[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moich oczach unosić w górę w drodze do tego
świata, który był już dla nas prawdopodobnie
stracony na zawsze.
Zaledwie zrobiliśmy kilkaset kroków,
brodząc wśród wodorostów, kiedyśmy się zatrzymali
przed małemi drzwiczkami. W górze nad niemi
widniał jakiś napis. Drzwi były otwarte; weszliśmy
przez nie do wielkiego, pustego pokoju. Znajdowała
się w nim ruchoma ściana, którą spuszczono w dół
poza nami przy pomocy odpowiedniej dzwigni.
Rzecz prosta, nie mogliśmy nic usłyszeć w naszych
szklanych dzwonach, ale już po kilku minutach
zauważyliśmy, że woda w górze opada
najprawdopodobniej wskutek działania jakiejś
potężnej pompy. Nie minął kwadrans, a stanęliśmy
na kamiennych płytach, wyścielających dno komory.
Nasi nowi przyjaciele zabrali się teraz do
zdejmowania z nas przezroczystych osłon. W chwilę
pózniej znalezliśmy się w ciepłym i jasnozielonym
pokoju. Oddychaliśmy swobodnie czystem
powietrzem, a śniady lud otchłani tłoczył się dokoła
nas, śmiejąc się i pokrzykując wesoło. Mówił
dziwnym i chrapliwym językiem; nie rozumieliśmy
ani słowa, ale przyjazne gesty i spojrzenia nie mogą
wprowadzać w błąd nawet na dnie oceanu. Szklane
pokrywy powieszono na ponumerowanych
wieszadłach na ścianie, a życzliwa ludność
zaprowadziła, względnie popchnęła nas ku drzwiom
wiodącym na długi korytarz. Po zamknięciu tych
drzwi nie przypominało nam już nic
zdumiewającego faktu, że byliśmy nieproszonymi
gośćmi nieznanego narodu na dnie Oceanu
Atlentyckiego, odcięci raz na zawsze od ziemskiego
świata.
Teraz, kiedy niebezpieczeństwo minęło,
czuliśmy się wyczerpani. Nawet Bill Scanlan, który
był zbudowany jak Herkules, zaledwie powłóczył
nogami, podczas gdy ja z Maracotem opieraliśmy się
całym ciężarem na ramionach prowadzących ńas
przewodników. Ale mimo zmęczenia uważałem
bacznie na wszystko. Nie ulegało wątpliwości, że
powietrza dostarczała jakaś maszyna, gdyż
wydobywało się ono kłębami z okrągłych otworów
w ścianach. Zwiatło było rozproszone i polegało
widocznie na ulepszonym systemie fluoryzacji, który
zwrócił już uwagę naszych europejskich inżynierów,
szukających sposobów usunięcia z lamp włókien
roślinnych i knotów.. yródłem jego były długie
cylindry z czystego szkła zawieszone na gzymsach
przejść. Nie mogłem czynić dalszych spostrzeżeń,
gdyż nagle skończył się prowadzący w dół korytarz i
weszliśmy do wielkiego pokoju - i obwieszonego
dywanami i bogato umeblowanego, ze złoconemi
krzesłami i wygodnemi sofami - który przypominał
trochę z wyglądu egipskie grobowce. Tłum
rozproszył się, a pozostał tylko brodaty przywódca i
jego służba.  Manda , powtórzył kilka razy,
wskazując na siebie. Z kolei dotknął palcem każdego
z nas i powtarzał nazwiska Maracota, Scanlana i
moje, dopóki się ich nie nauczył. Potem dał znak,
abyśmy usiedli i wydał jakiś rozkaz jednemu ze
służących, który wyszedł z pokoju i wrócił z bardzo
starym jegomościem, z siwemi włosami i długą
brodą. Miał on na głowie czapkę kształtu stożka z
czarnego sukna. Nie wspomniałem, że lud ten nosił
kolorowe tuniki, sięgające do kolan i wysokie buty
ze skóry ryb lub szagrynu. Czcigodny przybysz był
widocznie lekarzem, gdyż obejrzał każdego z nas
jpokolei, kładąc nam rękę na czole i zamykając oczy,
jakby chciał odczuć, w jakim znajdujemy się stanie.
Wi-
docznie wyniki badania nie zadowoliły go,
gdyż wstrząsnął głową i rzelł kilka słów do Mandy.
Ten ostatni wysłał zaraz służącego, który przyniósł
tacę z jedzeniem i butelkę wina. Byliśmy zbyt
zmęczeni, aby pytać się, co to takiego, ale jedzenie
smakowało nam bardzo. Potem zaprowadzono nas
do innego pokoju, gdzie stały trzy łóżka. Rzuciłem
się na jedno z nich. Przypominam sobie, jak przez
sen, że Bill Scanlan podszedł i usiadł obok mnie.
- Ten łyk wódki ocalił mi życie - rzekł. - Ale
gdzie jesteśmy?
 Nie mam pojęcia.
 Wszystko jedno - rzekł sennym głosem,
wracając do swego łóżka. - Wino było wspaniałe. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •