[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Z kim?
Zagubiona w myślach, napawająca się pięknem przyrody, nie skojarzyła, o kim
mówi.
Odwrócił się tak, że widziała jego profil. Jakiż ten facet jest przystojny, nawet z
grymasem na twarzy!
- Z Mary Taylor. To twoja pacjentka. Matka blizniaków, które zmarły na
skutek poparzeń.
- Faktycznie... - Zawstydziła się. Powinna była zapamiętać nazwisko biednej
kobiety. Matt najwyrazniej nie potrafił o niej zapomnieć. - Nie... Nic o niej nie wiem.
Mimo wyznaczonej wizyty więcej się nie pojawiła.
Przestał wiosłować. Grymas na jego twarzy pogłębił się.
- Co? Nie przyszła na wizytę kontrolną? Po cesarskim cięciu?
Danni wzruszyła ramionami.
- To się zdarza częściej, niż myślisz. %7łe pacjent wypisany ze szpitala więcej się
nam na oczy nie pokazuje.
- Nie dzwoniłaś do niej? %7łeby sprawdzić, co się stało? Danni zarumieniła się
lekko.
- Owszem, pielęgniarka dzwoniła. Zawsze dzwonimy, przynajmniej raz. Ale co
można zrobić, jeśli numer został zmieniony lub odłączony? Poza zgłoszeniem faktu
narodzin dziecka w opiece społecznej?
Grymas na twarzy Matta ustąpił miejsca smutkowi i zadumie.
- Psiakość - westchnął, wpatrując się w drzewa porastające brzeg, po czym
odwrócił się plecami do siedzącej z tyłu Danni i przebił wiosłem nieruchomą taflę
wody.
Wiosłowali w milczeniu. Słońce przygrzewało coraz mocniej; wreszcie Matt
zdjął kurtkę.
- Nie jest ci za ciepło? - spytał.
- Nie - skłamała.
- 110 -
S
R
Nie chciała się rozbierać, gdyż pod spodniami i kurtką miała na sobie jedynie
kostium kąpielowy, wprawdzie jednoczęściowy, dość mocno zabudowany, ale...
Wiedziała, że zachowuje się jak dziecko, jednakże w obecności tego mężczyzny, który
wprost emanował seksem, czuła się zbyt speszona, by eksponować swój obfity biust.
Danni, nie bądz śmieszna, zganiła się w duchu i po chwili ściągnęła kurtkę. Siedziała
bez ruchu, lekko przygarbiona.
- Tak ci będzie znacznie lepiej - powiedział z uśmiechem, nawet nie zerkając
na jej dekolt. - Co mówisz? - Pochylił się do Panny Werbeny, która leżała przy nogach
Danni, z pyszczkiem wspartym na łapkach. - %7łe jesteś głodna? I koniecznie musisz
coś zjeść? Skoro nalegasz, zdaje się, że nie mamy wyboru. Zaraz znajdziemy jakieś
wygodne miejsce na piknik.
Podniósł głowę i zaczął rozglądać się po okolicy.
- Zawsze tak z nią rozmawiasz? - spytała Danni, mrużąc z rozbawieniem oczy.
- To znaczy jak? Pełnymi zdaniami? Jak z człowiekiem?
- I nie czekając na odpowiedz, ciągnął: - Owszem. Bo Panna Werbena nie lubi
komend, nie cierpi krótkich, urywanych zdań, nie znosi niechlujnych wypowiedzi.
Bardzo ją to irytuje. Prawda, Panno W.?
Psina natychmiast poderwała się na nogi i zaczęła entuzjastycznie szczekać,
jakby całym sercem chciała poprzeć swojego pana.
Danni uśmiechnęła się domyślnie.
- Przyznaj się, pewnie zawsze w porze karmienia mówisz do niej Panno W.?
- Spostrzegawcza z ciebie bestia!
Unosząc wiosło, wskazał gestami przyjaciołom, żeby skierowali się na brzeg.
Kiedy wszyscy dopłynęli na miejsce, Gil, który wyraznie wypił trochę za dużo
piwa, nie potrafił się oprzeć wdziękom Danni i raz po raz zerkał na jej biust.
Zachowanie narzeczonego nie przypadło Renie do gustu.
- Gil! - wybuchnęła. - Na co się gapisz, draniu jeden?! Lepiej pomóż mi wyjąć
tę torbę. - Zmierzyła go gniewnie wzrokiem. - No!
- Reno, kochanie, ależ ty masz cięty języczek - powiedział żartobliwie Matt,
ale widać było, że czuje się skrępowany zachowaniem przyjaciela.
- 111 -
S
R
Danni zgarnęła w ramiona Pannę Werbenę, zasłaniając nią biust. Minąwszy
Gila i Renę, ruszyli na ocienioną polanę, gdzie Tom ze swoją dziewczyną rozłożyli już
koc.
Gil otworzył chłodzony pojemnik i zaczął wyciągać ze środka zimne puszki z
piwem.
- Piwko? - zwrócił się do Danni, zrywając kapsel.
- Dzięki, ale nie jestem amatorką.
Przez moment panowała niezręczna cisza, potem rudzielec wzruszył ramionami
i podał puszkę Renie. Dziewczyna Toma uśmiechnęła się przepraszająco do Danni,
jakby chciała powiedzieć: Nie przejmuj się Gilem.
- I dlatego - oznajmił wesoło Matt - wziąłem z sobą to! Wyjął z kosza butelkę
cabernetu, odkorkował ją, po czym napełnił winem dwa małe plastikowe kubeczki.
- W czyje łaski próbujesz się wkraść, co, stary? - zawołał Gil.
- Panny Werbeny - odparł ze śmiechem Matt i mrugnąwszy do Danni, podał jej
jeden z kubeczków.
Wykonała taki gest, jakby wznosiła toast, i w tym momencie zabrzęczał jej
pager. Zdjęła urządzenie z paska przy spodniach, odczytała wiadomość, po czym
wydobyła z torby telefon komórkowy i wystukała jakiś numer. Z kartką papieru i
długopisem w ręce czekała, aż na drugim końcu linii ktoś odbierze.
Matt przyglądał się jej w milczeniu. Jego przyjaciele również.
- Roger? To ty próbowałeś się ze mną skontaktować? Roger?
Matt zadumał się. Czy przypadkiem nie tak miał na imię ten dudek, który
przyszedł do domu Danni, kiedy razem z Tomem naprawiali popękany lakier? W
głosie Danni wyczuwało się napięcie.
- Tak, zgadza się... Jak wysoka? Rozumiem... Bóle w nadbrzuszu? Zaburzenia
wzroku? Przeprowadziliście bada...? Co? W porządku, trzeba podać w kroplówce
siarczan magnezowy... Tak. Możesz? Dobrze, dzięki. Porozmawiamy pózniej.
Przez chwilę słuchała. Na jej twarzy pojawił się wyraz... niepewności? Zerknęła
na Matta i odeszła kilka kroków na bok.
- 112 -
S
R
- Nie, przykro mi... Obawiam się, że nie... Nie, kolacja też nie wchodzi w
rachubę. Jestem poza miastem... Tak, nad rzeką. Z przyjacielem... Nie, nie wiem, o
której będę z powrotem.
Matt poczuł, jak zaczyna kiełkować w nim zazdrość. Hola, stary, spokojnie! -
przykazał sobie. Jest lekarką i rozmawia z kolegą, który pełni dyżur w szpitalu.
Gil mrugnął do niego porozumiewawczo, Matt jednak udał, że tego nie widzi.
- Wszystko w porządku? - spytał, kiedy Danni dołączyła z powrotem do grupy.
- Na razie tak. - Westchnęła. - Czasem mam ochotę cisnąć ten pager do rzeki.
Inni pokiwali współczująco głowami.
- No dobra. Może byśmy coś zjedli? - zaproponował Tom.
Potrawy, które Matt wybrał, były doskonałe, chociaż zapiekanka ze szpinakiem
i ciasteczka serowe nie powinny się znalezć na talerzu osoby, która dba o linię i
przestrzega diety. Ale Danni znalazła na to sposób - postanowiła brać nieduże porcje i
wolno gryzć każdy kęs.
Reszta towarzystwa, niczym stado wygłodniałych wilków, rzuciła się na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •