[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zawinął się za drzwiami i już go nie było. Dziewczyna pomknęła za nim, znów zanosząc się ostentacyjnym,
głośnym chichotem.
Podniosłam się sztywno z zydelka, czując, jak krew ucieka mi z twarzy. Moje głupie marzenia splotły się
nagle z rzeczywistością i runęły na mnie z siłą lawiny. Wygódz mu dobrze, brzmiało mi w uszach niczym
pogrzebowy dzwon. No i po co miałby Szczurek liczyć skrycie na jakiś pocałunek, skoro teraz podano mu
wszystko jak na tacy?
Miałam do niego zaledwie kilka kroków, a zdawało mi się, że mijała wieczność, gdy tak szłam. Jak ta syrenka
z bajki, w którą każde stąpnięcie wbijało się pełnym udręki żelazem&
Tak się kończy głupie bajanie, masz za swoje, idiotko. A przecież wiedziałaś, jakie to niebezpieczne. Jak boli.
Toż na pewno tak właśnie się czuła matka, na niedługo przedtem, nim znaleziono ją w izdebce w kałuży krwi.
A ludzie tylko wzruszali ramionami. Głupia gamratka, gamratka jej mać.
- Hej  zatrajkotał Szczurek, jakby chcąc pokryć zmieszanie.  Co ci jest, dziewczynko? Niestety, masz mnie
teraz na głowie co najmniej na parę godzin, póki się twój sokolik z moją księżniczką nie nagadają do syta.
Udało się, wpadli sobie w oko, bez wątpienia. Jeszcze jej takiej nie widziałem, miała istny ogień w twarzy,
kiedy prosiła, bym jakimś cudem doprowadził go do niej&
Pokiwałam nerwowo głową.
- Napijecie się czegoś, panie?  wykrztusiłam i spróbowałam rozciągnąć wargi w uśmiechu.  Postaram się
umilić wam ten czas&
Spoważniał. Podszedł do mnie, położył mi dłonie na ramionach.
- Często ci tak robi?  spytał wprost, jakoś tak miękko, spokojnie.  Chciałem udawać, że nie słyszę, ale
chyba się nie da& Często ci tak robi? Oddaje gościowi jak rzecz?
Zamknęłam oczy.
- Nie często, ale czasem tak. Zrozum, panie  powiedziałam powoli.  On nic nie ma, po prostu nic nie ma&
Chciałby cię nagrodzić trzosem złota, ale nie ma ani grosza. Więc daje to, co ma.
- Czyli ciebie?
Wzruszyłam ramionami. Otworzyłam oczy, popatrzyłam mu prosto w spochmurniałą twarz.
- Kurwą jestem i córką kurwy, panie. A ojciec nieznany  wyrzuciłam z desperacją.  Wychowanam w
zamtuzie, dla mnie to rzecz zwyczajna. A przecież musimy jakoś dawać sobie radę, biedacy.  Głos mi się
załamał, zaczęłam więc szeptać gorączkowo:  Wybacz mu, na pewno nie chciał cię urazić. Ot, robi się, co
trzeba. By przeżyć, jasny panie, tylko by przeżyć. Tyś szlachcic ze stolicy, na co dzień w zamku złotem
kapiącym, wśród pięknych, gładkolicych dziewcząt, więc nie wiesz, jak to jest& Bierz, co dają i nie pytaj za
dużo. Taki los.
- Taki los  powtórzył przeciągle.  Jasne, że tak.
Podniósł mnie na ręce, przeszedł parę kroków. Posadził na łóżku.
Zacisnęłam powieki.
& idzie ku mnie, roześmiany i szczęśliwy, z głową pełną nadziei, że pozwolę mu się pocałować&
Usiadł obok, zarzucił nogi na posłanie i skrzyżował je po turecku.
- Nachlapane masz w tej głowie nie wiedzieć czym  rzucił nagle jakimś takim dziwnym, nieco oschłym
tonem.  %7łem ja szlachcic, wielki pan z miasta. Bo i skąd masz wiedzieć, skoro ty nie stąd.
Otworzyłam oczy, przygryzłam wargi. Bo& Co?
- Widziałaś kiedyś mój herb?  ciągnął, wzburzony.  Szary szczur na czarnym polu. Ot i wszystko. Wiesz,
skąd się wziął?
Pokręciłam głową powoli.
- Ojciec był szczurołapem. Dawno temu, miałem z pięć lat, udało mu się ocalić miasto od plagi gryzoni.
Wyprowadził je wszystkie, jak i dokąd, nie wiadomo. Wrócił i ani słowa o tym nie powiedział, tylko pił
wieczorami. Zarobił strasznie dużo pieniędzy, kupił sobie szlachectwo. Jasne, oficjalnie dostał w podzięce od
uratowanej stolicy. Ale zapłacić trzeba było, wiadomo. Wtedy też umarła matka. A on zaczął coraz więcej pić,
strasznie pić. Ostatkiem przytomności umieścił mnie w gildii rycerskiej i zapłacił za całą naukę aż do
pełnoletności. A potem szybciutko zapił się na śmierć. Zostałem sam.
Powoli zwinął dłonie w pięści. Wbił wzrok w wytartą kapę i mówił, niczym w transie: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •