[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie zdjęła buty. Możliwość opiekowania się mężem sprawiała
jej niewysłowiona radość. Odruchowo położyła rękę na jego
czole.
- Jesteś rozpalony. Pomogę ci zdjąć sweter.
Do tej pory nie wzbraniał się przed jej pomocą, sądziła
więc, że pozwoli jej również na to. Myliła się jednak. Gdy
tylko dotknęła jego ramienia, zamknÄ…Å‚ jej nadgarstek w żela­
znym uścisku, sprawiając ból. Zapomniała już, jaki jest silny.
- Dość już zrobiłaś, rozumiesz?
Pełnym nienawiści ruchem odepchnął jej rękę. Udała, że
nie dostrzega jego wrogości.
- Poszukam środków przeciwbólowych.
Kiedy w końcu wyszła z łazienki z tabletkami i szklanką
wody, lekarz był już na poddaszu, ale Raoula nie było nigdzie
widać. Starszy pan nachylał się nad Philippem, zadając pytania,
potem podwinął nogawkę spodni i oglądał obrażenia. Gdy
podeszła do łóżka, spojrzał na nią i skinął siwą głową.
- Pani Didier? Jestem doktor Glatz - odezwaÅ‚ siÄ™ po an­
gielsku z silnym akcentem.
- Dzień dobry, doktorze. Dziękuję, że przyjechał pan tak
szybko. Mój mąż bardzo cierpi.
- Gdy usłyszałem, że niedawno przeszedł operację kolana,
od razu wiedziałem, że to coś co nie może czekać. Ale na
szczęście nie ma żadnych nowych obrażeÅ„. Podrażnione zo­
stały tylko zakończenia nerwowe. Poleży kilka dni w łóżku
i wszystko będzie dobrze. Wstawać może tylko do łazienki,
i to z pani pomocÄ….
- Dzięki Bogu! - wykrzyknęła Kellie z ulgą.
- Znakomicie udzieliÅ‚a mu pani pierwszej pomocy. Jest pa­
ni pielęgniarką?
Potrząsnęła głową.
- Nie. Zrobiłam tylko to, co wydawało mi się właściwe.
- Może więc pani być dumna ze swojej intuicji. - Spojrzał
na trzymane przez niÄ… Å›rodki przeciwbólowe. - ProszÄ™ poda­
wać mu te tabletki co cztery godziny. ZostawiÄ™ też coÅ› silniej­
szego na wypadek, gdyby ból się wzmagał. Najskuteczniejsze
jednak są okłady z lodu. Dwadzieścia minut na kolanie, potem
dwadzieścia minut przerwy. Jeśli przypilnuje pani tego przez
całą noc, dojdzie do siebie znacznie szybciej.
- Dziękuję, doktorze. Właśnie oddalił pan moją egzekucję
o kolejne dwanaście godzin. Najchętniej bym pana pocałowała.
- Uśmiechnęła się.
- Pani Didier? - Doktor poklepał Philippe'a po ramieniu.
Kellie udawała, że nie dostrzega jego groznego spojrzenia. -
Zostawiam pana w dobrych rękach pięknej małżonki.
Zwrócił się jeszcze raz do niej:
- ZostawiÄ™ lekarstwo w kuchni na stole wraz z mojÄ… wi­
zytówką. Proszę do mnie zadzwonić, gdyby pojawiły się jakieś
problemy. Nie musi mnie pani odprowadzać.
- Raz jeszcze dziękuję panu. Do zobaczenia.
-%7Å‚egnam.
Domyśliła się, że Raoul czekał na zewnątrz, żeby odwiezć
lekarza. Philippe też musiał zdawać sobie z tego sprawę.
- Słyszałeś, co powiedział lekarz. Zażyj te tabletki od razu.
Wyciągnęła dłoń, żeby podać mu lek bezpośrednio do ust.
Dotyk jego warg sprawił, że jej ciało przeszyła tęsknota. Starała
się jednak nic nie okazać. Zaraz potem podała mu szklankę
wody. Jego ręka drżała. Może to przelotne dotknięcie zadziałało
i na niego? Chociaż mógł to być objaw słabości, naturalnej
zresztą po tak silnym ataku bólu. Bez słowa oddał jej pustą
szklankę. Nie oczekiwała podziękowania.
Gdyby tylko potrafiła skłonić go do wysłuchania jej. Gdyby
tylko zrozumiał, że decyzja o opuszczeniu go była dowodem
jej największej miłości.
- Philippe? - zaryzykowała nieśmiało.
- Daj mi spokój.
Szorstka reakcja załamała ją. Wiedziała jednak, że musi
siÄ™ jakoÅ› uodpornić na jego ciosy. OderwaÅ‚a wzrok od zmy­
słowych męskich ust, których dotyku tak bardzo pragnęła.
- Zabiorę woreczek z lodem na dół i za dwadzieścia minut
przyniosÄ™ nowy.
W korytarzu podniosła jego laskę i zawiesiła ją na wieszaku
obok drzwi. Potem przygotowała sześć woreczków z lodem,
żeby byÅ‚y gotowe na pózniej. Na koniec uÅ‚ożyÅ‚a na tacy ro­
galiki, a na wypadek, gdyby tabletki przyprawiły gó o nie-
strawność, dodaÅ‚a jeszcze butelkÄ™ wody mineralnej. Na szczÄ™­
ście Philippe musi zastosować się do zaleceń lekarza, jeśli chce
szybko wrócić do zdrowia.
Gdy wróciła na górę, już spał. Na podłodze leżał rzucony
sweter. Pod czarnÄ… koszulkÄ… dostrzegÅ‚a wychudzony tors. Po­
stawiÅ‚a tacÄ™ na stoliku nocnym i ostrożnie poÅ‚ożyÅ‚a nowy wo­
reczek z lodem na kolanie. Pod wpÅ‚ywem zimna Philippe po­
ruszył się i otworzył oczy. Przez ułamek sekundy wydawało
jej się, że jego wzrok jest taki sam jak dawniej.
- Czas na lunch. Przyniosłam ci coś do jedzenia, w razie
gdybyś był głodny.
- Nie jestem.
- Masz nudności? - zapytała zaniepokojona.
ZacisnÄ…Å‚ wargi.
- Do tej pory nie miałem.
Nie dokończył. Nie musiał. Zabolało ją to. Zabolało tak
bardzo, że ledwie udało jej się opanować. Za nic jednak nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •