[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spędziła bezsenną noc, rozważając różne możliwości i konsekwencje swoich
decyzji na przyszłość.
Dokładnie o wpół do ósmej Jake zadzwonił z recepcji. Kazała mu przyjść na
górę.
Gdy otworzyła drzwi, serce jej załomotało. Wyglądał rewelacyjnie. Zaschło
jej w ustach, a puls przyspieszył. Nie mogła się powstrzymać od patrzenia na jego
usta i wspominania jego pocałunków.
- Wyglądasz wspaniale - powiedział.
- Dziękuję. - Odeszła, żeby powiększyć dystans między nimi. Musiała się
wspiąć na wyżyny, bo czuła nadchodzącą bitwę.
- I jak hotel? Mój przyjaciel czeka na dole, jeśli tylko zechcesz się przepro-
wadzić. Mogę ci wynająć luksusowy apartament.
- Wygodnie mi tu, gdzie jestem - odpowiedziała, zastanawiając się, jak długo
będą tacy uprzejmi wobec siebie.
Nastąpiła długa chwila pełnej napięcia ciszy.
- Zdecydowałaś się już? Przyjmujesz moją propozycję? - spytał Jake.
- Dużo nad tym myślałam. Nie spałam całą noc. - Uniosła głowę. - Powiedzia-
łeś, że jesteś gotów do negocjacji. Uczyłeś mnie, żeby ratować, co się da.
W jego oczach rozbłysło rozbawienie.
- Rzeczywiście, dałem ci taką radę.
- Mam nadzieję, że się nauczyłam. Radziłeś też, żeby słuchać uważnie oferty,
a potem rozważyć możliwości.
S
R
- Być może dałem ci za dużo dobrych rad - zauważył kwaśno.
Podobała jej się ta gierka na słowa, ale wiedziała, że na dłuższą metę nie ma
szans.
- Przemyślałam wszystko, rozważyłam możliwości, spojrzałam w przyszłość.
Chcę ten milion, który obiecałeś. Nie mogę z tego zrezygnować - wypaliła, a on się
lekko uśmiechnął.
- Cieszę się, że się uspokoiłaś i spojrzałaś realnie - odpowiedział z satysfakcją
w głosie.
- Zostanę z tobą sześć miesięcy, pod warunkiem, że dokładnie spiszemy
umowę. %7ładnych praw małżeńskich, małżeństwo tylko na papierze.
- Zgoda - oświadczył. - Wydaje mi się, że stawiasz jeszcze jakieś warunki.
- Jesteś czujny, jak zwykle - zauważyła, przygotowując się na burzę, która za-
raz nastąpi. - Wiem, że ten milion to dla ciebie jak kieszonkowe, więc na razie wie-
le nie poświęcasz. - Serce jej przyspieszyło, gdy spojrzał na nią.
- Milion dolarów to jednak nie jest kieszonkowe. Ile jeszcze chcesz? - spytał,
wpatrując się w nią intensywniej.
- Nie chcę więcej pieniędzy - odparła. - To twój świat kręci się wokół pienię-
dzy. Mój nie. Mój obraca się wokół ludzi i ich potrzeb.
- A więc? Czego jeszcze chcesz?
- Ciebie. Chcę, żebyś poświęcił cztery godziny w tygodniu w sobotnie popo-
łudnia, żeby trenować futbol z dzieciakami.
- Hej, nie mogę spędzać mojego cennego czasu z jakąś bandą dzieciaków. Nie
ma mowy. Nie mogą mieć treningów w szkole?
- Im jest potrzebne zainteresowanie.
- Nie będę trenował żadnych chłopaków. Zapomnij o tym, Emily. Nie chcę
mieć nic wspólnego z dzieciakami - wykrzyknął.
Nie spała do czwartej rano, rozważając różne opcje. Była to okazja, aby
wstrząsnąć jego światem i uzyskać należną zapłatę za jego oszustwo. Taka sposob-
S
R
ność się więcej nie zdarzy. Nie miała zamiaru teraz zrezygnować.
- Wiem, że nie chcesz, ale ja też nie chcę zamieszkać z tobą. - Starała się, aby
to zabrzmiało nonszalancko.
Prócz tego, żeby wyrównać z nim rachunki, chciała pomóc chłopcom. Podej-
rzewała, że gdyby udało jej się naprawdę do niego dotrzeć, spojrzałby inaczej na
cudze problemy i mógłby pomóc wielu ludziom. Na razie czekała ją walka.
- Nie - upierał się. - To nierozsądne żądanie. Wykorzystuję mój czas znacznie
bardziej produktywnie.
- Dla ciebie produktywnie. W porządku, jeżeli nie chcesz przyjąć moich wa-
runków, wezwiemy adwokatów i rozwiążemy nasze małżeństwo.
Popatrzył na nią, a ona odwzajemniła spojrzenie. Cieszyła się, że znajduje się
tak daleko od niego, bo jej serce biło jak oszalałe. Nigdy w życiu nikomu nie grozi-
ła, ale teraz była zdecydowana i wściekła.
Znów zapanowało milczenie. Milczenie i niezdecydowanie zupełnie nie było
w jego stylu. Nie była pewna, czy czekać, czy domagać się odpowiedzi.
- No więc? - spytała w końcu.
- Do cholery, dam ci dwa miliony, tylko nie każ mi się zajmować tymi bacho-
rami - wybuchnął. - To bardzo dobra oferta.
Starała się nie okazać radości. Był skłonny do negocjacji i nie miał żadnego
argumentu. Pokręciła głową.
- Moja oferta jest twarda. Nie ma treningów, nie ma umowy.
- Nie zrobisz tego, Emily. Stracisz milion.
- No to co? - odpowiedziała, modląc się, żeby nie zmiękła.
Popatrzył na nią z wściekłością i wiedziała, że rozważa możliwości.
- Nie nadaję się do pracy z bandą nastolatków.
A więc nie odrzucił jej propozycji.
- Wiesz dużo o piłce nożnej - przypomniała mu. - To są dzieciaki. Wiesz wię-
cej niż oni. Na pewno ci się uda. Udaje ci się wszystko, do czego się zabierasz.
S
R
- Nie wiem nic o nastolatkach.
- To nie tak, Jake. Kiedyś sam nim byłeś. Miałeś kolegów. Trenuj ich albo
odejdę z twego życia - zagroziła. - To tylko kilku chłopców. Nie boisz się stanąć
przed jakąś radą nadzorczą, której członkowie chcą cię rozszarpać na kawałki. Lu-
bisz współzawodnictwo. Te chłopaki będą cię uwielbiać. Mogę nawet iść z tobą
pierwszy raz i cię przedstawić.
- Wyjaśnijmy to. Jeżeli przyjmę twoje żądania, zostaniesz sześć miesięcy w
moim domu, jako moja żona, wyłącznie formalnie. Ludzie będą nas uważali za re-
gularne małżeństwo. W zamian ja ci zapłacę milion i będę trenował czterech chłop-
ców. Zgadza się?
- Tak - potwierdziła.
Znów zapadło milczenie. Jeszcze sześć miesięcy temu Emily przeraziłaby się
jego spojrzenia i poddała się. Ale teraz wystarczyło pomyśleć o jego oszustwie i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]