[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ulotne, podobne do gromnic dryfujące światełka, ale były to zapewne tylko pro-
jekcje jego mózgu, który nie zapomniał jeszcze światła. Mimo to ostrzegł chłopca,
żeby nie wsadzał nogi do wody.
Dalmierz w jego głowie nieprzerwanie wiódł ich dalej.
Zcieżka przy podziemnej rzece (ponieważ była to ścieżka: wyrównana i lekko
obniżona w stosunku do terenu po obu stronach) prowadziła stale w górę, ku zró-
dłom, w regularnych odstępach mijali przekrzywione kamienne słupy, z których
wystawały żelazne kółka; być może uwiązywano przy nich kiedyś woły lub konie
pocztowe, w stojących przy każdym z nich stalowych butlach osadzono elektrycz-
ne pochodnie teraz wszystkie martwe i ciemne.
W trakcie trzeciego popasu chłopiec trochę się oddalił. Rewolwerowiec sły-
szał cichą rozmowę kamyków poruszanych jego stopami.
Ostrożnie powiedział. Nie widzisz, gdzie stąpasz.
114
Czołgam się. Tu są. . . ja cię kręcę!
Co takiego?
Rewolwerowiec ukucnął i dotknął dłonią rękojeści rewolweru. Przez chwilę
trwała cisza. Natężał na próżno wzrok.
To chyba tory kolejowe stwierdził w końcu niepewnym tonem chłopiec.
Rewolwerowiec wstał i stawiając przed sobą ostrożnie stopy, żeby nie wpaść
w dziurę, ruszył powoli w stronę jego głosu.
Tutaj.
Z mroku wysunęła się ręka i musnęła jego twarz. Chłopiec świetnie sobie
radził w ciemności, lepiej niż on. Jego oczy wydawały się rozszerzać tak bardzo,
że ginął w nich wszelki kolor. Rewolwerowiec zobaczył to, gdy skrzesał ogień,
w łonie gór nie było niczego, co mogłoby posłużyć za opał, a to, co zabrali ze sobą,
szybko obracało się w popiół. Pokusa skrzesania ognia była chwilami prawie nie
do opanowania.
Chłopiec stał przy pochyłej skalnej ścianie, wzdłuż której biegły, znikając
gdzieś w mroku, metalowe druty. Na każdy z nich nanizane były czarne kolby,
które mogły być kiedyś przewodnikami prądu. Niżej, zaledwie kilka cali nad ka-
miennym podłożem, biegły szyny z lśniącego metalu. Co mogło po nich kiedyś
mknąć? Rewolwerowiec mógł sobie tylko wyobrazić czarne elektryczne pociski
lecące przez tę wieczną noc z budzącymi grozę, świecącymi z przodu oczyma.
Nigdy nie słyszał o takich rzeczach. Ale na świecie prócz demonów były tak-
że szkielety. Spotkał kiedyś pustelnika, który zdobył quasi-religijną władzę nad
trzódką żałosnych poganiaczy bydła dzięki temu, że miał starożytną pompę ben-
zynową. Pustelnik kucał, obejmując ją zaborczym gestem, i wygłaszał niekoń-
czące się szalone, posępne kazania. Co jakiś czas kładł między nogami wciąż
błyszczącą stalową dyszę, dołączoną do zgniłego gumowego węża. Na pompie
znajdował się całkowicie czytelny (chociaż nadgryziony przez rdzę) legendarny
napis o nieznanym znaczeniu: AMOCO. Bezołowiowa. Amoco stało się totemem
boga gromodzierżcy i czcili go, wyrzynając w szalonym transie owce.
Wraki, pomyślał rewolwerowiec. Pozbawione znaczenia wraki zagubione na
piaskach, które były niegdyś morzami.
A teraz te szyny.
Pójdziemy wzdłuż nich powiedział.
Chłopiec nie odezwał się ani słowem.
Rewolwerowiec zgasił ogień i poszli spać. Kiedy się obudził, chłopiec, który
wstał wcześniej, siedział na jednej z szyn, obserwując go niewidzącym spojrze-
niem w ciemności.
Ruszyli wzdłuż torów niczym ślepcy, rewolwerowiec pierwszy, chłopiec
w ślad za nim. Towarzyszył im miarowy szum płynącej po prawej stronie rze-
ki. Nie rozmawiali ze sobą i tak minęły im trzy okresy pomiędzy przebudzeniem
115
się a udaniem na spoczynek. Rewolwerowiec nie czuł potrzeby, by się nad czymś
konkretnie zastanawiać albo coś planować. Miał pozbawione wizji sny.
Po trzecim popasie dosłownie wpadli na drezynę.
Rewolwerowiec walnął o nią piersią, a idący obok chłopiec uderzył się w czoło
i z krzykiem przewrócił się na ziemię.
Rewolwerowiec natychmiast skrzesał ogień.
Nic ci się nie stało?
Jego słowa zabrzmiały ostro, prawie wrogo. Chłopiec skrzywił się.
Nic odpowiedział.
Trzymając się ostrożnie za głowę, potrząsnął nią, żeby upewnić się, czy rze-
czywiście nie doznał żadnego urazu. Po chwili przyjrzeli się temu, na co wpadli.
Na torach stała płaska metalowa platforma z podobną do huśtawki dzwignią po-
środku. Rewolwerowiec nie miał pojęcia, co to może być, ale chłopiec od razu się
zorientował.
To drezyna powiedział.
Co takiego?
Drezyna powtórzył niecierpliwie chłopiec. Taka jak na starych
filmach. Zobacz.
Wdrapał się na platformę, podszedł do dzwigni i starając się przesunąć ją
w dół, cały się na niej uwiesił, z ust wydarło mu się stęknięcie. Drezyna poto-
czyła się z cichą bezczasowością po torach i stanęła kilkanaście cali dalej.
Trochę ciężko chodzi stwierdził przepraszającym tonem chłopiec.
Rewolwerowiec wskoczył na platformę i opuścił dzwignię. Pojazd ruszył po-
słusznie do przodu, a potem się zatrzymał. Pod stopami czuł obracający się wał
napędowy. Drezyna spodobała mu się z wyjątkiem pompy w przydrożnym za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]