[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Słyszałem, że pokłóciła się z Radą.
- Tylko że nie wiem, gdzie ją znalezć.
- Może warto by jej poszukać? - naciskał Canderous. - Niezle sobie radziła podczas wojny.
Revan nie był pewien, jak dużo Canderous wie o Malachorze V i Generatorze Cienia Masy.
Analiza misji była zamknięta w Archiwach Jedi. Najemnik mógł nie mieć pojęcia, że Meetra
zwabiła tysiące jego pobratymców w pułapkę. Możliwe też, że był w pełni świadom czynów Jedi i
tym bardziej ją podziwiał za podjęcie bezwzględnej, ale z taktycznego punktu widzenia
błyskotliwej decyzji o poświęceniu tysięcy jej własnych żołnierzy, by osiągnąć zwycięstwo. Tak
czy inaczej, Revan nie chciał wdawać się w szczegóły tragicznej historii o wygnaniu Meetry i
odcięciu jej od Mocy.
- Może i pokłóciła się z Radą, ale nadal jest Jedi - skłamał, ze wszystkich sił odpychając od
siebie poczucie winy za swój udział w tym, co ją ostatecznie spotkało.
- To kiedy wyruszamy? Ty, ja i ten kubełek śrubek?
Canderous żartobliwie trącił T3-M4 jednym ze swoich ciężkich butów. W odpowiedzi droid
gwizdnął gniewnie.
- Nie zapominaj o Bastili - dodał Revan.
- Myślałem, że nie chcesz w to mieszać Jedi.
- To moja żona - odparł Revan. - Nie mam zamiaru jej zostawić.
- Cóż, twoja wola - powiedział Canderous, unosząc dłonie w geście obrony. - Będzie mile
widziana. Jeżeli naprawdę uda ci się ją przekonać, że wycieczka na Zewnętrzne Rubieże w celu
zbadania lodowych pustkowi Rekkiad to dobry pomysł.
- Wiesz co... - Wzruszył ramionami Revan. - W gruncie rzeczy nigdy nie mieliśmy podróży
poślubnej.
Gdy wrócił do domu, zastał Bastilę w salonie. Oglądała holofilmy, czekając na jego powrót.
Revan był ciekaw, czy czekała długo.
Nie powiedział jej, gdzie się wybiera, tak jak nie wspomniał, że wysłał Canderousa, by ten
popytał Mandalorian. Nie widział sensu w martwieniu żony, skoro i tak nie mogła w niczym
pomóc. Ale teraz, kiedy miał już plan, nie mógł się doczekać, kiedy się nim podzieli z Bastilą. Po
prostu musiał uważać, w jaki sposób się teraz wytłumaczy.
- Przepraszam - powiedział, przeszedł przez pokój i pochylił się, żeby ją pocałować. - Nie
przypuszczałem, że wrócę tak pózno. Nie powinnaś była czekać.
- Nic się nie stało - odparła, biorąc go za rękę i pociągając na kanapę. - I tak nie mogłam
spać.
Nie wypuszczając jego dłoni, spojrzała mu w oczy.
- Mam ci coś do powiedzenia - rzuciła.
- Ja też. Ważną nowinę.
- Założę się, że moja jest ważniejsza - uśmiechnęła się lekko.
- Przegrasz ten zakład - ostrzegł.
- Chyba nie. Jestem w ciąży.
Revana zatkało na kilka długich sekund. Kiedy w końcu dał radę się odezwać, bąknął tylko:
- Dobra, wygrałaś.
Revan nie mógł uwierzyć, że wcześniej nie zauważył ciąży Bastili. Nie było jeszcze
żadnych widocznych śladów jej stanu, ale powinien był wiedzieć. Gdy tylko mu powiedziała, od
razu wyczuł Mocą nowe życie rosnące w jej wnętrzu.
- Chyba na starość dopadła mnie demencja - powiedział, gładząc jej płaski jeszcze brzuch.
- Miałeś sporo rzeczy na głowie - przypomniała mu Bastila. - I nie spałeś za wiele.
Nadal było zbyt wcześnie, by stwierdzić, czy to chłopiec, czy dziewczynka, ale dla Revana
nie miało to znaczenia. Będą mieć z Bastilą dziecko. To była najszczęśliwsza chwila jego życia.
Istniał tylko jeden drobny problem.
- To naprawdę nie była najlepsza chwila - wymamrotała Bastila, podzielając jego obawy.
Kiedy już minął radosny szok, opowiedział jej o spotkaniu z Canderousem.
- Muszę to zrobić - powiedział miękko. - Tylko tak zrozumiem, co ta wizja naprawdę
znaczy.
- A jeśli się nie dowiesz? - odparowała Bastila. - Twoje koszmary powoli mijają. Może za
kilka miesięcy zupełnie znikną.
- Może - zgodził się, chociaż wcale w to nie wierzył. - Obawiam się jednak, że to coś więcej
niż stare wspomnienia wypływające na wierzch. To ostrzeżenie. Nawet jeśli wizje zanikną,
niebezpieczeństwo, przed którym ostrzegają, ciągle gdzieś będzie.
- Czy nie zrobiłeś już dość? - zapytała Bastila podniesionym głosem. - Ocaliłeś Republikę
przed Mandalorianami. Ocaliłeś Republikę przed Malakiem. W zamian zniszczono ci tożsamość, a
Rada skazała cię na ostracyzm. Poświęciłeś już aż za wiele. Masz pełne prawo dożyć swoich dni w
spokoju!
- Jeżeli ja czegoś nie załatwię, nikt inny tego nie zrobi - powiedział, kręcąc głową.
- I co z tego? Najwyżej nie zrobi. Nieważne, jakie zło czai się w Nieznanych Regionach.
Może się nie pokazać przez dziesiątki lat, aż oboje będziemy starzy i siwi. Mamy okazję
szczęśliwie przeżyć resztę życia. Chcesz zaryzykować utratę tego wszystkiego?
Revana kusiło, żeby przyznać jej rację. Tak łatwo byłoby udawać, że wszystko jest w
porządku, i po prostu żyć dalej w błogiej ignorancji, jak biliony innych mieszkańców galaktyki. Ale
w rozumowaniu Bastili był jeden błąd.
- Nie robię tego dla Republiki - wyjaśnił. - Ani dla ciebie. Nie robię tego nawet dla siebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]