[ Pobierz całość w formacie PDF ]

być dobry kozak... Mówię, że trzeba niezle rzucać, żeby... Nie pieprz, nie pieprz! To któryś z was!... Prze-
stań się, do jasnej cholery, obrażać! Panienka, psia jego... Ojcu, matce nie można wierzyć, a co dopiero... A
ten, jak mu tam, Kółdak?... %7łe co? A niech was jasny gwint, wy sku... Jak? Trudno.
Sięgnął znowu po herbatę, upił. łyk... Nagle chlusnął nią z wściekłością po podłodze i rąbnął szklanką o
ścianę. Krzyknął do telefonu:
 Jeżewski! Posłuchaj, stary... Ten bandzior może być żywy czy umarły... Słyszysz? %7ływy czy umarły!
Ale on musi mi Groma rozpoznać! Co? Nie słyszę!... Co  samochód?...
Coś zaczęło trzeszczeć w słuchawce. Po chwili na krótko znowu usłyszał Jeżewskiego.
 Janek!...  starał się nadać swojemu głosowi łagodniejsze brzmienie.  Janek... Mnie nic nie ob-
chodzi, rozumiesz? Ty musisz... Halo, halo! Janek!...
Uderzył palcami w widełki telefonu, powtórzył jeszcze kilka razy  halo, halo" i cisnął słuchawkę.
Wściekł się, zaczął chodzić po pokoju, ale tak, że po drodze wszystkie graty leciały na podłogę, książki
kopał jak piłki, chciał lampę zmieść jednym zamachem dłoni, lecz w ostatniej chwili się zastanowił...
 No i co ja... No i co ja mam robić?  mówił do siebie.  Niby jest swołocz, nic ma swołoczy!
Chryste Panie, a gdzie ja znajdę taką drugą okazję, żeby tego... tego...
Reszta wyleciała przez otwarte okno jak najcięższy mebel.
 Siedzi, drań, tam między tymi pięcioma!... Jest na pewno między nimi. jest... Ale kto go wskaże...
Czarna maska, pies go... Znak Zorro?... Tfu, cholera! Douglas Fairbanks, przybywaj !...
Jazgarz nadal długo monologował, uspokoił się wreszcie, zasiadł nad papierami. Siedział z godzinę, nic
mu nic dały, cisnął je w kąt. Wciągnął z kabury  zdobyczną" parabelkę, zaczai się nią bawić, podrzucać w
dłoni...
Najgorsza jest bezsilność  pomyślał  cholerna bezsilność.
Szarpnął drzwiami do sąsiedniego pokoju.
 Mięta!
Coś się zakotłowało w ciemnym wnętrzu i po chwili w rozjaśnionym lampą prostokącie drzwi stanął
młody, wysoki chłopak w mundurze. Czarną czuprynę miał lśniącą, wypomadowaną brylantyną. W Jazgarza
uderzył jej zapach.
 A niech cię!...  skrzywił się.  Zmierdzisz na kilometr! Po diabla się tak pastujesz?
Mięta uśmiechnął się, przeciągnął dłonią po ulizanej brylantyną czuprynie.
 Kiedy chce...  powiedział.
 Niby kto?
 Niby...  uśmiech Mięty stał się szeroki, jakby ten ktoś. o kim mówił, stał przed jego oczami.  Ni-
by ona.
 Ona, tak?
 Ja tam nie wiem, czy chce, ale jej miło...
 Miło?
 No, elegancja zawsze tam jakaś...
Jazgarz przeciągnął dłonią po od trzech
dni nie golonych policzkach.
 Daleko zajedziesz, bracie  uśmiechnął się.  Wiesz, komu co potrzeba.
 Gdyby pan kapitan się nie obraził, to tu jedna taka wdówka... Ona za obywatelem kapitanem niemal
oczu nie wypatrzy...
Jazgarz zaśmiał się.
 Co z połączeniem?
 Melduję, że chyba przerwali!
 Wyobraz sobie, że to samo pomyślałem  zadrwił Jazgarz.
 Prawidłowo, obywatelu kapitanie!
 Sprawdzić!...
 Ta... jest!  Mięta stuknął obcasami i odwrócił się na pięcie.
Jazgarz sięgnął mechanicznie w to miejsce, gdzie stała przedtem szklanka herbaty. Spostrzegł rozbite
szkło na podłodze.
 Mięta!
Plecy Mięty znowu wykonały pełen obrót.
Jazgarz, jakby nie był do końca na coś zdecydowany, popatrzył na niego spode łba. Potarł dłonią zaro-
śnięte policzki.
 Słuchaj, Olek... no... tego  zaczął.  Masz gdzieś w pobliżu tę swoja apteczkę?
Na twarzy Mięty pojawił się pełen szczęścia uśmiech.
 Rozkaz, obywatelu kapitanie!
Sięgnął do kieszeni spodni, które wypychał obły, podłużny kształt. Wyjął z otworu butelki papierowy
korek. Jak puchar napełniony najlepszym winem wyciągnął ją do Jazgarza.
Jazgarz zakręcił butelką, aż płyn się z wierzchu zapienił.
 Wiesz, stary... klops jest!  powiedział.  Co się zaceruje  znów się drze! I tak w kółko. Nie
wiem już, czy ja taki krawiec, czy materiał taki...
Chciał przytknąć butelkę do ust, kiedy na schodach zadudniły kroki.
Po chwili w drzwiach stal Józek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •