[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiedział i zaczął klaskać.
Wszyscy goście poszli w jego ślady i odwrócili się w stronę Meg, a ona stała za-
skoczona i onieśmielona. Chętnie zapadłaby się pod ziemię, ale musiała wziąć się w
garść.
Gianni chwali mnie za moją pracę. Jestem dobra w tym, co robię, pomyślała,
uśmiechnęła się i uniosła dumnie głowę.
Tłum gości oddzielających ją od stołu rozstąpił się jak za dotknięciem czarodziej-
skiej różdżki. Odważnie podeszła do swojego miejsca. Kamerdyner odsunął jej krzesło, a
gdy usiadła, wziął serwetkę i zgrabnym ruchem rozłożył ją na jej kolanach. Gianni przy-
glądał się całej scenie z nieukrywaną satysfakcją.
- Wiedziałem, że będziesz gwiazdą wieczoru - powiedział cicho, pochylając się nad
stołem.
W tej samej chwili podeszła do niego para starszych ludzi.
- Gianni! Choć na chwilę zostaw w spokoju te biedne panny - odezwał się męż-
czyzna.
- Kiedy ty się wreszcie ustatkujesz? - spytała kobieta, siadając obok Gianniego.
To pewnie była pani Ricci, którą Meg wyobrażała sobie jako szczupłą piękność.
Okazało się, że dama miała na sobie tony pudru, a do tego sporą nadwagę. Meg ode-
tchnęła z ulgą.
- Ja? Nigdy! - odparł z przekonaniem Gianni i spojrzał na Meg.
Nie było wątpliwości, że szczerze wierzył w to, co mówił. Co prawda mrugnął do
niej porozumiewawczo, lecz po chwili był już zajęty zabawianiem starszej pary. Meg
spuściła wzrok, ale nie mogła się powstrzymać, by nie przysłuchiwać się ich konwersa-
cji. Z każdą minutą rósł jej podziw dla hrabiego. Gianni potrafił mówić przekonująco, a
jednocześnie zabawnie. %7łałowała, że nie umie tak czarować ludzi. Szybko zrobiłaby ka-
rierę na dworze królewskim, ale wtedy nie poznałaby Gianniego.
R
L
T
- Nie przedstawisz nam swojej przyjaciółki? - spytała pani Ricci, mierząc Meg
krytycznym wzrokiem. - Co prawda i tak nie jesteśmy w stanie zapamiętać imion
wszystkich twoich zdobyczy, ale to twoja wina. Pewnie przed zakończeniem przyjęcia
znajdziesz sobie następną ofiarę.
Meg nie wiedziała, jak się zachować. Chciała rzucić jakąś celną ripostę, ale nic nie
przyszło jej do głowy. Zarumieniła się i skuliła na swoim krześle. Gianni ruszył jej z od-
sieczą. Zmierzył sąsiadkę krytycznym wzrokiem i odezwał się donośnym głosem:
- Myli się pani, droga signora Ricci. Od niedawna jestem właścicielem majątku
Castelfino i to jest teraz najważniejsza sprawa w moim życiu. Reszta nie ma znaczenia.
A kiedy pozwalam sobie na małe grzeszki, robię to w zaciszu mojego pałacu.
To wyjaśnienie nie zadowoliło jednak wścibskich gości.
- Gianni, ty się nigdy nie zmienisz. To niemożliwe - wołali z różnych stron.
- Szkoda, że twój ojciec nie zrozumiał, że nigdy nie będziesz taki jak on - odezwała
się pani Ricci. - Trzeba było mu to powiedzieć... Przehulasz cały majątek. Za jego życia
nie pomyślałeś nawet, że mógłbyś dać mu wnuka.
Do tej pory Gianni zachowywał ogładę i spokój. Jednak po tych słowach wyraz
jego twarzy się zmienił. Gdy jego sąsiadka przywołała pamięć zmarłego ojca, wyprosto-
wał się i dumnie uniósł głowę, a w jego oczach pojawił się złowrogi błysk. Najwyrazniej
pani Ricci trafiła w jego czuły punkt. Spojrzał na nią z góry i odparł:
- Wszystko jest pod kontrolą, droga pani. Gdy tylko się upewnię, że Castelfino
rozwija się zgodnie z planem, znajdę sobie żonę. Przy okazji będę pani wdzięczny za
okazanie szacunku pannie Imsey, która zajmuje się ogrodami w majątku Castelfino.
Miał nieskazitelne maniery, mówił grzecznie i spokojnie, ale Meg zauważyła, że
był bardzo zdenerwowany i nerwowo zaciskał pięści.
Pani Ricci parsknęła śmiechem.
- Ty się ożenisz? %7łartujesz!
- Muszę mieć spadkobiercę, bez względu na to, ile mnie to będzie kosztowało.
W głosie Gianniego Meg wyczuła determinację, złość, ale także jakąś złowrogą
nutę, która sprawiła, że mimo woli skuliła się na krześle. Kiedy Gianni zauważył jej re-
R
L
T
akcję, zamilkł, a po chwili poprosił kelnera o lampkę wina. Nie minęło pięć minut, a
znów był w wyśmienitym nastroju.
- Nie martw się. Wszyscy powinni się dziś dobrze bawić - powiedział do Meg.
Kiedy zobaczył uśmiech na jej twarzy, odetchnął z ulgą. Pewnie przyjęcie nie było
tak ekscytujące jak nocne kluby w Rzymie czy Nowym Jorku, ale widać było, że Gianni
spełnia się w roli gospodarza. Jedzenie i wino były wyśmienite, a do tego miał przed so-
bą najpiękniejszą kobietę, jaką w życiu spotkał. Kiedy zwracał się do niej z pytaniem lub
żartem, Meg posyłała mu promienny uśmiech, a mowa jej ciała nie pozostawiała wą-
tpliwości, że czeka go słodka nagroda. Zwiatło świec rzucało blask na jej jasne, złociste
włosy.
Poruszała się z gracją, która przyprawiała go o zawrót głowy. Oczarowany nie
mógł oderwać od niej wzroku.
Uśmiechnął się, obserwując, jak Meg wpadła w panikę, gdy jej serwetka spadła na
ziemię. Natychmiast wziął swoją lnianą serwetkę i przekazał jej przez stół.
- Wez moją!
Megan zrobiła się pąsowa i zaczęła mu dziękować. Podobała mu się jej nieśmia-
łość. Przyszła mu do głowy myśl, że mógłby zmienić to oficjalne przyjęcie w roman-
tyczną kolację. Widząc jej zaróżowione policzki i płomienne spojrzenie, uznał, że po-
czynił już znaczne postępy i niedługo Meg będzie należeć do niego. Z przyjemnością pa-
trzył na jej piękny, kształtny dekolt.
Wiedział, że Meg jest ambitną kobietą i trzeba z nią postępować ostrożnie. Jedno- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •