[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawie całkowicie w szlamie, ocknęła się błyskawicznie...
Gregor znikł, a z nim nadzieja odnalezienia Suchego Lądu.
Ale ktoś inny wiedział o Suchym Lądzie i ten ktoś mógł wyciągnąć stąd ją i dziecko,
daleko od płonących zniszczeń i atolu, którego nieunikniony koniec został tylko
przyspieszony atakiem Dymiarzy.
Helen złapała Enolę za rękę.
- Jeszcze z nami nie koniec - powiedziała wyzywająco. Te słowa były potrzebne
zarówno jej samej, jak i dziewczynce.
I uciekły z wiatraka.
Zmierć, cuchnąca, oślizła śmierć ogarniała go zewsząd. Zawsze wiedział, że umrze
gwałtownie - żył w Wodnym Zwiecie. Ale człowiek - czy kim tam był - z błoną między
palcami i ze skrzelami nie spodziewa się zatonięcia. Do tego zatonięcia w gnoju...
Więc się nie poddawał. Przynajmniej umrze opierając się śmierci. Walka była jego
sposobem na życie. Wypychał twarz w górę klatki, gdzie jeszcze było powietrze, gdzie...
... zobaczył piękną twarz.
Właścicielka tawerny!
Położyła na kompoście kawał plastikowej płyty i klęczała na niej. Uniosła brwi i coś
na kształt uśmiechu drżało na jej ustach.
- Jeśli wyciągnę cię z tego, zabierzesz nas ze sobą? - spytała.
Dostrzegł dziecko stojące obok kompostu.
- Nie spiesz się z odpowiedzią - rzekła.
- Jeśli zdobędę moją łódz, otworzysz wrota? - spytał. Kiwnęła głową.
Podała mu coś, co leżało koło jej kolan - łom. %7łeglarz miał go w rękach, gdy papka
połknęła go bez reszty wraz z klatką.
ROZDZIAA DZIESITY
Wzdęta bańka powietrza na szlamie sygnalizowała zniknięcie klatki i nieznajomego.
Zostali wchłonięci. Helen odebrało dech w piersiach, ale Enola krzyknęła:
- Patrz!
Przy ścianie kwatery z kompostem wyłoniło się oślizgłe brązowe ramię. Lepka od
śluzu ręka złapała za krawędz. Nieznajomy pokryty szarobrązową mazią, przypominając
bardziej potwora niż człowieka, wdrapał się na brzeg. Stanął na nogach. Objął wzrokiem
bitwę, wrota atolu zakryte fontanną z wodnych dział, Dymiarzy myszkujących po pokładzie
jego trimaranu. Szukali łupów nie wiedząc, że Atolczycy ich ubiegli.
Spojrzał na Helen, która już odsuwała się od organicznej czeluści, ciągnąc Enolę za
sobą.
-Wrota - przypomniał. - Oba skrzydła muszą być otwarte, inaczej moja łódz nie
przepłynie. Rozumiesz?
-Rozumiem.
- Dobrze - powiedział. Skoczył z barki do laguny.
Zmąciła się woda. Zanurzył się i odpłynął pod powierzchnią. Helen prowadziła Enolę
za rękę, gdy szły kładkami do bramy. Dymiarze przez wyłom w murach wdzierali się do atolu
i wszędzie rozgorzała walka wręcz. Atolczycy byli w tragicznej mniejszości.
Z kładki nad zbrojownią Helen widziała dzieci zakuwane w kajdany. Zostaną
sprzedane na targach Niewolnych. Widziała Dymiarza ścinającego drzewo na organicznej
barce. Widziała zawartość odsalających zbiorników z hydro przepompowywaną do kanistrów
Dymiarzy.
Zobaczyła jeszcze coś ze swojego wysokiego punktu obserwacyjnego: pewną aż za
dobrze znajomą twarz.
Tchnąca okrucieństwem przystojna postać odziana w skórę rekina, z powiewającymi
na wietrze długimi do ramion, jasnymi włosami, szła w dół kładki prowadząc rój Dymiarzy
do barki wymiany.
Skand.
Więc to on był szpiegiem Dymiarzy.
Starszyzna skazała na organiczny cmentarz nie tego nieznajomego co trzeba. Ale nie
miała już nawet czasu na próżny żal. Już teraz na dalszych rampartach Dymiarze rozpoczęli
rzez. Starszyzna nawet się nie opierała, jedynie patrzyła w niebo, szukając tam ratunku, który
nie przychodził.
Helen zatrzymała się na chwilę, gdy ujrzała Priama stojącego wśród poległych braci,
chociaż Dymiarze przełazili przez mury za jego plecami. Najstarszy - ranny, oszołomiony -
spoglądał z przerażeniem na swoje pływające miasto.
Krzyk rozpaczy uniósł się nad wodą:
- Wszystko stracone!
