[ Pobierz całość w formacie PDF ]

padły piętnaście metrów dalej?
 Tak  powiedziała uparcie, nadal przypatrując się chmurom.
 I to cię tak rozzłościło?
 Tak  powiedziała znów, tym samym tonem. Czuła, że jej się
przygląda.
 Eleno, to nieprawda.
 No cóż, skoro czytasz mi w myślach, to nie musisz zadawać pytań,
prawda?
Teraz stali naprzeciw siebie. Stefano spiął się, zacisnął usta.
 Wiesz, że bym tego nie zrobił. Ale myślałem, że to tobie tak bardzo
zależy na uczciwości w związkach.
 No dobrze. Caroline zachowywała się jak suka, jak zwykle, i trzepała
ozorem o morderstwie. Co z tego? Dlaczego się przejmujesz?
 Bo ona może mieć rację  powiedział brutalnie Stefano.  Nie co do
morderstwa, ale co do ciebie. Co do  ciebie i mnie. Powinienem był
wiedzieć, że do tego dojdzie. Nie chodzi tylko o nią, prawda? Przez cały
dzień czułem wrogość i strach, ale byłem zbyt zmęczony, żeby się nad tym
zastanawiać. Oni uważają mnie za zabójcę i wyżywają się na tobie.
 To nie ma znaczenia, co oni sobie myślą! Mylą się i prędzej czy
pózniej to zrozumieją. A wtedy wszystko znów będzie jak przedtem.
Kąciki ust Stefano uniosły się w smutnym uśmiechu.
 Naprawdę w to wierzysz?  Rozejrzał się wkoło, twarz mu stężała.  A
jeśli nie zmienią zdania? Jeśli będzie tylko coraz gorzej?
 Jak to?
 Byłoby może lepiej...  Stefano wziął głęboki oddech i mówił dalej, z
wahaniem:  Byłoby może lepiej, gdybyśmy przez jakiś czas się nie
spotykali. Jeśli pomyślą, że nie jesteśmy już razem, dadzą ci spokój.
Spojrzała na niego.
 I uważasz, że mógłbyś się na to zdobyć? Nie widywać się ze mną i nie
rozmawiać ze mną nie wiadomo jak długo?
 Jeśli to będzie konieczne, owszem. Moglibyśmy udawać, że ze sobą
zerwaliśmy.  Zacisnął zęby.
Elena jeszcze chwilę na niego patrzyła. A potem obeszła go wkoło i
przysunęła się bliżej, tak blisko, że prawie się dotykali. Musiał opuścić
głowę, żeby spojrzeć jej w oczy, oddalone od jego zaledwie o parę
centymetrów.
 Istnieje tylko jedna możliwość  powiedziała  żebym zawiadomiła
całą szkołę, że ze sobą zerwaliśmy. A mianowicie wtedy, kiedy mi powiesz,
że mnie nie kochasz i nie chcesz mnie oglądać na oczy. Powiedz mi to,
Stefano, powiedz mi to teraz. Powiedz mi, że już nie chcesz ze mną być.
Wstrzymał oddech. Patrzył na nią zielonymi oczami, które mieniły się
jak oczy kota odcieniami szmaragdu, malachitu i ostrokrzewu.
 Powiedz mi to  powtórzyła.  Powiedz mi, że dasz sobie radę beze
mnie, Stefano. Powiedz mi...
Nie udało jej się dokończyć zdania. Musiała przerwać, boją pocałował.
Rozdział 6
Stefano siedział w salonie domu Gilbertów i uprzejmie potakiwał
każdemu słowu ciotki Judith, która wyraznie czuła się nieswojo, goszcząc
go. Nie trzeba było umieć czytać w myślach, żeby się w tym połapać. Ale
starała się być miła, a więc Stefano też się starał. Chciał, żeby Elena była
zadowolona.
Elena. Nawet kiedy na nią nie patrzył, w pokoju świadomy był przede
wszystkim jej obecności. Jego skóra reagowała na dziewczynę jak
przymknięte powieki na promień słońca. Kiedy wreszcie pozwalał sobie na
nią spojrzeć, wszystkimi zmysłami odczuwał słodki wstrząs.
Tak bardzo ją kochał. Już nie widział w niej Katherine, prawie
zapomniał, że tak bardzo przypominała mu tamtą nieżyjącą dziewczynę. Tak
bardzo się przecież od siebie różniły. Elena miała takie same jasnozłote
włosy i kremową skórę, te same delikatne rysy twarzy, co Katherine, ale na
tym podobieństwo się kończyło. Jej oczy, fiołkowe w świetle ognia na
kominku, ale zwykle błękitne intensywnym kolorem lapis lazuli, nie były
ani nieśmiałe, ani nie miały dziecinnego wyrazu, jak u Katherine. Wręcz
przeciwnie, były wrotami do jej duszy, która przeświecała zza nich jak
wielki gorący płomień. Elena była Eleną i w jego sercu jej obraz zajął
miejsce łagodnego wspomnienia Katherine.
Ale właśnie jej siła sprawiała, że ich miłość stawała się niebezpieczna.
Nie potrafił sprzeciwić jej się w zeszłym tygodniu, kiedy zaproponowała mu
własną krew. Prawda, bez niej mógł umrzeć, ale z punktu widzenia
bezpieczeństwa Eleny to się stało za wcześnie. Po raz setny przyjrzał się jej
twarzy, szukając oznak zdradzających przemianę. Czy ta kremowa cera nie
jest czasem bledsza? Jej mina nieco bardziej oderwana od rzeczywistości?
Od teraz będą musieli bardziej uważać. On będzie musiał być
ostrożniejszy. Zadbać o to, żeby często jeść, zadowalając się zwierzętami,
tak żeby nie pojawiała się pokusa. Nie wolno pozwolić, żeby pragnienie
stało się za silne. Myśląc o tym, poczuł, że właśnie teraz dopada go głód.
Taki suchy, palący ból, który czuł w całej górnej szczęce, który niósł się
szeptem po żyłach i tętnicach. Powinien być w lesie  wyczulonymi
zmysłami nasłuchiwać najlżejszego szmeru łamanej suchej gałązki, spinać
mięśnie do pogoni  a nie siedzieć przy kominku i obserwować, jaki wzór
tworzą na szyi Eleny bladoniebieskie żyłki.
Smukła szyja poruszyła się, kiedy Elena odwróciła się w jego stronę.
 Chcesz jechać na tę imprezę dziś wieczorem?  spytała.  Możemy
wziąć samochód cioci.
 Ale najpierw zjecie obiad  wtrąciła szybko ciotka Eleny.
 Raczej coś zjemy na mieście po drodze.
To znaczy, Elena coś przekąsi po drodze, pomyślał Stefano. On sam
mógł przeżuwać i połykać zwykłe jedzenie, jeśli musiał, ale nic mu to nie
dawało i już dawno przestało smakować. Nie, jego... apetyt był teraz nieco
bardziej wyszukany, pomyślał. A jeśli pojadą na tę imprezę, to będzie
oznaczało kolejne godziny głodu. Pokiwał jednak zgodnie głową w stronę
Eleny.
 Jak chcesz  powiedział.
Chciała, była zdecydowana. Od początku o tym wiedział.
 No dobrze, to ja pójdę się przebrać.
Odprowadził ją do podstawy schodów.
 Włóż coś z wysokim kołnierzem. Jakiś sweter  powiedział do niej
przyciszonym głosem.
Zerknęła w stronę drzwi do pustego salonu i odparła:
 Nie trzeba. Już się prawie zagoiły. Widzisz?  Odsunęła koronkowy
kołnierzyk, przekrzywiając głowę na bok.
Stefan patrzył jak urzeczony na dwa okrągłe znaki na delikatnej skórze.
Miały teraz kolor jasnowiśniowy, jak mocno rozwodnione wino. Zacisnął
zęby i z trudem odwrócił wzrok. Gdyby miał patrzeć na tę szyję jeszcze
chwilę, chybaby oszalał.
 Nie o to mi chodziło  powiedział szorstko.
Połyskliwa zasłona jej włosów znów opadła, zakrywając ślady.
 Och!
 Wchodzcie!
Posłuchali i weszli do salonu, gdzie rozmowy ucichły. Elena widziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •