[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Byłby to nietypowy początek balu, ale czemu nie? - zgodził się lord Walton, wyraznie
dumny z propozycji żony.
- Mogę przetańczyć z żoną część walca i na tym koniec -ustąpił wreszcie Robert, kipiąc ze
złości.
Deborah pomyślała z bólem, że dla Susannah byłby gotów chodzić po rozżarzonych
węglach, ale dla swej pospolitej, pogardzanej żony szkoda mu było wysiłku na cały walc.
Posmutniała i spojrzała ponad jego ramieniem na orkiestrę, która zagrała pierwsze
akordy.
Pot zrosił czoło Roberta. Do licha, trzeba było zgodzić się na wiązankę skocznych tańców
ludowych! Ból nogi byłby łatwiejszy do zniesienia niż trzymanie w ramionach kobiety o
stężałej z napięcia twarzy. Nie mógł mieć do niej pretensji. Właściwie nie tańczyli, a
chodzili wokół sali w rytm muzyki. Od czasu do czasu obracał ją w koło gdzieś w rogu
parkietu, wykorzystując okazję, by przytulić ją mocniej, niż przewidywały reguły. Na
szczęście, po kilku straszliwie krępujących dla Roberta okrążeniach, jego brat
poprowadził na parkiet swoją żonę, lord Lensborough poszedł w jego ślady, a wkrótce
potem zaroiło się od tylu par, że poczuł się zwolniony z obowiązku tańca i skierował się w
stronę najbliższych otwartych drzwi.
- Dzięki Bogu, mamy to już za sobą. - Westchnął z ulgą, puszczając ramię Deborah.
- Resztę wieczoru spędzisz pewnie przy kartach? - zapytała sztywno, kiedy jej mąż opadł
na najbliższe krzesło. Od pikniku stało się regułą, że podczas tych nielicznych spotkań
towarzyskich, w których razem uczestniczyli, mąż wprowadzał ją
Cnotliwa żona
203
Ba salę, przedstawiał znajomym, po czym zostawiał ją na ich lasce i szedł przyglądać się
grze.
Wstał, skłonił się przed nią z lodowatą miną i odszedł, kulejąc. Zostawił ją całkiem samą.
Podczas innych balów takie /echowanie mogło uchodzić za wybaczalne. Ale ten jeden raz,
kiedy mieli celebrować swoje małżeństwo, Robert powinien przynajmniej udawać, że nie
żałuje tego kroku.
A może celowo starał się ją upokorzyć?
Deborah wyprostowała się, dumnie uniosła głowę i wróciła na salę balową. Nie pozwoli,
by ktokolwiek domyślił się, te ją to obeszło! Nikt nie będzie się nad nią litował! Udawała
więc, że taniec z obcymi mężczyznami sprawia jej przyjemność i że bynajmniej nie jest
wytrącona z równowagi ostentacyjną nieobecnością męża. Jej karnet został wkrótce wypełniony
nazwiskami przyjaciół kapitana Fawleya. Niektórzy z politycznych stronników
Waltona, którzy nie raczyli jej zauważać, kiedy była jeszcze panną Gillies, uznali za
stosowne okazać jej zainteresowanie na jej własnym balu.
W końcu Deborah zdołała się na tyle uspokoić, że przestała myśleć wyłącznie o sobie i
postanowiła sprawdzić, jak trzyma się Susannah. Widziała, że tańczyła z lordem
Waltonem, ale nie wyglądała na szczęśliwą z tego powodu. A teraz nie mogła jej nigdzie
dostrzec.
Podeszła do kanapy, na której siedziały przyzwoitki, by zapytać o nią matkę.
- Wyszła na taras, żeby odzyskać równowagę - odparła matka ponuro.
- W takim razie dotrzymam jej przez chwilę towarzystwa.
- Mogłabyś, kochanie? Muszę wyznać, że mam już jej kom
204
Annie Burrows
piętnie dosyć. Kiedyś sama obecność na takim balu... - Pani Gillies urwała i potrząsnęła
głową.
Deborah zrozumiała, co matka miała na myśli. Dawniej jej ambitna przyjaciółka szalałaby
ze szczęścia, mogąc obracać się w tak wysokich kręgach towarzyskich i tańczyć z samym
lordem.
Deborah doszła aż do końca tarasu i dopiero tam jej uszu dobiegł cichy szloch,
dochodzący od strony schodów prowadzących do położonego niżej ogrodu. Susannah
kompletnie się załamała, gwałtowne łkanie spowodowało atak czkawki, z którym nie
potrafiła sobie poradzić. Deborah przyspieszyła kroku, ale kiedy wreszcie dostrzegła
przyjaciółkę, nie porwała jej w ramiona, nie przytuliła, a zamarła w bezruchu.
Bo Susannah nie była sama.
A mężczyzną, który ją obejmował, by mogła wypłakać się na jego piersi, był Robert.
- Już dobrze - mruczał pocieszająco.
Deborah stała jak wmurowana w odległości najwyżej kilku kroków od nich. Ale to nie
widok męża tulącego jej przyjaciółkę był dla niej najbardziej szokujący. Największym
wstrząsem było to, że Susannah zdołała przezwyciężyć swoją odrazę na tyle, by mu na to
pozwolić. Zaciskając kurczowo palce na gorsie koszuli Roberta, podniosła w górę zalaną
łzami twarz i wyznała:
- Popełniłam straszny błąd!
- Nie większy od tego, który ja popełniłem - odparł Robert ze smutkiem, patrząc w jej
śliczną twarz.
Rozdział jedenasty
Deborah wróciła na salę balową kompletnie odrętwiała. Pózniej nie potrafiła sobie
przypomnieć, co się działo do końca wieczoru. Zapewne mechanicznie wykonywała figury
taneczne, stając raz po raz na parkiecie z mężczyznami bez twarzy, którym obiecała
taniec, ale przez cały czas miała przed oczami męża, który mówił kobiecie, którą kochał,
że popełnił straszliwy błąd.
Chodziło mu z pewnością o to, że nie poprosił o rękę Susannah. Gdyby to do niej
przyszedł z informacją o ogromnej fortunie, która może się stać jej udziałem, to dzisiejszy
bal zostałby zapewne wydany na jej cześć. Weszłaby do rodziny lorda Waltona i robiła z
jego żoną zakupy na Bond Street. Za taką cenę Susannah byłaby gotowa przezwyciężyć
wstręt do okaleczonego ciała Roberta. Pewnie teraz żałuje, że mu tę odrazę okazała. Tak,
popełniła błąd, odtrącając miłość Roberta.
Deborah wolała nie myśleć, jaki będzie następny krok pechowych kochanków, skoro
wreszcie doszli do porozumienia. Cokolwiek postanowią, wywołają ogromny skandal. I
naturalnie Robert wyjdzie z tego obronną ręką. Ożenił się z roz
206 Annie Burrows
sądku, więc nikt nie oczekiwał, że dochowa żonie wierności. A skoro najpiękniejsza
debiutantka sezonu zgodziła się obdarzyć go swymi względami, to trudno go winić, że
skorzystał z okazji. Mężczyzni będą poklepywać go ze śmiechem po ramieniu i nazywać
niezłym kogutem, a wszystkie drzwi nadal pozostaną przed nim otwarte.
Ale Susannah będzie skompromitowana. Nawet gdyby nie została kochanką Roberta, to
znajdą się czujne oczy, które wypatrzą takie schadzki, jakiej świadkiem była przed chwilą
Deborah, i podniesie się krzyk aż pod niebiosa. I pannę Hullworthy spotka taki sam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]