Helen zadrżała, odwróciła się, gdy ogień z broni Dymiarza skierował się na starca,
potwierdzając to ostateczne proroctwo.
Skand wszedł do stanowiska wymiany. Wokół Dymiarze rabowali i obracali wszystko
w perzynę. On sam w trakcie ostatniej wizyty zorientował się, że nie ma tu zbyt wiele do
zabrania.
- Czy to ona? - rozległ się czyjś głos.
Odwrócił się i ujrzał jednego ze swoich podkomendnych. Ciągnął jasnowłosą
dziewczynkę. Miała grozę w oczach.
-Nie, kretynie - odpowiedział. - Byłeś na odprawie Diakona. My szukamy brunetki. Ze
znakami na plecach!
-Tak, panie - powiedział Dymiarz zwieszając głowę.
-Jest tu gdzieś. Szukać dalej.
-Tak, panie.
Skok do wody orzezwił %7łeglarza. Płynął głęboko, po najkrótszej linii do trimaranu.
Wyżej kule z gwizdem dziobały lustro wody, przelatywali Dymiarze na skuterach, ale tu,
niżej, te dzwięki - jak i odgłosy toczącej się bitwy - wydawały się dalekie i nierzeczywiste.
Niebawem wychynął z wody jak skaczący delfin i wylądował na rufie, prawie u stóp
plądrującego Dymiarza, który wycelował w niego podwodną kuszę.
W mgnieniu oka %7łeglarz pozbawił go przytomności mocnym uderzeniem w
podbródek i wyrwał kuszę z bezwładnej dłoni. Wyciągnął nóż zza pasa Dymiarza i bez
żadnego wysiłku przerzucił drania przez burtę, jakby pozbywał się balastu.
Przymocował linę trałową do bełtu w kuszy i wystrzelił ją przez lagunę. Bełt wbił się
w kładkę blisko dymiących ruin wiatraka. %7łeglarz przerzucił dzwignie przy konsolecie
sterowniczej i żagiel obrotowy z wolna zaczął krążyć. Lina napięła się i niebawem trimaran
wpłynął na środek laguny, pozwalając %7łeglarzowi obrać kurs na masywne wrota, które jak
dotąd były zamknięte.
Skoro Dymiarze wlewali się wyłomami w murach atolu prawie na każdym odcinku,
brama niczego już nie strzegła. Atolczycy rozpaczliwie usiłowali wesprzeć mury osłabione
palbą z kanonierki, gdy Berserker spadł na ten fragment osłony miasta i zawalił ją, grzebiąc
obrońców pod ruinami.
%7łeglarz nadał już kurs trimaranowi. Gdzie jest ta kobieta?! I ujrzał ją wspinającą się
po kładce w pobliżu jednej z blizniaczych wież wartowniczych. Dziecko szło za nią.
Przerzucił dzwignie i krążki, podbiegł na rufę z nożem Dymiarza w dłoni i odciął linę,
podczas gdy trimaran zaczął przechodzić transformację.
Na wysokiej kładce Helen poczuła drobną dłoń zaciskającą się na ramieniu.
- Popatrz! - zawołała Enola.
Kursem na zamknięte wrota płynął trawler nieznajomego - lecz nagle stał się czymś
więcej niż trawlerem.
Maszt rozłożył się w górę, skrzydła wiatraka się schowały, pokazały się żagle - grot
wyfrunął z masztu...
Trawler zamienił się w elegancki jacht!
- Rety! - powiedziała Enola.
Za przeobrażonym trimaranem Helen ujrzała znacznie mniej inspirujący widok. Blisko
łodzi nieznajomego, w wyłomie, mrowili się Dymiarze. Jakby od niechcenia mordowali po
drodze różnych Atolczyków, którzy padli na kolana modląc się do zasnutego dymem nieba.
Ci bardziej praktyczni zanurzali się w lagunie, niektórzy w kanoe, inni w beczkach, jeszcze
inni wpław w kołach ratunkowych.
Im też były potrzebne otwarte wrota.
Od Helen zależało, czy te niedobitki przeżyją.
Ale przy wejściu do wieży stał brodaty wartownik - zamroczony utratą krwi, skąpany
w posoce - i chwiejąc się na nogach strzegł stanowiska. Chociaż był osłabiony, bez trudu
wycelował w Helen swoją podwodną kuszę.
- Zed, wróg jest już w środku... - rzekła łagodnie, cicho, posuwając się tak, jakby jej
kroki mogły wywołać śmiertelna eksplozję. - Sam się przekonaj...
Kołysząc się na nogach rzekł:
- Jeśli ty... lub ktoś inny spróbuje otworzyć bramę... to uwierz mi Helen... spuszczę cię
tam, gdzie...
I przypadkowa salwa trafiła go, rzuciła na bok. W pustych oczach przejrzała się
śmierć, gdy staczał się z mostka przy wieży.
Helen pochyliła się nad Enolą i spojrzała jej twardo w oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •