[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nowatorstwo formy, to ciągłe mierzenie się ze strukturą narracji, by w sposób najbardziej
odpowiedni wypowiedzieć najgłębsze intuicje ludzkiego doświadczenia; poszukiwanie
nowych środków, szczodre tworzenie nowych poetyk, które pózniej podejmą inni oto
kwintesencja Stu dni bez słońca!
I muszę oczywiście zaznaczyć choć dla uważnego czytelnika takie zastrzeżenie
jest naturalnie zbyteczne że nie piszę tego jako autor, potrafię bowiem oddzielić własne
emocje od obiektywnego osądu. Obiektywizm jest mi chlebem powszednim,
przemierzyłem oceany obiektywizmu od brzegu do brzegu. I potrafię spojrzeć na własny
tekst nieuprzedzonym okiem krytyka i literaturoznawcy. Stoi za mną metoda i warsztat,
precyzyjne narzędzia, przy stosowaniu których nie może być mowy o pomyłce we
wnioskowaniu.
Czy tylko ja dostrzegałem w tym podobieństwo do twórczości Jamesa Joyce a? Nie
sądzę. Newport i Dublin, dwa tak bezprzykładnie żywe literackie obrazy irlandzkich
miast! Joyce potrzebował jednak całej metropolii, by powiedzieć to, do czego mnie
wystarczyło skromne Newport. Gmatwanina ulic kontra skromna Main Street;
nadmiarowość kontra oszczędność; barokowość kontra prostota oto bodaj największe
napięcia wielkiej literatury.
O Ostatnim miesiącu Euzebiusza
Powieść, którą pożyczyłem Lwowi Michajłowiczowi, opowiada historię stuletniego
starca, tytułowego Euzebiusza. Otóż Euzebiusz jest emerytowanym matematykiem,
szanowanym autorytetem, autorem wielu przełomowych prac w dziedzinie teorii katastrof.
Jednak czas sprawił, że znane z encyklopedii i podręczników nazwisko Euzebiusza powoli
zaczyna być zapominane. Jego uczniowie zazwyczaj już nie żyją, ostatni studenci dawno
zostali profesorami. Euzebiusz żyje samotnie w otoczonej dzikim ogrodem willi na Woli
Justowskiej i spokojnie cieszy się radościami starości.
Przekłada stare fotografie, nadrabia zaległości w europejskiej kinematografii,
oglądając ukochane filmy radzieckie, szwedzkie oraz gruzińskie. Z dobrym skutkiem bawi
się aplikacją matematycznych teorii do przewidywania kursu akcji oraz poznaje bogaty
świat staropolskich nalewek.
Tę sielankę przerywają ponure wieści. Pewnego dnia Euzebiusz dowiaduje się, że w
jego ciele ujawnił się wyjątkowo złośliwy i rozsiany nowotwór. Lekarz wyznaje z bólem,
że dostojnemu pacjentowi został tylko miesiąc życia. Diagnoza jest dla starca momentem
przełomowym. Znając czas swej śmierci (Euzebiusz od razu oblicza prawdopodobieństwo
konkretnej daty, wprowadzając do skomplikowanego wzoru wszelkie uzyskane w szpitalu
informacje, po czym na czerwono zakreśla ten dzień w kalendarzu), stary naukowiec
postanawia uporządkować swoje życie.
Takich powieści i filmów oczywiście znamy już wiele, ale geniusz Filipa Włócznika
odważnie przełamuje schematy i czyni tę historię oryginalną i nieszablonową.
Euzebiusz bowiem zaraz przypomina sobie, że nie musi porządkować życia, gdyż
uczynił to, przygotowując się do setnych urodzin: napisał listy do bliskich, wydał
dyspozycje co do formy pochówku, spisał i poświadczył notarialnie testament, a także
skatalogował swoje archiwum. Dla pełnej jasności poumieszczał na sprzętach domowych
karteczki z imionami dzieci i wnuków, które powinny dostać konkretną rzecz po jego
śmierci. Uświadamia sobie boleśnie, że przez kilka miesięcy i tak żył w zawieszeniu,
chodząc po zbudowanej w międzywojniu willi jak po własnym grobowcu. Ponieważ zlecił
wtedy generalne sprzątanie, do niektórych pokojów nie chce zaglądać, żeby nie zburzyć
panującego tam porządku.
Można więc powiedzieć, że dla Euzebiusza wiadomość o śmierci nie jest szokiem,
tylko spokojnym dopełnieniem życia, które sam już zamknął i rozliczył. Włócznik
dostarcza nam tu przejmujących i głębokich analiz ludzkiego przemijania oraz daje
przykład pięknej heroicznej i zarazem pełnej rozpaczy próby zmierzenia się z nicością.
Euzebiusz rozmawia z pustką, zarzucając ją wzorami matematycznymi; otchłań milczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]