[ Pobierz całość w formacie PDF ]
maluje serię obrazów, wywołujących powszechny skandal; po tym nawiązuje przyjazń
z Oscarem Wilde'em i Frankiem Milesem, maluje trzy znane obrazy i pięć lat
pózniej topiąc się kończy to wszystko.
Próbowałem dowiedzieć się, czy Waldegrave używał jakieś specjalnej farby
powiedział Aaron. Ale wszystko, co znalazłem na temat jego techniki, jest tu.
Popatrz drobna wzmianka w Nineteenth Century Realism Andrewsa i Millera:
Pewni portreciści zyskali szczególną sławę ze względu na swe fotograficzne
umiejętności; wydaje się, że najdoskonalszym przykładem jest tu Henry DeYere,
którego portret Richarda D'Oyley Cartera został uznany przez pewnych krytyków
«za zbyt realistyczny, aby mógÅ‚ przedstawiać jakÄ…Å› wartość». Poza tym byÅ‚ Walter
J. Waldegrave, którego najbardziej wyróżniający się obraz, Portret rodzinny,
uważany był przez Whistlera za tak żywy, że nieomalże przerażający".
No i nie ulega wątpliwości, że zaczął żyć własnym życiem przytaknął Yincent.
Aaron zamknął książki, jedną po drugiej, i usiadł.
Każdy obraz jest inny. Każdy malarz ma swój własny sposób kładzenia farby.
Czasem, kiedy coś odnawiam, czuję osobowość twórcy, jakby mnie wypełniała. Wiem,
że doceniłby moją robotę. Ale ten obraz, ten Waldegrave jest jak bagno, im
dłużej nad nim pracuję, tym bardziej się rozpada. Czuję się jak anatomopatolog
robiący sekcję rozkładającego się ciała. Twarze na tym obrazie nie robią nawet
wrażenia namalowanych. Wydaje się, że są z gnijącego mięsa.
Jeżeli tak ci obrzydł, zostaw go już. Wrzucę go do bagażnika i zabiorę.
Nie, nie, to próba sił. Coś nowego. Daj mi czas, aż dowiem się czegoś z
Hartford.
Jeżeli ci na tym zależy.
Wkroczyła Marcia z kręcibrzuchami, kruchymi ciasteczkami o smaku migdałowym.
Marcia była szczupła, miała poczucie humoru i na zawsze pozostała dzieckiem
Nowego Jorku, choć zarzekała się, że pożegnała się z miastem na wieczne czasy.
Siadła ze skrzyżowanymi nogami przed kominkiem, głaszcząc Yan Gogha, żądna
najświeższych miejskich ploteczek.
95
Są święta odpowiedział na jej pytania Yincent.
Wiem. Zwięci Mikołajowie dzwonią dzwonkami i pachnie sherry. Gorące bułeczki.
Girlandy żarówek. Choinki. Jazda na łyżwach w Rockefeller Center. Wycieczki z
dzieciakami do Macy' ego, żeby przestraszyły się Dziadka Mrożą.
Bantam w Connecticut da się lubić uśmiechnął się Yincent.
Jasne powiedziała Marcia, opierając się o poplamione farbami kolano Aarona.
Czego się nie robi dla ukochanego mężczyzny.
Van Gogh zeskoczył z jej podołka i powędrował do kuchni. Yincent i Aaron zjedli
jeszcze parę kręcibrzuchów, a Yincentowi udało się wypić kolejną szklankę wina.
Marcia zaczęła wykładać im plany przebudowy górnych pięter domu, które sypały
się już na całego; opisywała, jak salon w przyszłości stanie się przytulniejszy
i przybędzie mu kwiatów, kiedy Aaron nagle podniósł głowę i spytał:
Co to za wrzask?
Jaki wrzask? zdziwił się Yincent.
Nie wiem. Wydawało mi się, że słyszę, jak ktoś krzyczy. Yincent odstawił
szklankÄ™.
Nic nie słyszałem.
Jestem pewien, że to coś było powiedział Aaron. Wstał i poszedł do kuchni.
Gdzie jest Yan Gogh? spytał Michaela.
Michael jadł kanapkę z masłem orzechowym, którą sam sobie zrobił. Słoik z masłem
był otwarty, ubrudzony nóż leżał na kuchennym blacie i wszędzie walały się
okruszki.
Nie wiem powiedział z pełnymi ustami.
Aaron szybko przeszedł przez kuchnię do pracowni. Nie za bardzo pojmując, o co
mu chodzi, Yincent podniósł się i poszedł za Aaronem. Drzwi do pracowni stały
nadal otworem, tak jak je zostawili, i światła też nadal były zapalone. Po
przytulnym świetle padającym z kominka wydawało się tu nienaturalnie jasno, tak
jakby znalezli się pod jednym z pojazdów kosmicznych z Bliskich spotkań
trzeciego stopnia.
O co chodzi? spytał Yincent. Co się stało?
Nie wiem. Słyszałem, jak ktoś krzyczał, to wszystko.
96
Jesteś pewien? To nie była gra Michaela ani głos jednej z dziewczynek?
Słyszałem, jak ktoś krzyczy upierał się Aaron.
Rozejrzeli się wokół: sztalugi, pogniecione tuby farb, rzędy ram i płócien.
Widzieli swoje własne odbicia, blade i niewyrazne w ciemnych szybach pracowni.
Nikogo tu nie ma powiedział Yincent. Musiało ci się zdawać.
Przez długą chwilę Aaron stał bez słowa.
Może i tak przyznał w końcu. Weszła Marcia, nadal żując ciasteczko.
O co chodzi, kochanie? spytała Aarona, oplatając go ramieniem.
To nic. Wydawało mi się, że słyszę krzyk, to wszystko. Może to tylko moja
przepracowana wyobraznia.
Aaron uspokajała go Marcia, dzieląc się z nim własnym ciastkiem. Tobie nie
potrzeba więcej wyobrazni. Uśmiechnęła się do Yincenta.
Wierz mi, Yincent jemu nie potrzeba więcej wyobrazni.
Jasne, jasne, że nie powiedział Yincent, stojąc bez celu z rękami w
kieszeniach. Ostatni raz rozejrzał się po pracowni. Miał uczucie, że powinien
podejść do Waldegrave'a i zdjąć zasłonę, ale nie bardzo mu się chciało.
Wyobraznia to złodziej buszujący w skarbcu trzezwego umysłu zacytował nieco
dowolnie i zgasił światła, kiedy wychodzili.
ROZDZIAA DZIEWITY
Nowy Jork, 16 grudnia
Nie ma go tu powiedział Yincent, wsiadając do samochodu i trzaskając
drzwiami z irytacjÄ….
Jak to nie ma? spytała Charlotta. Jest dopiero wpół do ósmej. Gdzie
indziej może być?
Może pojechał do galerii?
O wpoi do ósmej rano? Przecież powiedziałeś mu, że wpadniesz do niego do domu
po klucze. Pewien jesteś, że go nie było?
97
Dzwoniłem do drzwi chyba ze sto razy, potem zszedłem do westybulu i kazałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]