[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Vriess wybuchnął krótkim, ochrypłym śmiechem. - Pewno że tak.
Johner rozejrzał się dokoła. - Do dupy to wszystko.
- Jesteś pewien co do odległości? - Hillard zwróciła się do Wrena.
Naukowiec skinął głową. Christie wyraznie się wahał.
- Powinniśmy wysłać zwiadowcę. Ripley?
Call spojrzała na Christie'ego z wyrzutem. Ripley jednak podeszła do drzwi i obejrzała je uważnie.
- Nie podoba mi się to - rzekła półgłosem.
- Wcale nie ma ci się to podobać - mruknął Christie. Ripley wzruszyła ramionami i uśmiechnęła
się.
- W porządku - rzuciła, zaczerpnęła głęboko powietrza i dała nurka do wody.
Zbiorniki musiały w końcu się opróżnić, bo kaskady wody przeszły w strugi, a potem w słabe
strumyczki.
Nikt nie odezwał się słowem, nawet się nie poruszył, wszyscy patrzyli na zalane przejście, w
którym zniknęła Ripley Jak długo człowiek może wstrzymywać oddech? Distephano stojący przy Call
odpiął od pasa osłonę na broń i naciągnął ją na lufę. Christie przyglądał mu się w milczeniu. -
Powinniście zrobić to co ja - rzucił pogodnie do olbrzyma i jego syjamskiego blizniaka.
Christie pokazał mu broń.
- To specyficzna broń. Jednorazowy użytek. Woda jej nie zaszkodzi.
- Broń jednorazowego użytku. - Distephano wydawał się zaciekawiony. - Słyszałem o niej. Ile
pocisków?
- Dwadzieścia - odrzekł Christie.
Nagle pirat i żołnierz zmienili się w dwóch facetów rozprawiających na interesujący ich temat.
- Nacinane czubki nawet przy mniejszym kalibrze robią wtedy całkiem spore dziury.
- Fajne. - Distephano z podziwem skinął głową. Christie mówił dalej, jakby rozmowa pomagała
mu zabić potworne napięcie.
- To jej główny atut. A po wszystkim po prostu się ją wyrzuca. Nikt nie lubi rozstawać się z bronią,
do której jest przywiązany Kapujesz?
I wtedy olbrzym musiał zorientować się, że nie, że Distephano nie jest w stanie go zrozumieć, a on
sam posunął się za daleko. To był zawodowy żołnierz. Czujny, zwarty, gotowy Wierzący w słuszną
sprawę i cały ten patriotyczny szajs.
Zapadła kłopotliwa cisza. Obaj mężczyzni nie mieli już sobie nic do powiedzenia. Vriess,
przypięty do pleców Christie' ego, zajął się podziwianiem sufitu.
Jedynym odgłosem, jaki teraz słyszała Call, było kapanie wody.
Zdenerwowana przedłużającą się nieobecnością Ripley, Call zanurzyła dłoń w chłodnej wodzie i
spryskała sobie czoło.
Nagle z tyłu za nimi, na powierzchni wody, pojawiły się bąble powietrza.
Wszyscy odwrócili się i zamarli, wymierzywszy broń w to miejsce.
Mijały kolejne sekundy Pękł ostatni bąbel, ale nic się więcej nie wydarzyło.
Wszyscy znów odwrócili się w kierunku luku.
Wtedy, bez ostrzeżenia, tuż pod nimi z wody wyłoniła się Ripley
Zaskoczyła wszystkich. Z trudem łapała powietrze. Kiedy w końcu odzyskała głos, wysapała:
- Jakieś dwadzieścia metrów dalej były zablokowane drzwi. Trochę potrwało, zanim je
otworzyłam. Nie dotarłam dalej, ale wiem, że na powierzchnię stamtąd jest już blisko.
Call rozejrzała się, lustrując twarze pozostałych.
- Czy muszę komuś mówić, że trzeba wziąć naprawdę głęboki oddech?
Niektórzy uśmiechnęli się do niej.
- Christie - rzeki Vriess z przekąsem - zrób mi przysługę. Nie płyń stylem grzbietowym, dobrze?
Olbrzym zachichotał, a po chwili wszyscy, nabrawszy głęboko powietrza, zeszli za Ripley pod
wodę.
Hillard i Johner popłynęli ostatni. Pod wodą widoczność okazała się kiepska. Woda owszem była
przejrzysta, ale w kuchni nie działały już światła, toteż wszystko spowijał posępny półmrok. Hillard to
się nie spodobało, ale nie wiedziała, czy jaśniejsze oświetlenie cokolwiek mogłoby zmienić.
Obserwowała Wrena, który płynął tuż przed nią. Nie ufała mu, a on znając rozkład statku miał
nad nią wyrazną przewagę.
Skręcili za róg. Wciąż mieli przed sobą kawał drogi. Hillard poczuła lekki ucisk w piersiach.
Zapragnęła zaczerpnąć tchu, ale zwalczyła tę potrzebę. U jej boku Johner, płynąc pieskiem, rwał razno
do przodu. Nagle obejrzał się do tyłu raz i drugi. Zwolnił, zostając w tyle, a Hillard zerknęła przez ra-
mię, by sprawdzić, co takiego zobaczył.
I o mało nie otwarła ust w bezgłośnym krzyku przerażenia. Za nimi gnało jak burza dwóch
Obcych, ich ogony falowały, a ciała wyginały się giętko. Wyglądali jak wielkie węgorze.
Oczy Johnera rozszerzyły się w przypływie paniki. Błyskawicznie przeładował broń i wypalił; siła
odrzutu pchnęła go w tył.
Pocisk pomknął w stronę bestii, dosięgnął jednej z nich i rozerwał na strzępy. Odgłos, stłumiony
przez wodę, zabrzmiał jak głuchy łoskot. Drugi Obcy nawet nie zwolnił, po prostu płynął dalej,
Johner był teraz nielicho przerażony, ciął wodę jak rakieta, mijając Hillard, a potem Ripley. To
sprawiło, że klon odwrócił się i dostrzegł potwora. Inni również się odwrócili i niemal natychmiast całą
grupę ogarnęła panika. Całą grupę z wyjątkiem Ripley Ta dała znak Hillard, ponaglając ją, jakby popę-
dzanie było w ogóle pilotce potrzebne.
Ona nie ma pod wodą najmniejszych problemów. Zupełnie jakby nie musiała oddychać!
pomyślała Hillard, młócąc szaleńczo wodę; a szum pod jej czaszką brzmiał niczym rozpaczliwy krzyk:
Powietrza! Powietrza! Chcę powietrza!
Hillard zorientowała się, że Purvis i Distephano nałykali się w panice wody, przerażeni sunącym
za nimi i doganiającym ich potworem.
Ripley wciąż dawała znaki płynącym, przynaglając ich. Hillard uświadomiła sobie, że wszyscy
sporo ich wyprzedzili, a ona z każdą chwilą coraz bardziej zostawała w tyle. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •