[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sposobno ci podrapała mu tęgo gębę. Maurotitto obraził się.
86
Na domiar złego wie ć o jego niefortunnej przygodzie rozniosła się lotem po okolicy.
A oto Maurotitto pojawił się nagle na naszym brzegu i po uwiazaniu łodzi zwrócił kroki ku naszej
chacie. Za soba ciagnał co na linie.
Gdy zbliżył się, stwierdzilimy, że był to kudłaty zwierz wielkoci redniego psa, tak poczochrany, że
nie sposób było go poznać. Puszczony na wolnoć, wcale nie starał się uciekać, lecz z ukryta ku ziemi
głowa kołysał się niezdarnie jak pijany.
Chwyć go za plecy i podnie do góry! zawołałem do Maurotitta.
Teraz dopiero poznalimy zwierza: pysk ze wszystkich pysków na wiecie najbardziej dobroduszny, o
bezustannym, rozbrajajacym umiechu i najpoczciwszych lepiach to leniwiec. Kazałem chłopakowi
potrzymać jeszcze chwilę zwierzaka: pobiegłem po aparat i sfotografowałem ich.
Fotografujesz dwie maszkary: jednego leniwca i jedna małpę! zachichotała gło no Dolores.
Maurotitto wciekły zażadał pięciu soli* za leniwca, lecz dostał jednego; zgodził się, rzucił brutalnie
zwierzę o ziemię i odszedł ze zło liwym umiechem.
Czego tak szczerzysz zęby? zapytała go zaintrygowana Dolores.
Jeszcze zobaczysz! odparł tajemniczo, z niedobrym błyskiem w oczach.
Tak nabyłem najosobliwszego w lasach amazońskich mieszkańca.
Ależ to mieszna sztuka! W porównaniu z leniwcem każdy żółw mógłby ubiegać się o tytuł raczego
szybkobie-
Soi moneta peruwiańska.
87
gacza. Jeden jego krok trwał nieskończenie długo, tak długo, że pokraka, którego przyroda bynajmniej
nie wyposażyła w błyskotliwa inteligencję, zapominał widocznie w czasie tego kroku o celu swej
wędrówki i popadał w długie zamylenie, czy należy wykonać następny krok. Nie wykonywał go, bo
teraz była kolej na inny ruch: trzeba było głowę z prawej strony odwrócić na lewa. Zabierało to
sporo czasu i wymagało olbrzymiego wysiłku. A potem należało przymrużyć jedno oko: ileż w tym
było wytężenia!
Istnienie w puszczy amazońskiej melancholijnego fle-gmatyka było zdumiewajacym absurdem
przyrody. Goraca knieja wrzała porywczym życiem, kipiała tropikalnym tętnem. Wyrazem jej był
błyskawiczny lot kolibra i zwycięski skok jaguara, a odwiecznym prawem wycig rozrodczoci i
nienasycenie głodu. W tym kłębowisku żywotnoci biedolił się jak uosobienie zupełnej bezbronnoć i
niedołęstwa potulny, szczerbaty leniwiec. Gdy sasiadujace z nim zwierzęta zawzięcie się zwalczały,
wyostrzajac sobie zmysły i rozwijajac swe zdolnoci do walki, on nie dowidział, nie dosłyszał, tracił
już pamięć i nie zwalczał nikogo. Jemu nawet krew, jak to stwierdziła nauka, saczyła się powoli, a
serce skarlało; dziwnie małe serce miał leniwiec.
Jedna jedyna przewagę miał nad otoczeniem, jedyna broń najnajbiedniejszych istot: wietna barwę
ochronna. To tylko ratowało go od zupełnej zagłady. Ciało jego obrastały długie kędziory, łudzaco
podobne do trawy. Leniwiec całe swe życie spędza na drzewie, żywiac się jedynie li ćmi.
Gdy wisiał na gałęzi, przyczepiony do niej długimi pazurami wisiał, bo nieszczęsnego półgłówka nie
ominał i ten los, że żyć musiał do góry nogami wtedy nie dało się odróżnić nieruchawego cielska od
kępy trawy. W lesie amazoń-
88
skim, w którym pełno jest na drzewach naroli, trawsk i innych epifitów, niełatwo dostrzegali go
wrogowie.
A jednak leniwiec skazany był na zagładę jak jego kuzyni z tej samej rodziny szczerbaków:
pancerniki i mrówkojady. Ongi tak, to były lepsze czasy! Protoplasci naszego poczciwca, grone
olbrzymy wielometrowe, łaziły dumnie i zuchwale po ziemi, że aż dudniła. Lecz na dzisiejszym
potomku wielkiego rodu ciażyło przekleństwo zbyt długiego drzewa genealogicznego. W jego żyłach
krew nie chciała już krażyć należycie. Nie doć tego: w sierci jego zagniedził się pewien pasożytniczy
gatunek mola, jak gdyby to była sier ć muzealnego już przedmiotu.
Pojawienie się leniwca w moim zwierzyńcu zaintrygowało przede wszystkim tukana. Była to też
groteska tych krain, oswojone ptaszysko o gigantycznym dziobie, dłuższym niż połowa jego ciała.
Bezczelne, wcibskie indywidum nie znało poszanowania dla żadnych rzeczy ani istot i wszędzie
wkładało swój nos. Zaraz pierwszego dnia tukan siadł na plecach leniwca i zaczał tarmosić dla
zabawy jego kłaki. Zwierz po długiej chwili namysłu odwrócił powoli pysk w stronę intruza. Trwało
to parę minut. Wykręcił przy tym głowę o całe pół koła, aż ponad własny kręgosłup. Potem zamknał i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]