mateuszu rzekł zwracając się do niego powinien byś już kończyć
swoje konkury, mielibyśmy weselisko!
Wszakże wątpić nie można dodał sędzia że pani podkomorzyna nie odmówi ręki sio-
strzenicy panu Mateuszowi?
Samo z siebie! rzekł znowu stary.
Już kiedy pan Bałabanowicz tak mówi, to możesz być swego pewny sędzia dodał no,
a kiedyż zrękowiny?
Tak to państwu o tym mówić odpowiedział pan Mateusz udając powagę i zamyślenie
ale potrzeba, abym wprzód był pewien, że nie będę miał wstydu.
31
Już kiedy ci pan Bałabanowicz ręczy rzekł sędzia to wyślij tylko mnie z oświadcze-
niem, potem sam plackiem do nóg; będą zaręczyny, a. dalej, dalej po Nowym Roku wesele.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]