[ Pobierz całość w formacie PDF ]
młodsza i nie miała męża - wyszeptała.
Gdyby nawet odjęła sobie te dwadzieścia lat, to i tak byłaby
nadal starsza od Matta przynajmniej o kolejnych dziesięć.
Ta uwaga i tak nie była taka zła. Pózniej pojawiły się inne,
naprawdę upokarzające.
- Kochanie - powiedziała do Lauren teatralnym szeptem
jedna z najbardziej poważanych mieszkanek. - Wygląda na
takiego, który jest świetny w łóżku.
Czuła, że pali się ze wstydu. Jedyną rzeczą, która ją uchro-
niła od spalenia się ze wstydu było to, że Matt był pochłonięty
rozmową z emerytowanym właścicielem firmy budowlanej.
Nawet nie chciała myśleć o Matcie jako o zręcznym kochanku.
Chciała pominąć temat, który od tak dawna był jej obcy. Ode-
tchnęła z ulgą, kiedy Matt wyciągnął ją do tańca. Był niezłym
54
S
R
tancerzem. Pachniał chyba mydłem. Czymś niewątpliwie czy-
stym, o świeżym zapachu. Z pewnością produkt ten był skie-
rowany do mężczyzn. Jego skóra była gładka i świeżo ogolona.
Zachęcała do dotyku. Powstrzymała się, aby nie musnąć dłonią
jego policzka.
Specjalnie zaczęła się rozglądać na boki.
- Podobają mi się twoi znajomi - rzucił, próbując przyciąg-
nąć jej zainteresowanie. - Są bardzo ze sobą związani.
- Nie znasz ich nawet w połowie - burknęła, myśląc o tych
wszystkich osobistych uwagach, których musiała wysłuchi-
wać przez cały wieczór.
Uśmiechnął się lekko.
- Nie słyszałaś? Podobno wyglądam na świetnego w łóżku.
Oblała się rumieńcem.
- Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego muszę brać te
wszystkie lekcje randkowej etykiety, kiedy najwyrazniej mo-
je zalety jako kochanka mówią same za siebie - zapytał, ha-
mując
uśmiech.
Na samo słowo kochanek" przeszył ją dreszcz. Wiedziała,
że nie ma bezpiecznej odpowiedzi na takie pytanie.
- Twoje zalety przemawiają jedynie do tych pań, które zapra-
szają cię do walca czy fokstrota i są dwa razy starsze od ciebie.
- Kiedy byliśmy mali, moja mama zapisała nas na kurs tań-
ca - wyznał po lekkim namyśle.
- %7łartujesz! - Znała z widzenia członków rodziny Whitta-
kerów i nie mogła sobie wyobrazić Matta i jego braci, typo-
wych macho, przyswajających kroki tańców towarzyskich.
- To musiał być wielki wysiłek, aby utrzymać nas w ry-
55
S
R
zach na tego typu zajęciach. - Skrzywił się. - Mój brat Noah
postanowił sabotować siebie samego. Potykał się i wywracał.
Chciał zostać wyrzucony.
- Podziałało?
- Nie. - Zaśmiał się. - Ale musiał za to pójść do pediatry.
Mama myślała, że coś jest u niego nie w porządku z umie-
jętnością utrzymania równowagi. Poza tym miał reputację
klasowego błazna.
- Ja uwielbiałam lekcje tańca.
Spojrzał na nią.
- Założę się, że kiedy byłaś małą dziewczynką, chciałaś zo-
stać baletnicą.
- Może od pierwszej do czwartej kasy - powiedziała z zadu-
mą w głosie. - Szkoda tylko, że moje nogi nie urosły dłuższe.
Odchylił się do tyłu, udając, że sprawdza długość jej koń-
czyn. Ich oczy się spotkały.
- Wydaje mi się, że wszystko z nimi w porządku.
- Dziękuję, ale to ja byłam jedną z tych dziewczynek, którym
ty i twoi bracia deptali po palcach.
Spojrzał na nią, marszcząc z niedowierzaniem brwi.
- Nie sądzę, abym kiedykolwiek potknął się o twoje palce.
- Obniżył głos. - Może próbowałem innych sposobów, aby
przyciągnąć twoją uwagę, ale nigdy deptania.
Stali tak blisko siebie, że czuła gorąco bijące z jego mu-
skularnego ciała. W odpowiedzi jej biust zafalował. Wszystko
zafalowało.
Zabranie go ze sobą na ten ślub było błędem. Przez pięć
ostatnich lat jej życie było ubogie w romantyczne uniesie-
56
S
R
nia. Przebiegało jednak spokojnie i było uporządkowane.
Dokładnie takie, jak chciała. Nie była gotowa na powtórkę z
przeszłości.
Obiecała sobie, że gdy tylko wróci do biura, natychmiast
powróci do szukania odpowiedniej kandydatki dla Matta. Nie
chciała roztrząsać faktu, że sama myśl o tym napawała ją
smutkiem.
Niestety Matt wydawał się nie rozumieć jej dylematów
swatki. Bawił się w najlepsze z weselnymi gośćmi, rozśmie-
szał ich i wcale się nie tłumaczył, że jest tylko jej klientem.
Był gwiazdą wśród tłumu z Sosnowego Wzgórza. A jej rola
[ Pobierz całość w formacie PDF ]