[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uprzejmie.
- Od owego spotkania w Kairze nie widzieliśmy się. Co porabia pani
matka?
- Moja matka od lat już nie żyje. Marian i Alfred spojrzeli na nią
badawczo.
- Od lat już? - zapytał Marian.
- Zachorowała wówczas w Kairze i już nie wróciła do zdrowia. W podróży
powrotnej jej stan pogorszył się, w Genui zakończyła życie.
- I pani była sama przy niej? - zapytał Marian ze współczuciem.
- Tak, panie, od zgonu matki nie mam nikogo na świecie. W pensjonacie,
w którym zmarła moja matka, mieszkała hrabina Rosenberg i ta ofiarowała
mi miejsce towarzyszki, które wówczas chętnie objęłam.
- Biedna pani - rzekła Helena serdecznie, los ciężko panią doświadczył.
- Musiałam zarobić na chleb, nie pozostało mi nic innego. Byłam hrabinie
wdzięczna, że mnie przyjęła i po dziś dzień tę wdzięczność odczuwam.
- Jakie męczarnie musiała pani przechodzić u tej kapryśnej skąpicy.
Spodziewam się, że u nas będzie pani lepiej. Wiedząc co pani przecierpiała,
cenię panią jeszcze więcej - rzekła serdecznie pani Helena.
Alfred podał ramię swej żonie. Nie zamienił jeszcze ani słowa z Różą. Jej
nagłe zjawienie się w roli towarzyszki jakby mu odjęło mowę.
Marian szedł za nimi z Różą; zwolnił nieco kroku, by ich dzieliła większa
przestrzeń. Dworzec kolejowy był bardzo obszerny, trzeba było przejść
przez kilka wielkich hal, zanim się dotarło do wyjścia. Marian przemówił do
Róży półgłosem:
- Łaskawa pani, moja bratowa nie ma pojęcia o tym, co zaszło w Kairze.
W interesie nas wszystkich proszę o dyskrecję.
- Ta prośba jest zbędna - odpowiedziała Róża. - Mój Boże, po co tu
przybyłam?
Ze współczuciem patrzył w jej pobladłą twarz.
- Mogę sobie wyobrazić, jak przykre to jest dla pani, niestety nie mogę jej
pomóc. Proszę się tymczasem z tym pogodzić. Moja bratowa była przez
dłuższy czas chora, obawialiśmy się, że dostanie melancholii. Trzeba na nią
bardzo uważać i oszczędzać jej wszelkich wzruszeń.
- Niech pan będzie spokojny, będę milczała.
- Dziękuję. Może pani liczyć na moją pomoc. Będę się przede wszystkim
starał o to, by pani jak najmniej się spotykała z moim bratem. A teraz
pragnąłbym panią zapytać o jeszcze jedną rzecz.
- Proszę.
- Niedawno temu otrzymałem od pani matki pięć tysięcy marek, pani zaś
powiada, że matka jej od lat już nie żyje.
Rumieniec oblał twarz Róży.
- Pieniądze ja wysłałam w imieniu mej matki. Proszę wybaczyć, że nie
uczyniłam tego prędzej. Byłam bez środków do życia, płaca, którą
pobierałam, była zbyt szczupła, bym mogła z niej opłacać długi. Przez
nieprzewidziany, szczęśliwy przypadek otrzymałam dziesięć tysięcy marek.
Spadkobiercy hrabiny Rosenberg przyznali mi tę kwotę w uznaniu moich
zasług dla niej. Dopomogło mi to do częściowego spłacenia długów po
matce.
Z rozjaśnioną twarzą spojrzał na nią.
- To pani uczyniła? Zamiast odłożyć te pieniądze i stworzyć sobie fundusz
rezerwowy, pani zużytkowała je na zaspokojenie wierzycieli?
Uśmiechnęła się z goryczą.
- To smutne, że pan nie uważa tego za zupełnie zrozumiałe.
- Ależ moja pani, w położeniu, w jakim się znajdujesz, jest to niemal czyn
bohaterski! I dlaczego to właśnie mnie odesłałaś te pieniądze?
- Czy pan i tego nie rozumie? - rzekła urywanym głosem. Nie może pan
sobie wyobrazić, jaką udręką dla mnie było to, że matka i pożyczyła
pieniądze i to jeszcze od pana. Myślałam, że umrę ze wstydu.
- Dlaczego? Dlaczego to jest wstydem dla pani? Zacisnęła kurczowo ręce.
- Bo wiem o wszystkim. O wszystkim! Dziennik mojej matki zdradził to.
Z niego wyczytałam, czego przedtem pojąć i ogarnąć nie mogłam; z jakiej
przyczyny pan z bratem opuściliście nagle Kair.
Tych kilka nic nie znaczących słów, które brat do mnie napisał, nie
wyjaśniły mi niczego; sądziłam, że powodem zerwania było moje ubóstwo.
Dziennik mej matki podał mi właściwą przyczynę. To był dla mnie wstrząs.
- Biedne dziecko - szepnął.
- Dziękuję panu za to słowo. Jest dla mnie dowodem, że mi wierzysz i nie
potępiasz mnie. Bóg mi świadkiem, że nie miałam pojęcia o tym, co czyniła
matka. Rozpacz moja była bezgraniczna, gdy pomyślałam, że w pana oczach
byłam tylko córką awanturnicy. A może i mnie samą uważałeś za taką.
- Na Boga, przenigdy! Byłem przeświadczony o pani niewinności i
współczułem pani szczerze. Ale w takich warunkach mój brat był zmuszony
do zerwania.
- Tak, tak, zrozumiałam to po przeczytaniu dziennika. A teraz wchodzę do
jego domu. Czy to nie wyzywanie losu? - zawołała z rozpaczą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]