[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za tym facetem aż do Pionowego Miasta - zwłaszcza że zostawił swój śmigacz na parkingu za
postojem taksówek repulsorowych, za który musiał zapłacić. Niechętnie zawrócił i już miał się
skierować w stronę kładki dla pieszych prowadzącej na parking, kiedy wprawnym okiem
wyłowił z tłumu dwie istoty, które ewidentnie nie miały dobrych zamiarów. Istoty zaczęły
zbliżać się do przybysza, gdy ten zszedł z ruchomego chodnika na peron kolei magnetycznej.
Jedna z nich była człowiekiem, druga Nautolaninem - obaj potężnych rozmiarów.
Co ciekawe, przybysz również ich zauważył. Wykonał gwałtowny zwrot, który można było
zinterpretować jako nagłą zmianę decyzji. Lawirując zręcznie pośród tłumu czekającego na
pociąg, pospieszył w stronę jednego z peronów, do którego miały dostęp taksówki repulsorowe i
wahadłowce.
Dwóch osiłków również przyspieszyło kroku. Jeden z nich, człowiek, dotknął lewego ucha w
sposób, który sugerował, że porozumiewa się ze swoim partnerem albo z kimś innym, jak dotąd
niewidocznym. Nie wykazując takiej finezji jak przybysz, para okrążała tłum, odpychając i
roztrącając maruderów. Przybysz nie szukał jednak wolnej przestrzeni, tylko tkwił cały czas w
samym środku tłumu. Chcąc się do niego dostać, ścigające go zbiry musiały utorować sobie
drogę.
Ostatecznie to właśnie zrobili, czym skłonili Poste'a do czynu. Jego postępek każdy, kto go znał,
określiłby jako nietypowy.
Tak szybko, jak tylko potrafił, pobiegł kładką dla pieszych do swojego odkrytego śmigacza,
który był zaparkowany poziom wyżej, blisko wyjazdu z parkingu. Przeskoczył nad drzwiami
pojazdu - które i tak nie działały - usiadł za sterami i wcisnął guzik zapłonu. Kilka podobnych
pojazdów repulsorowych czekało w kolejce do wyjazdu, a więc Poste skierował się w stronę
wjazdu, ignorując syntetyczne głosy dwóch droidów porządkowych i błyskające światła kamer
monitoringu. Tablice rejestracyjne śmigacza i tak były sfałszowane, więc kto by się przejmował?
Zanim wyleciał z parkingu i dotarł do zamkniętych pasów ruchu, dochodzących do postoju
taksówek repulsorowych, stało się jasne, że doszło do rękoczynów. Istoty pierzchały na
wszystkie strony, zewsząd nadciągały droidy porządkowe, a w oddali słychać było syreny
pojazdów policyjnych. Kiedy tłum się na chwilę rozstąpił, Poste dostrzegł, jak przybysz
przeskakuje nad ciałem leżącego na wznak jednego ze zbirów; drugi na czworakach szukał
swojego blastera, a z nosa leciała mu krew. Jednak przybysz w dalszym ciągu nie był bezpieczny.
Krzykliwy śmigacz sorosuub przemknął koło Poste'a, po czym zaleciał mu drogę i zatrzymał się
gwałtownie na skraju platformy postoju. Z kabiny pasażerskiej wygramoliło się dwóch
humanoidów - jeden z nich rasy Iktotchi; w ich dłoniach błysnęła broń. Widząc to, przybysz
odwrócił się na pięcie i rzucił się w kierunku kasy postoju. Czarna aktówka zniknęła.
Poste zwietrzył szansę i postanowił ją wykorzystać. Wyminął stojącego sorosuuba i podleciał do
kasy w chwili, gdy przybysz wyłonił się z tłumu, prawie w ogóle niezmęczony i profesjonalnie
czujny.
- Wsiadaj! - krzyknął Poste. Wskazał kciukiem za siebie. - Masz następnych na karku!
Przybysz zawahał się, ale tylko przez chwilę. Przeskoczył przez drzwi i wylądował zwinnie na
siedzeniu śmigacza.
- Masz blaster?
Poste podciągnął koszulę, odsłaniając galactic F-7 firmy Frohard wetknięty za pasek spodni.
Przybysz błyskawicznym ruchem wyciągnął niewielką broń, włączył ją i przyłożył Poste'owi do
skroni.
- Mam nadzieję, że nie bierzesz w tym udziału!
- Jestem twoją szansą ucieczki! - odparł Poste, wybałuszając oczy.
Przybysz popatrzył na niego, mrużąc oczy.
- A co to, dzień dobrych uczynków?
Za nimi trzech napastników porzuciło swojego nieprzytomnego towarzysza i ruszyło w stronę
śmigacza. Jeszcze dalej dwa pojazdy policyjne próbowały przedrzeć się przez skupisko ślizgaczy
i taksówek repulsorowych.
- Na co czekasz?
Wciąż oszołomiony jego zachowaniem, Poste zamarł na chwilę. To jednak i tak nie miało
znaczenia. Przybysz pchnął dzwignię przepustnicy do przodu, aż Poste uderzył głową o zagłówek
i omal nie wypuścił z rąk drążka sterowniczego. Dochodząc do siebie, Poste zobaczył, że
przybysz zaciska lewą rękę na drążku i lawiruje już pomiędzy pojazdami.
Zmigacze po obu stronach skręcały i zderzały się ze sobą Ruch powietrzny na Nar Shaddaa był
często porównywany do tego na Coruscant, z jedną wszakże zasadniczą różnicą - o ile na
stołecznej planecie za lekceważenie innych uczestników ruchu można było zarobić najwyrazniej
parę epitetów i obscenicznych gestów, to na Księżycu Przemytników kierowcy nierzadko
odpowiadali blasterowymi błyskawicami i przyłączali się do pościgu.
Przeklinając się w duchu za mieszanie się w nieswoje sprawy, Poste spróbował odzyskać stery.
- Ja zapłaciłem za ten śmigacz!
Przybysz nie cofnął ręki.
- Nie wiem, ile zapłaciłeś, ale na pewno za dużo.
- Kto tu kogo ratuje?
- To się jeszcze okaże.
Pierwsza blasterowa błyskawica zaskwierczała mu nad głową i Poste obsunął się na siedzeniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]