[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spojrzy! Niech pan spojrzy na to złe serce pana żony! Widzi pan, jak ona knuje? Cały czas
nikczemnie knuje!
- To nie takie proste - zaoponowała mma Ramotswe. - %7łycie nie jest takie proste.
- Bardzo panią proszę, mma, wysłuchajmy tej mądrej kobiety w okularach. Na pewno ma
dla nas znakomite propozycje.
Mma Makutsi poprawiła okulary i podjęła:
- W domu jest służba, prawda?
- Pięć osób - odparł człowiek z rządu. - Plus ci, którzy pracują poza domem. I ludzie
zajmujący się bydłem. Są też dawni służący ojca. Nie mogą już pracować, ale siedzą przed
domem na słońcu i ojciec dobrze ich karmi. Są bardzo grubi.
- Nic nie ujdzie uwagi służby domowej - powiedziała mma Makutsi. - Pokojówka zagląda
w łoże małżonków, prawda? Kucharz zagląda w ich żołądki. Służący są zawsze na miejscu i
patrzą, patrzą, patrzą. Rozmawiają z innymi służącymi. Służący wszystko wiedzą.
- Czyli pojedzie tam pani i porozmawia ze służbą? - spytał człowiek z rządu. - Ale czy oni
zechcą pani coś powiedzieć? Będą się bali, że stracą pracę. Będą milczeli albo mówili, że nie
dzieje siÄ™ nic ciekawego.
- Ale mma Ramotswe umie rozmawiać z ludzmi - skontrowała mma Makutsi. - Ludzie się
przed nią otwierają. Widziałam ją w akcji. Nie mógłby pan załatwić, żeby się zatrzymała na
kilka dni w domu pana ojca?
- Oczywiście, że mógłbym. Powiem rodzicom, że pewna kobieta, wobec której mam
polityczny dług, musi na kilka dni zniknąć z Gaborone, bo ma tutaj kłopoty. Na pewno ją
przyjmÄ….
Mma Ramotswe łypnęła na mmę Makutsi. Nie było rolą jej asystentki wysuwać takie
sugestie, zwłaszcza wciągające ją w sprawy, którymi nie miała ochoty się zająć. Zamierzała
pomówić z nią o tym, ale nie chciała jej zawstydzać przy tym despotycznym i pełnym pychy
człowieku. Postanowiła wziąć sprawę, ale nie dlatego, że zadziałała cienko zawoalowana
grozba - energicznie się jej przeciwstawiła, twierdząc, że nic nie słyszy - lecz dlatego, że
podsunięto jej sposób na jej rozwiązanie.
- Dobrze, wezmiemy to, rra. Ale nie z powodu tego, co pan do mnie powiedział,
zwłaszcza tych słów, których nie słyszałam. - Zawiesiła znacząco głos. - Jednak ja sama na
miejscu zdecyduję, co mam robić. Panu nie wolno się do tego mieszać.
Człowiek z rządu skinął głową zachwycony.
- Oczywiście, mma. Nie mam nic przeciwko temu. I przepraszam za te rzeczy, których
nie należało mówić. Musi pani zrozumieć, że mój brat jest dla mnie bardzo ważny. Nie
powiedziałbym tego wszystkiego, gdybym się o niego nie bał.
Mma Ramotswe zlustrowała go wzrokiem. Wierzyła, że naprawdę kocha swojego brata.
Z pewnością boleśnie przeżył fakt jego ożenku z kobietą, która budziła w nim taką nieufność.
- Już zapomniałam, co zostało powiedziane, rra - uspokoiła go mma Ramotswe. - Niech
siÄ™ pan tym nie przejmuje.
Człowiek z rządu wstał.
- Zacznie pani jutro? Wszystko załatwię.
- Nie, za kilka dni. Mam jeszcze wiele do zrobienia w Gaborone. Ale proszÄ™ siÄ™ nie
martwić, zrobię wszystko, co będę mogła, dla pańskiego brata. Kiedy już wezmiemy jakąś
sprawę, traktujemy ją poważnie. To mogę panu przyrzec.
Człowiek z rządu pochylił się nad biurkiem i ujął ją za obie dłonie.
- Bardzo dobra z pani kobieta, mma. Wszystko, co o pani mówią to prawda. - Odwrócił
się do mmy Makutsi. - A pani jest bardzo mądra, mma. Jeśli znudzi się pani kiedyś praca
detektywistyczna, to niech pani przyjdzie pracować dla rządu. Rząd potrzebuje takich kobiet
jak pani. Większość kobiet, które u nas pracują jest do niczego. Nic tylko siedzą i malują
sobie paznokcie. Widziałem to na własne oczy. Myślę, że pani by się nie obijała.
Mma Ramotswe zamierzała coś powiedzieć, ale człowiek z rządu wyszedł z biura.
Zobaczyły przez okno, że kierowca otwiera mu drzwi, a potem zamyka je za nim.
- Gdybym poszła pracować w rządzie, co oczywiście nie wchodzi w rachubę, to ile czasu
by upłynęło, zanim bym dostała taki samochód z kierowcą?
Mma Ramotswe parsknęła śmiechem.
- Niech pani nie wierzy w każde jego słowo. Tacy ludzie składają najrozmaitsze obietnice
bez pokrycia. To człowiek głupi i próżny.
- Ale czy mówił prawdę o żonie swojego brata? - spytała mma Makutsi zaniepokojona.
- Raczej tak. Nie sądzę, żeby to zmyślił. Ale niech pani pamięta o tym, co powiedział
Clovis Andersen. Każda historia ma dwie strony. Na razie poznałyśmy tylko jedną.
%7łycie się komplikuje, pomyślała mma Ramotswe. Właśnie wzięła przypuszczalnie bardzo
trudną sprawę, która wymagała od niej wyjazdu z Gaborone. Sytuację dodatkowo utrudniał
problem z panem J.L.B. Matekonim i Tlokweng Road Speedy Motors. Do tego jeszcze dzieci.
Teraz, kiedy już się zadomowiły przy Zebra Drive, należało zapewnić im jakiś program dnia.
Rose, gosposia, mogła ją w tym wspomóc, ale mma Ramotswe nie mogła zrzucać na nią
wszystkiego.
Na czele listy, którą sporządziła tego ranka, znajdowało się przygotowanie biura do
przeprowadzki. Teraz uznała, że na pierwsze miejsce należy przesunąć warsztat, a biuro
umieścić na drugim. Potem szły dzieci. Wpisała SZKOAA i numer telefonu pod spodem.
NastÄ™pny punkt: WEZWA CZAOWIEKA DO NAPRAWIENIA LODÓWKI. Potem:
ZABRA SYNA ROSE DO LEKARZA Z POWODU ASTMY, a na końcu: PODJ
JAKIEZ DZIAAANIA W SPRAWIE ZAEJ %7Å‚ONY.
- Mma Makutsi - powiedziała. - Chyba zawiozę panią teraz do warsztatu. Nie możemy
zostawić pana J.L.B. Matekoniego na lodzie, nawet jeśli zachowuje się ostatnio trochę
dziwnie. Od dzisiaj zacznie pani pełnić obowiązki dyrektora. Zawiozę panią furgonetką.
Mma Makutsi skinęła głową.
- Jestem gotowa, mma. Jestem gotowa do dyrektorowania.
Rozdział szósty
Pod nowÄ… dyrekcjÄ…
Firma Tlokweng Road Speedy Motors należała do kompleksu trzech budynków, razem ze
sklepem wielobranżowym, prowadzącym tanią odzież, parafinę, syrop i wszelkie inne
możliwe towary, oraz składem budowlanym handlującym drewnem i blachą falistą na dachy.
Warsztat znajdował się na wschodnim końcu kompleksu. Wokół rosło kilka kolczastych
krzewów, a z przodu była stara pompa benzynowa. Panu J.L.B. Matekoniemu obiecano
lepszy dystrybutor, ale szefowie firmy paliwowej nie chcieli dopuścić do tego, żeby robił
konkurencję ich nowocześniejszym stacjom benzynowym, i obietnica wypadła im z pamięci.
Nadal dostarczali mu benzynę, do czego zobowiązywała ich umowa, ale robili to bez
entuzjazmu i lubili zapominać o terminach dostaw. W rezultacie zbiorniki z benzyną często
stały puste.
Nie miało to jednak większego znaczenia. Klienci nie przyjeżdżali do Tlokweng Road
Speedy Motors po benzynę, lecz po to, żeby pan J.L.B. Matekoni naprawił im samochód. Byli
to ludzie, którzy umieli odróżnić dobrego mechanika od takiego, który tylko naprawia auta.
Dobry mechanik rozumie samochody. Potrafi zdiagnozować usterkę na ucho, tak jak
doświadczony lekarz potrafi po jednym spojrzeniu rozpoznać dolegliwość.
- Silniki mówią - tłumaczył terminatorom. - Słuchajcie ich. Mówią wam, co im dolega.
Wystarczy tylko nastawić uszy.
Uczniowie oczywiście nie zrozumieli, o co mu chodzi. Mieli zupełnie inne spojrzenie na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •