[ Pobierz całość w formacie PDF ]

urzędniczka, a dzieci instynktownie orientują się w takich subtelnościach. Niech Małgosia
wie, że chociaż nie ma rodziny, to ma przynajmniej przyjaciół.
Tymczasem nie miałem pojęcia, gdzie jej szukać. Postanowiłem zabrać Boksera i po
prostu przejść się po lesie, nawołując po drodze. Ale w którym miejscu zacząć, kiedy nie ma
zbyt wiele czasu?
Traf chciał, że natknąłem się na sąsiadkę z końca wsi. Szła w stronę drzew, od czasu
do czasu wołając na kota.
- Kici, kici, Zlicznotko, kici, kici... Pan słyszał, co za nieszczęście? A jeszcze ta mała
Małgosia podobno im uciekła! Widziałam, jak leciała, ale skąd mogłam przypuszczać...?
- W którą stronę biegła?!
- A tam, drogą w górę, wprost do lasu. Nawet się zdziwiłam, bo ten las w tym miejscu
gęsty, dziki zupełnie, zarośnięty, nawet ścieżek żadnych tam nie ma, pokłuć się tylko można i
tyle. I moja kotka, moja Zlicznotka, wie pan, ta trzykolorowa, proszę sobie wyobrazić... Zaraz
w ślad za nią poleciała! Często za tą małą chodzi i zawsze spokojna o nią byłam, ale w tej
sytuacji? Pan rozumie. Jeszcze kto strzeli do niej, jak tę obławę będą robić!
- Jeszcze tego by brakowało, żeby strzelali. Na pewno nie, proszę się nie martwić.
Znajdą się obie, zobaczy pani. Właśnie idę szukać Małgosi, to rozejrzę się i za kotką.
- O, to dziękuję panu bardzo! Oni mogą strzelać, mordercy, co to, pan nie wie? Aatwo
im do zwierzęcia bezbronnego strzelić, co to dla nich. Sumienia to oni żadnego nie mają,
diabły jedne!
- Sąsiadko kochana, ale przecież nie policja!
- Ale też władza, panie, też władza! Pozwala się, żeby typki spod ciemnej gwiazdy
strzelały sobie do naszych zwierzaków! - Sąsiadka nie ustąpiła. - Jakby mogli, to i nas by
powystrzelali! A Małgosia, tak po prawdzie, to lepiej, żeby im uciekła, bo zaraz ją w
sierocińcu zamkną i zmarnują, a tu stara Antoniakowa by się nią zaopiekowała. Wszyscy
przecież byśmy pomogli, jakby trzeba było.
*
Wzruszyło mnie to oświadczenie. Są dobrzy ludzie w naszej wsi. Małgosia pewnie
nawet nie zdaje sobie sprawy, ilu ma tutaj przyjaciół.
*
Postanowiłem od razu skręcić ku drzewom, nie wracać po psa. Naprawdę zostało
niewiele czasu. Jak się za chwilę okazało, była to rozsądna decyzja.
*
Pod samym lasem, obok basenu przeciwpożarowego, spotkałem małego chłopca z
rowerkiem. Miał może osiem, najwyżej dziewięć lat i rezolutny wyraz twarzy. Akurat coś
dłubał przy swoim pojezdzie.
- Dzień dobry, szuka pan Małgośki? - zapytał porozumiewawczo.
- A wiesz, gdzie ona jest?
- Wiem, ale nie powiem! Ja nie kabluję, proszę pana.
- No przecież! Ale mnie możesz powiedzieć. Jeśli ja jej nie znajdę, to znajdą ją
policjanci - powiedziałem szczerze. - Co byś wolał na miejscu Małgosi?
Chłopczyk podumał chwilę.
- Ja to bym wolał, żeby policjanci. Tak, jak na filmach. Ale jej nikt nie znajdzie, jak
sama nie będzie chciała, żeby ją znalezli - odparł rozsądnie. - Ona zna różne kryjówki.
Powiem panu, gdzie poszła, bo pan jest dobry. O, tędy pobiegła, do lasu, w tamtą stronę.
Wołałem za nią, że mogę jej zostawiać jedzenie koło basenu, jeśli chce, ale nie wiem, czy
słyszała. Bardzo szybko biegła! A z nią był kot, wie pan? Tak za nią leciał jak pies! Proszę
pana, a co Małgośka zrobiła, że ją policja ściga?
- Nic nie zrobiła. Policjanci jej wcale nie ścigają, tylko chcą się nią zaopiekować.
- Bo jej mama umarła, tak?
- Chyba tak...
- Ja się nią mogę zaopiekować! Bo ja ją lubię.
- Jesteś dobrym kumplem - pochwaliłem go.
- Ale wiesz, teraz muszę się pośpieszyć, a ty wracaj zaraz do domu, bo twoja mama
też cię pewnie szuka i się niepokoi.
- Eee, nie! Muszę jeszcze napompować koło. Dostałem pompkę od taty!
- To bardzo ładnie. Posłuchaj... Napompujesz potem. Masz dobre koła, przecież
widzę. A teraz lepiej, żeby cię tu nikt nie zobaczył. Bo jak panowie policjanci spytają, gdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •