[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie awanturuj się, mamo. Wzięła głęboki oddech.
- Po powrocie z Aodzi miałeś mi powiedzieć, dlaczego po-
biłeś się z kolegą. Poszło o twojego biologicznego ojca?
- Powiedział, że sama nie wiesz kto nim był. Musiałem cię
bronić.
Pokiwała głową.
- Powiedział, że ojca" przynieśli mi w pipecie. Szklanej
pipecie - zaznaczył z namaszczeniem.
- Słuchaj, nie chcesz być owocem banku spermy", ale
jednocześnie ojca też nie chcesz mieć. Nie widzisz w tym
braku logiki?
- Gdyby ludzie zachowywali się logicznie, to sprzedawa-
łabyś prażone migdały na Nowym Zwiecie.
- Migdały w cukrze. Już ich nie ma.
- Bo jest zima, mamo.
Nie będę się kłócić, postanowiła. Inaczej Kuba znowu
zamknie się przede mną. W jego wieku musiałam być taka
sama. - Ten kościotrup to prezent od dziadka?
- Nie. Dziadek dał mi kozik.
- Kozik?
- Nóż. Dziadek ma taki sam, tylko dużo większy.
- Pokaż mi go.
Pobiegł do swojego pokoju. Jej ojciec kolekcjonował noże.
Uznawała to za skrzywienie zawodowe. Noże i osełki.
Wszystkie ostrza były ostre jak brzytwa. To, które
przyniósł Kuba, lekko wygięte i osadzone w kościanej
rączce. Nie, to zdecydowanie nie była zabawka. Stary
dureń!
- Zdajesz sobie sprawę - powiedziała siląc się na spokój -
że jeśli w ulicznej bójce ktoś wyciągnie nóż, to jedna ze
stron prawie zawsze kończy na intensywnej terapii albo w
kostnicy? - Jej pierwsza sprawa... Pierwsze trupy... Ana-
tomia nożowników. Anatomia noży.
- Przecież dziadek nie dał mi tego, żebym się bił! To ma
być początek kolekcji.
Wspaniale! Anna wyobraziła sobie co powiedziałaby dy-
rektor szkoły, gdyby Kuba postanowił się czymś takim"
pochwalić na przerwie. I jakby zareagowała dzieciarnia.
- Wiesz mamo, to może przydać się do obrony własnej.
- Kuba, lepiej się zamknij.
Wiedziała jak ojciec wyobrażał sobie obronę własną".
Przecież ją tego uczył. Pamiętaj, mówił, w pewnym
momencie liczysz się tylko ty. Nie lituj się nad
napastnikiem, bo on raczej nie poczuje litości do ciebie.
Rób swoje. Wyeliminuj go. Najgrozniejsze są ranne
zwierzęta. Jeśli masz strzelać, to strzelaj celnie. Raz, a
dobrze.
Zapytała go wtedy, czy zdaje sobie sprawę, że w policyjnym
regulaminie istnieje coś takiego jak strzał ostrzegawczy. %7łe
jeśli trzeba namierzyć uzbrojony cel, to strzela się drugim
nabojem w bark ręki, która trzyma broń.
- Nie mówię ci tego jako policjant - stwierdził.
- Więc jako kto? - zapytała.
- Jako ojciec.
Po krótkiej wędrówce wstecz powróciła do kuchni.
- Rekwiruję ten nóż. Bo to nie jest kozik grzybiarza, tylko
nóż. Dostaniesz go z powrotem, jak będziesz starszy.
- To prezent. Nie wolno ci!
- Chcesz się przekonać?
Jak oparzony zerwał się od stołu. Trzasnął drzwiami.
Szkielet na sznurku zaczął przerazliwie podrygiwać w swo-
istym dance macabre.
I znowu go straciłam, pomyślała Anna o synu.
Pózniej zaczęła się rozglądać po mieszkaniu, sondując
miejsce najbardziej odpowiednie do ukrycia noża. Nie
miała wątpliwości, że gdy tylko wyjdzie do roboty, chłopak
wychynie z jamy i będzie go szukał. Miejsce musi być
dobre, a nie oczywiste. Dziewicze.
Zdjęła buty i na palcach, cichutko, przeszła do przedpo-
koju. Na komodzie, która nie zmieściła się w pokoju, stał
ogromny szeroki wazon z kompozycją suszonych kwiatów.
To właśnie dobre miejsce.
Walter. Jej służbowy pistolet. Przyjaciel jej ręki. Ten kon-
kretny egzemplarz podczas strzelania lekko ciął w lewo.
Broń nie rewelacyjna, ale i nie wydumana. Prozaiczny wal-
ter. Nikogo z niej jeszcze nie zabiła. I jak większość
policjan-
tów miała nadzieję, że nigdy to nie nastąpi. Swoje
frustracje można rozładowywać na strzelnicy. Oczywiście
pod warunkiem, że ma się pieniądze na własne naboje.
Policjanci, szczególnie ci starsi, generalnie za mało tre-
nują. Zamiast zarywać godziny i strzelać do tarczy, wolą
siedzieć przed telewizorem przy piwie. Albo spędzać czas z
dziećmi, jak Anna.
Fakt, że dość dobrze strzela zawdzięcza ojcu. Jego cierpli-
wości i jej mordędze, jego zdecydowaniu i jej pokorze.
Jeśli będziesz musiała strzelać, to strzelaj". Więc w końcu
strzeliła i raniła człowieka. To, że był złodziejem
samochodów, po pewnym czasie spadło na drugie miejsce.
Pistolet to wygodna broń, jak mówią w żargonie: nie-
kontaktowa". Aatwiej popełnić morderstwo strzelając, niż
dusząc czy dzgając nożem. Wbijanie ostrza w ciało to rzecz
intymna i dla mordercy, i dla ofiary.
Nie możesz się bać pistoletu, Anno. - Nie boję się. - To
dobrze. Ale, z drugiej strony, nie może cię ponieść". Zrozu-
miała, kiedy po raz pierwszy dał jej broń do ręki. Nim
wzięła go w palce poczuła intensywny zapach smaru, który
podrażniał jej nozdrza. I ciężar, to ten ciężar najbardziej
drażnił coś tak ulotnego jak umysł. W końcu jednak
wypracowała w sobie obojętność do służbowego waltera.
Do jakiegokolwiek pistoletu.
Ale przecież nigdy nie uczyła tego syna. I ojcu też nie po-
zwoli szkolić wnuka. Nie. Nie. Nie. Będzie go trzymać poza
światem śmierdzącym smarem. Jednak... Krzywda już się
stała.
Choć zawsze zachowywała środki bezpieczeństwa, dodat-
kowo postanowiła, że broń po skończeniu służby będzie
zostawiać na komendzie. Ojciec by ją za to zwymyślał.
Różnie pojmowali przemoc. Różnie pojmowali
rodzicielstwo. Nie zwykła jednak łamać postanowień
złożonych odbiciu w lustrze i zatrzaskiwała broń w dolnej
szufladzie biurka; tam gdzie trzymała Noc szybko
nadchodzi.
21.
Kto ma szczęście w kartach, nie ma szczęścia w miłości".
Uśmiechnął się do niego przypadek. Albo anioł. Ustami,
które nigdy nie nabrały oddechu. Myśl, żeby śledzić
policjantkę nadeszła nagle, z powietrza. I zagniezdziła się
na dobre. Nastawił się na długie czekanie. Poszedł do
pierwszego lepszego lumpeksu na Pradze Północ i kupił
wytarty płaszcz. Sprzedawczynie nie zwróciły uwagi na to,
że przyszedł w sa-
mym swetrze; patrzyły tylko, czy niczego nie próbuje
ukraść. I o to mu chodziło. Dlatego nie wybrał innego
sklepu. Miał pieniądze. Długo wcześniej nosił je schowane
w bucie, a kiedy w końcu po niego przyszli, zabrali mu na
dołku" sznurowadła, ale nic więcej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]